Rosjanie podpalają Polskę i mieszają się do naszych wyborów, ale niewiele im możemy zrobić

Państwo Dołącz do dyskusji
Rosjanie podpalają Polskę i mieszają się do naszych wyborów, ale niewiele im możemy zrobić

Wiemy już, że Rosjanie podpalili halę przy ulicy Marywilskiej 44 w Warszawie. Całkiem możliwe, że to właśnie to państwo odpowiada za „zaangażowanie z zagranicy” w spreparowane materiały wyborcze. Do obecności opłacanych przez Kreml trolli internetowych mogliśmy się już przyzwyczaić, innego rodzaju ingerencje w wybory są bardzo prawdopodobne. Jak jednak możemy im się odpłacić pięknym za nadobne? Zamykanie kolejnych konsulatów może nie być najlepszym rozwiązaniem.

Afera z hejterskimi spotami wyborczymi bardziej pasuje do Rosjan niż do naszych partii politycznych

W poniedziałek 12 maja szef MSZ Radosław Sikorski poinformował, że Polska zamyka konsulat Federacji Rosyjskiej w Krakowie. To retorsje za podpalenie rok temu hali przy ulicy Marywilskiej w Warszawie. Placówka może funkcjonować do 30 czerwca. Swego rodzaju tajemnicą poliszynela jest to, że Rosjanie próbowali przeprowadzić w naszym kraju więcej tego typu zamachów. To odwet za wspieranie przez nasz kraj Ukrainy broniącej się przed inwazją. Teraz zaś mamy niezwykle ważne wybory prezydenckie w warunkach bardzo niestabilnej sytuacji prawno-politycznej. Dla rosyjskich służb to okazja idealna.

Jakiś czas temu ostrzegałem, że Polsce grozi zagraniczna ingerencja w wybory. Przy czym najbardziej prawdopodobnym sprawcą była i pozostaje Rosja oraz jej białoruska satrapia. W środę zaś wybuchła bardzo interesująca afera wyborcza, która ciągnie się przez następne dni. Zaczęło się od tego, że NASK poinformował o wykryciu prawdopodobnego przypadku mieszania w polską kampanię wyborczą.

Przypomnijmy, Ośrodek Analizy Dezinformacji NASK zidentyfikował reklamy polityczne na platformie Facebook, które mogą być finansowane z zagranicy. Materiały wyświetlane były na obszarze Polski. Zaangażowane w kampanię konta reklamowe w ciągu ostatnich 7 dni wydały na materiały polityczne więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.

Chodziło o spoty wyborcze promujące Rafała Trzaskowskiego i równocześnie uderzające w Karola Nawrockiego oraz Sławomira Mentzena. Dość szybko Wirtualna Polska zidentyfikowała, że w rzeczywistości w sprawę zamieszane miały być osoby pracujące dla fundacji Akcja Demokracja. Polecali oni aktorów firmie Estratos, która ma siedzibę w Wiedniu i jest zarządzana przez dwóch Węgrów. Jeden z nich Adam Ficsor był nawet ministrem kierującym służbami specjalnymi w rządzie Viktora Orbana.

Akcja Demokracja bardzo szybko odcięła się od całej sprawy. Platforma Obywatelska zapowiedziała zaś pozew w trybie wyborczym dla Sławomira Mentzena, który oskarżył tę partię o nielegalne finansowanie materiałów wyborczych właśnie w ten sposób. NASK zaś wydał oświadczenie, w którym podtrzymuje swoją dotychczasową ocenę.

Należy dodać, że z perspektywy prawa polskiego istotne jest to, że emitowane reklamy polityczne nie były oznaczone przez komitet wyborczy i nie spełniały wymogów Kodeksu Wyborczego. NASK wezwał również firmę Meta do wstrzymania emisji reklam. Zgłoszonych zostało 135 reklam. Ustalenia NASK dotyczące potencjalnych wątków zagranicznych zostały przekazane właściwym służbom. Podtrzymujemy, że w badanych działaniach widzimy zaangażowanie z zagranicy.

Ingerencje w wybory to jedna z wielu rosyjskich specjalności

Ktoś mógłby w tym momencie spytać, gdzie w tym wszystkim ingerencje w wybory ze strony akurat Rosjan. W alternatywne wyjaśnienia tego całego zamieszania trudno byłoby uwierzyć. Węgrzy to tradycyjni sojusznicy Prawa i Sprawiedliwości oraz szeroko rozumianej prawicowo-konserwatywno-populistycznej międzynarodówki. Rząd Viktora Orbana zabiera też jawnie prorosyjskie stanowisko w polityce europejskiej. Wiedeń zaś jeszcze od czasu Zimnej Wojny był istną wylęgarnią szpiegów, także tych rosyjskich.

Także elementy rodzimej politycznej układanki podpowiadają, że ingerencje w wybory z zagranicy są bardziej prawdopodobne. Platformie Obywatelskiej teoretycznie mogłoby przyjść do głowy uskuteczniać kampanię czarnego PR-u na lewo, ale czemu miałaby to robić akurat węgierskimi rękoma? Prawu i Sprawiedliwości cała afera może się potencjalnie przysłużyć, bo podkopuje i tak znikome zaufanie wyborców do swojego głównego rywala. Do tego odwraca uwagę od ich kandydata. Równocześnie jednak taki plan mógłby bardzo łatwo wypalić im w twarz, jeśli kampania uderzająca w Nawrockiego Mentzena okazałaby się skuteczna.

Warto przy tym wspomnieć, że NASK w tym samym oświadczeniu wspomniał wprost o rosyjskim śladzie w innych sprawach związanych z wyborami.

NASK monitoruje również bieżące działania w sieci, efektem jest zgłoszenie już ponad 10 tysięcy kont zaangażowanych w operacje dezinformacyjne, m.in. w rosyjską kampanię Overload – rozpowszechniającą fałszywe doniesienia o zagrożeniu terrorystycznym w dniu 18 maja. NASK również identyfikuje i przeciwdziała trwającej kampanii SMS-owej, której treść ma charakter prowokacyjny, bazuje na wrażliwych tematach społecznych (np. zasiłek pogrzebowy) i może służyć polaryzacji oraz podważaniu zaufania do instytucji. Do tej pory zgłoszono do nas 100 takich wiadomości.

Ingerencje w wybory to zresztą dość popularna zagrywka Kremla. Mieszali w wybory w prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2016 r., kampanię przed referendum w sprawie Brexitu w 2014 r. Także w Polsce regularnie jesteśmy ostrzegani, że Rosjanie mogą uskuteczniać dezinformację. Wpisuje się to całkiem nieźle w strategię tworzenia podziałów wewnątrz społeczeństw zachodnich, podkręcania polaryzacji i osłabiania wrogich państw od środka.

Polskie wysiłki na rzeczy sprawiedliwego pokoju w Ukrainie uderzą w Rosję bardziej niż utrata konsulatu

Skoro wiemy, że Rosja próbuje nam wszelkimi możliwymi sposobami zaszkodzić, to powinniśmy się zastanowić, jak możemy im się za to odpłacić. Wracamy tym samym do nieszczęsnego konsulatu w Krakowie. Zamknęliśmy im już placówkę w Poznaniu, oni odpowiedzieli likwidacją polskiego konsulatu w Petersburgu. Ot, zwyczajowa wymiana dyplomatycznych uprzejmości. Teraz zostały nam jeszcze dwa konsulaty: w Królewcu i w Irkucku. Możemy się spodziewać, że przynajmniej jeden z nich zostanie niedługo zamknięty.

Łatwo byłoby dojść do wniosku, że jest to mała strata. Obsługa obywateli RP przebywających w jawnie wrogim państwie nie wydaje się przesadnym priorytetem. Jeśli ktoś sam dobrowolnie wyprawił się do putinowskiej Rosji albo mieszka w tym kraju, to w zasadzie jest sam sobie winien. Problem w tym, że konsulaty zajmują się także wsparciem Polonii. Na terytorium Federacji Rosyjskiej wciąż pozostaje całkiem sporo potomków zesłańców. Dotyczy to także tej azjatyckiej części. Takie osoby nie będą mogły po prostu pofatygować się do ambasady w Moskwie albo liczyć na skuteczną pomoc ze strony jej pracowników.

Czy zamknięcie konsulatu w Krakowie powstrzyma akty terroryzmu ze strony Rosjan i ich ingerencje w wybory? Ależ skąd. Czy zaszkodzi realnie naszym sąsiadom? Również nie. Nie chciałbym w tym wypadku krytykować decyzji naszego rządu, która zamyka się przecież w ramach zwyczajów dyplomatycznych. Powinniśmy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że relacje polsko-rosyjskie są już na tyle złe, że cywilizowane sposoby na wyrażanie niezadowolenia nie przynoszą już większego rezultatu. Ostentacja w tym przypadku nie da nam już wiele ponad satysfakcję, która w polityce nie jest wiele warta.

Cóż nam w takiej sytuacji pozostaje? Robić swoje. Polska powinna dalej zabiegać o utrzymanie ostrego kursu wobec Rosji przez Unię Europejską i NATO. Oznacza to między innymi kontrowanie wysiłków państw takich jak Węgry, które zabiegają o zniesienie wszelkich możliwych sankcji w imię „pokoju”. Wspieranie Ukrainy pozostaje w interesie naszego kraju. Nawet jeśli ten interes sprowadza się po prostu do grania Rosjanom na nosie przy każdej możliwej okazji.