To nie jest tak, że kupując telefon możemy wykazać się całkowitą beztroską o jego pochodzenie. Dlatego też podczas wszelkich zakupów na Allegro czy w bardziej podejrzanych miejscach, podmiejskich komisach, OLX itd., powinniśmy wykazać się szczególną starannością i zbadać pochodzenie przedmiotu. Na korzyść na przykład smartfonu niewątpliwie przemawia dołączenie paragonu/faktury zakupu, karty gwarancyjnej i zgodność dokumentów z numerem IMEI urządzenia. W najgorszej sytuacji może nam zostać postawiony zarzut paserstwa nieumyślnego, art. 292 kodeksu karnego mówi wprost:
W mojej ocenie bohater niniejszego wpisu byłby jednak całkowicie usprawiedliwiony. Jak bowiem podaje serwis dziendobrywloclawek.pl, zakupu dokonano w autoryzowanym salonie Orange. Można więc przyjąć, że w obliczu zakupów u renomowanego operatora z nie tylko polskiej, ale i globalnej czołówki, klient nie "powinien" i nie "może" przypuszczać, że smartfon został uzyskany za pomocą czynu zabronionego.
Kradziony telefon z Orange
To miało być przedłużenie umowy, jakich wiele. Klient zobowiązał się do uiszczania abonamentu przez następne miesiące, a w zamian operator pozwolił mu na wybranie sobie smartfona Sony Xperia M4 Aqua, zapewne z dodatkową ulgą cenową.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
O dodatkowych atrakcjach nie było mowy, więc można wyobrazić sobie niezadowolenie klienta, którego po kilku dniach odwiedziła policja z postanowieniem dopuszczającym przeszukanie mieszkania i konfiskatę wspomnianego gadżetu. Warto przy tym zauważyć, że zdaniem prokuratora kwalifikacja czynu była odmienna od zasugerowanej powyżej. Wskazano wprost na art. 278 kk, czyli kradzież (ale to akurat dla pechowego klienta lepsze rozwiązanie). Policjanci mieli rację, numer IMEI, którym dysponował prokurator i numer IMEI smartfona się pokrywały.
W tym miejscu sytuacja zaczęła być nieco niedorzeczna. Przestraszony Pan Bartosz zadzwonił na infolinię, jednak pracownicy infolinii nie mieli w swoich skryptach przewidzianej takiej sytuacji. Zaproponowano... złożenie reklamacji, która w ciągu 14 dni zostanie rozpatrzona. Jak relacjonował, operator zostawił go całkowicie samego z całym problemem, zarzucając nawet, że sam jest sobie winien i to w jego interesie leżało, by sprawdzić czy telefon nie jest kradziony. W mojej ocenie taka interpretacja infolinii Orange nie jest w tej sytuacji poprawna.
Dopiero kiedy media zainteresowały się historią Pana Bartosza - czyli jak to zwykle ma miejsce - rzecznik prasowy Orange zdecydował się na zajęcie stanowiska w tej sprawie:
Z jednej strony trudno winić operatora, sztab decyzyjny ma po swojej drodze cały szereg nieprzeszkolonych na takie sytuacje pracowników, którzy mają recytować wyuczoną mantrę i wydawać nowe karty SIM.
Z drugiej strony, skandaliczna wydaje się postawa, w której abonent w licencjonowanym salonie Orange kupuje telefon, policja zabiera mu go pod zarzutem kradzieży, a infolinia twierdzi, że ustosunkuje się do jego zapytania w ciągu 14 dni.
Oczywiście kluczem do odpowiedzi na całą sytuację jest salon, w którym dokonano zakupu. Jednakże Pan Bartosz również tam nie otrzymał wsparcia, a kierownik salonu mimo zapewnień ponoć nie skontaktował się ze swoim klientem.
Zastanawia mnie kto w tej sytuacji zawinił. Czy jakiś niesforny pracownik salonu dokonał "podmianki"? Czy też doszło do tego jeszcze na którymś z wcześniejszych etapów? A może osoba dokonująca zgłoszenia na policji lub któryś z funkcjonariuszy się pomylił?
Problemy z niesfornym operatorem telefonicznym? Problemy z gwarancją/rękojmią na zakupiony telefon? Zapraszamy do kontaktu z naszym zespołem prawnym, dostępnym pod adresem [email protected]. Koszt pisemnej porady prawnej zaczyna się już od 49 złotych!