Unia Europejska chce, by państwa członkowskie przeprowadzały kontrole norm emisji, tj. spełniania ich przez już dopuszczone do ruchu pojazdy. Chodzi o wycofanie z ruchu aut, które nie spełniają – z różnych względów – limitów. Właściciele samochodów bez DPF-ów, czy z usuniętym Adblue – strzeżcie się.
Kontrole norm emisji
Portal „WRC.net.pl” donosi – w oparciu o informacje uzyskane przez agencję Reuters – że Unia Europejska chce wprowadzić kontrole norm emisji. Komisja Europejska podjęła już pierwsze kroki, które pozwolą w przyszłości na zobligowanie państwowych organów do badania stanu pojazdów. W wypadku negatywnego wyniku kontroli pojazd mógłby zostać wycofany z ruchu.
Przewidywane są także kary finansowe, które wynosić by mogły – po przeliczeniu – nawet 130 tys. złotych. Co istotne, badanie miałoby formę powtórnej homologacji, a nie tylko samej kontroli stanu technicznego pojazdu. Taka formuła pozwoliłaby na wykrywanie pewnych przeróbek, które pojazdy formalnie dopuszczone do ruchu de facto powinny z niego eliminować
Takie działanie ma przede wszystkim przeciwdziałać dużym aferom, jak Dieselgate, ale też pozwoli na monitorowanie, wykrywanie i eliminowanie samodzielnych przeróbek, jak popularne niegdyś w Polsce wycinanie filtrów cząstek stałych. Rolling coal (szczegóły w linku) to zjawisko dosyć powszechne – choć popularne przede wszystkim w USA – i nawet jeżeli jest najczęściej nieintencjonalne, to bardzo szkodliwe.
Represje wymierzone w kierowców?
Polscy kierowcy nie lubią zmian, które podwyższają lub generują koszty, obniżają czas przejazdu, czy eliminują frajdę z prowadzenia samochodu. Wspomniane wyżej usuwanie DPF-ów podyktowane było w zasadzie tylko tym, że jest to element zużywalny, którego wymiana kosztuje za każdym razem. Usuwanie to koszt jednorazowy. Zresztą, Google Trends prawdę powie:
Popularne jest również usuwanie Adblue, czyli zbiornika i całej instalacji, która odpowiada za doprowadzanie do układu wydechowego amoniaku powodującego neutralizację szkodliwych tlenków azotu ze spalin. Co ciekawe, tego typu „kombinacje” (znowu jawi się rodzimy kult cwaniactwa) nie dotyczą jedynie samochodów osobowych, ale nawet i ciężarowych.
Wydaje się mimo wszystko, że tego typu proekologiczne rozwiązania – i kontrole – mają sens. Nie są one jedynie po to, by „tamci zarabiali duże pieniądze”. Zamiast myśleć o „tamtych” warto zastanowić się nad stanem środowiska. I skoro technologia pozwala na redukowanie szkodliwych skutków korzystania z pojazdów, to powinno się z niej korzystać.
Działania mające na celu poprawienie stanu jeżdżących po kraju samochodów są podejmowane nawet przez władze krajowe. Warto tutaj wskazać m.in. taką zmianę prawa, że cofanie liczników to przestępstwo, a nie „normalna praktyka”. Wiele pomysłów niestety nie doszło do skutku, jak wprowadzenie kary za usunięcie filtra cząstek stałych. Unijny pomysł, by powtórnie homologować – wyrywkowo – pojazdy, to chyba dobra idea.