Czy możliwy jest obiad w cenie poniżej trzech złotych? Okazuje się, że jak najbardziej. Niestety, na takie traktowanie cywile nie mogą liczyć – to przywilej wojskowych. Armia karmi więc za grosze, ale czy wojskowe posiłki da się w ogóle jeść?
Jak karmi wojsko? Tanio, bardzo tanio
Do redakcji serwisu Gazeta.pl napisał czytelnik – nie wiadomo, czy jest żołnierzem, czy też nie. Wiadomo natomiast, że chodziło o stołówkę 21. Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Elblągu. Czytelnik chciał się podzielić zaskoczeniem z wizyty w wojskowej stołówce. Do swojego listu miał załączyć paragony. Co z nich wynikało?
Otóż obiad złożony z: zupy cebulowej w bulionie z grzankami, ziemniakami z wody 200 gram, surówki z ogórków kiszonych z cebulą oraz kapusty czerwonej zasmażanej 100 gram kosztował… 1,68 zł!
A co jeśli ktoś chciał zjeść coś z mięsem? Zestaw z zupą, ziemniakami i schabowym miał kosztować około 5 złotych. Jeśli któryś mundurowy zadowolił się natomiast kaszą gryczaną, pulpetami i kapuśniakiem, to zapłacił zaledwie 2,91 zł.
Co na to wszystko armia? Rzecznik 21. Bazy Lotnictwa Taktycznego powiedział Gazecie, że żołnierze ponoszą tylko koszt samych produktów, z których powstał posiłek. A to oznacza, że do ceny nie są wliczane na przykład koszty przygotowania, obsługi, podatków, pomieszczenia – i tak dalej. Rzecznik dodał jeszcze, że żołnierz musi jeść to, co mu da armia – bo mundurowi nie mogą wnosić jedzenia na teren jednostki.
Jest więc tanio. Ale czy dobrze?
Czy jak karmi wojsko, to da się to zjeść?
Jak jednak wiadomo, niska cena nie zawsze równa się z dobrą jakością. Czy więc jedzenie za grosze w 21. Wojskowym Oddziale Gospodarczym w Elblągu jest zjadliwe? Nie wiem. Ale mogę się podzielić niedawnym doświadczeniem z wojskowym jedzeniem. Otóż niedawno byłem w legendarnej Szkole Orląt w Dęblinie. I tam miałem okazję zjeść „żołnierski obiad”. Nie powiem – na początku się nieco obawiałem. Jak się okazało – zupełnie niesłusznie.
Nie tylko był bardzo pożywny, ale też zdrowy – była kasza, a nawet brokuły. Oczywiście posiłek rozpoczął się od tradycyjnej grochówki. Potem dostałem mięso, surówki, a na końcu pyszny mus. Do tego wszystkiego jeszcze całkiem niezły kompot. Poczułem się najedzony, ale moje kubki smakowe też nie narzekały. To był obiad tylko dla podchorążych, więc wojskowych, którzy uczą się na oficerów. Domyślam się więc, że oficerowie jadają jeszcze lepiej.
Zapewne życie w mundurze ma swoje cienie i blaski. Ale na pytanie „Jak karmi wojsko?” ze swojego doświadczenia muszę powiedzieć, że dobrze, bardzo dobrze. A teraz wychodzi jeszcze na to, że też tanio. Bardzo tanio.
Jednak ten, kto chciałby regularnie jadać w wojskowej stołówce, musi iść w kamasze. Bo niestety, zasadniczo tylko wojskowi mogą tam się stołować.