Kolejne obietnice wyborcze sypią się kandydatom jak z rękawa. W walce o głosy sięgnięto nawet po poparcie antyszczepionkowców. Następni w kolejce czekają płaskoziemcy, denialiści klimatyczni, k-poperki czy czarodzieje czystej krwi.
Kolejne obietnice wyborcze to polityczny cynizm
Paryż wart jest mszy – takie słowa miał wypowiedzieć Henryk IV zanim dzięki zmianie wyznania na katolickie objął tron Francji. Był jednym z pretendentów do tronu Francji, która stała w ogniu wojen religijnych, gdzie ścierali się wyznawcy trzech nurtów religijnych. Sam był protestantem, który przy bramach Paryża stanął przed prostym wyborem – wzięcie miasta szturmem i późniejsze problemy z utrzymaniem władzy, czy pokojowy kompromis, który zakładał zmianę wyznania.
To powiedzenie stało się kwintesencją politycznego cynizmu. Władza warta jest wyrzeczeń i zmiany wyznawanych zasad. Jak dokładnie wygląda polityczny cynizm widzimy na finiszu kampanii wyborczej. Obecnie toczy się bój o wyborców Krzysztofa Bosaka i Szymona Hołowni. Wymaga to wielu karkołomnych sztuczek i radykalnych zmian poglądów. Można np. popierać małżeństwa jednopłciowe, ale z dumą patrzeć na tradycyjny model rodziny. Można wpisać do konstytucji zakaz adopcji dzieci przez związki jednopłciowe, ale równocześnie mówić o tym, że jest się otwartym na dialog w tej sprawie.
Podczas poniedziałkowych samotnych debat kandydatów mieliśmy kolejny festiwal obietnic oraz uśmiechów do kolejnych grup wyborców. Prezydent Andrzej Duda postanowił wypowiedzieć się o szczepionkach. Stwierdził, że absolutnie nie jest zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych. Nigdy nie zaszczepił się na grypę, bo nie. Uważa że szczepienia na koronawirusa powinny być osobistą decyzją. Swoim zaskakującym oświadczeniem wprawił w zdumienie lekarzy. Wielu ludzi zastanawia się, czy był to faktyczny pogląd Andrzeja Dudy, czy cyniczna gra obliczona na zdobycie kolejnych głosów. Zdrowy rozsądek podpowiada, że to drugie, dlatego dla sztabów obu kandydatów prezentujemy grupy wyborców, które również czekają na dostrzeżenie i na okazanie im zrozumienia. To zawsze kolejne głosy, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę kandydata.
Na pierwszy ogień pójdą płaskoziemcy
Tutaj sprawa jest stosunkowo prosta, można przy okazji podkreślić swoje obycie w świecie i znajomość z przywódcami innych państw. Zaczynamy od opowieści o tym, że wybraliśmy się na drugi koniec globu z ważną wizytą dyplomatyczną. Mrugamy przy tym znacząco okiem, żeby wtajemniczeni wiedzieli o tym, że wiemy o międzynarodowym spisku ukrywającym płaską Ziemię. Nie możemy otwarcie kwestionować kulistości Ziemi, bo jak powszechnie wiadomo, rządy usuwają takich ludzi ze społeczeństwa i przetrzymują ich w tajnych bazach na Antarktydzie. Dlatego nasze zrozumienie dla sprawy musimy okazać dyskretnie. Możemy powiedzieć, że z okna samolotu Ziemia wygląda na całkiem płaską. Oczywiście nic nie kwestionujemy, w końcu eksperci są zgodni, że Ziemia jest okrągła, ale oficerowie naszej ochrony mieli ze sobą poziomice (ważna uwaga – jeżeli będziemy na Śląsku używajmy pojęcia waserwaga) i one ani drgnęły. Zastanawiające, prawda?
Warto pochylić się nad k-poperkami
Zaraz, zaraz, powie szef sztabu, przecież one nie mają czynnego prawa wyborczego. Nic bardziej mylnego. Część z nich ma, a reszta jak zorganizuje atak na komentarze na Facebooku lub Twitterze, to żadne struktury młodzieżowe partii nie będą w stanie sobie z nimi poradzić. Taktyka ta przypomina zerg rush znany ze Starcrafta. Dlatego można wykorzystać je, by głosowały na naszego człowieka, a jednocześnie zaatakowały profile społecznościowe kontrkandydata. Jak najlepiej je skusić? Bardzo prosto. Na wiecu wyborczym zamiast podniosłych dźwięków disco polo, lub innej równie patriotycznej muzyki należy puszczać utwory uznanej grupy BTS. Dodatkowo zapowiemy, że w podzięce za wysoką frekwencję będziemy organizować regularne koncerty największych gwiazd k-pop. Możemy również zachęcić młodych ludzi do opłacania abonamentu RTV – co roku w loterii, której uczestnicy muszą opłacać abonament, będzie do wygrania 5 wycieczek na koncert ulubionego zespołu w Seulu. Z ostatniego punktu możemy zrezygnować, jeżeli w planach mamy likwidację telewizji publicznej.
Denialiści klimatyczni
Dlaczego zapomniano o tej licznej grupie wyborców? Przecież oni czekają na uśmiech zachęty skierowany w ich stronę. Wystarczy parę porozumiewawczych uśmiechów, obowiązkowe wspomnienie o tym, że w tej Unii to tylko niepotrzebnie wydają miliardy złotych na walkę z globalnym ociepleniem. Jeżeli bardziej zależy nam na głosach wyborców Konfederacji, to zamiast globalne ocieplenie, używamy pojęcia „globcio”. To chwyt marketingowy obliczony na zagranie na sentymentach wyborców, pamiętających co na ten temat mówił Janusz Korwin-Mikke, zanim w trosce o elektorat nie zabrano mu dostępu do internetu. Obowiązkowo należy podważyć dorobek naukowców zajmujących się klimatem. Ostatecznym argumentem jest to, że niby mamy globalne ocieplenie, a w maju musieliśmy chodzić w płaszczach, bo było zimno. Kolejne obietnice wyborcze dla tej grupy opierają się na tym, że przestaniemy marnować pieniądze na bezsensowną walkę z ociepleniem i zaczniemy wydawać pieniądze na górnictwo i tradycyjne elektrownie. A wszystkich klimatologów zatrudnimy do jakiejś pożytecznej pracy – na przykład w kopalni.
Nie można zapominać o tradycjonalistach
Kolejne obietnice wyborcze można skierować do trochę zapomnianej grupy. Są nią zarówno ludzie, którzy wiedzą, że prawda jest gdzieś tam i czekają na kontakt z przedstawicielami obcej cywilizacji, oraz ludzie, którzy wiedzą, że tak naprawdę nigdy nie wylądowaliśmy na Księżycu. Żeby uzyskać ich głosy warto zwrócić uwagę na jeden element łączący ich teorie – NASA. To ona stoi za spiskiem pozorującym lądowanie na Księżycu. To w jej studiu Kubrick nakręcił pamiętne sceny z lądownika Eagle. To NASA ukrywa, co mieści się słynnej Strefie 51. To tam trzymają rozbite statki kosmiczne z Roswell. Obowiązkowo należy wspomnieć, że gdy zostaniemy prezydentem, polecimy do USA, żeby zapytać Donalda Trumpa, jak mają się sprawy w tym temacie. Zażądamy ujawnienia dowodów na istnienie życia pozaziemskiego i na ewentualną manipulację nagraniami dotyczącymi misji Apollo 11. Możemy również wspomnieć, że gdy nasi rówieśnicy czytali nudne książki ekonomiczne, my szukaliśmy prawdy razem z Erichem von Danikenem.
Czarodzieje czystej krwi
Zdecydowanie za dużo czasu świat poświęcił na mugoli, zapominając o tych, którzy konsekwentnie stoją na straży tradycyjnego modelu rodziny, patriotycznych wartości i kultu silnych rządów. Jednak sztaby muszą bardzo uważać i rozsądnie podpowiadać, co kandydat myśli na ten temat. Granica między nacjonalizmem a wiarą w silne społeczeństwo jest bardzo cienka – tak maksymalnie na pół punktu procentowego. Należy podkreślić swoje elitarne pochodzenie, odpowiednio z Warszawy lub Krakowa, które jak wiemy są w czołówce szkół magicznych, zaraz po Hogwarcie. Warto wspomnieć, że nasze dzieci/dziecko już od urodzenia dysponowały magiczną mocą, latać na miotle nauczyły się w wieku 6 lat i gardzą mugolami. Dzieciom kontrkandydata zarzucamy charłactwo i brak umiejętności gry w quidditcha. Jednoznacznie potępiamy działania Harry’ego Pottera.
Jest jeszcze jedna grupa społeczna…
To osoby, które nie krzyczą na wiecach „dej”. Nie zajmują się analizowaniem z którego programu socjalnego będą korzystać w tym miesiącu. Dzień spędzają w pracy. Są zwykłymi obywatelami, którzy mają zwykłe problemy. Interesują ich niskie podatki, przyjazne państwo. Lubią spędzać czas ze znajomymi, rodziną. Nie chcą obietnic wyssanych z palca, chcą racjonalnych konkretnych programów. I tylko czasem w piątkowy wieczór, gdy włączają telewizor robi im się przykro, że nikt ich nie dostrzega. W sprawach światopoglądowych mogą pójść na kompromis, bo przecież nie będą wyrzucać z pracy Jacka, który wprawdzie jest gejem i marzy o ślubie z Łukaszem, ale nie ma to żadnego wpływu na ich pracę i stosunek do współpracowników.
Jeden z uznanych specjalistów głosił nawet odważną teorię, że to przedstawiciele zaginionego gatunku, do którego trafiają zarówno argumenty Krzysztofa Bosaka jak i Szymona Hołowni.
Kolejne obietnice wyborcze nie mają już żadnych granic
To co obieca jeden kandydat, zaraz zostanie podłapane przez drugiego i odpowiednio podrasowane. Jeżeli Andrzej Duda obieca rano we wtorek, że każde przydomowe oczko wodne będzie miało krokodyla, to w południe Rafał Trzaskowski powie, że da ludziom po dwa krokodyle, które dodatkowo własnoręcznie złapie w dorzeczu Nilu. Jak Rafał Trzaskowski rano powie, że da po 200 zł miesięcznie na zakup alkoholu dla każdego pracującego Polaka, to w południe Andrzej Duda obieca, że powoła Polski Fundusz Alkoholowy, który będzie za darmo rozprowadzał małpki do każdego domu. Na szczęście ten festiwal skończy się już w niedzielę. Dobrze, bo przestaje już być śmiesznie, a zaczyna być niebezpiecznie, czego przykładem jest apel premiera Morawieckiego do seniorów.