Kto zapłaci za mur na granicy z Białorusią? Dotychczas była właściwie jasność – Polska nie bardzo chciała unijnych pieniędzy, a Unia nie chciała płacić. Co ciekawe, w unijnym budżecie jednak znalazło się na to kilka groszy.
Z kryzysem na polsko-białoruskiej granicy unijne władze od początku miały twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony nie podobało im się to, że imigranci zostali zostawieni sami sobie. Z drugiej strony – trudno było wprost krytykować polskie władze, które przecież broniły unijnych granic.
Widać więc, że unijna biurokracja się nieraz trochę gubiła w swojej narracji. Na przykład w sprawie muru. Na początku podejście Brukseli było dość jasne i wyraźne – czego jak czego, ale dofinansowania do muru nie będzie. Deklarowała to chociażby szefowa KE Ursula von der Leyen. Inna sprawa, że strona polska mówiła publicznie, że sama jest w stanie takie ogrodzenie sfinansować.
A tu nagle się okazało, że w budżecie UE na 2022 r. znalazło się 25 mln euro na ochronę granicy UE z Białorusią. Unijni dyplomaci mówią PAP (na razie nieoficjalnie), że „nie ma zapisów, że Komisja Europejska może narzucić państwom członkowskim, że nie mogą wydać środków budżetowych na ogrodzenie”.
Kto zapłaci za mur na granicy? Polska. Ale mogą być też unijne grosze
Może to wszystko jest jakaś gra, może Komisja jakoś jeszcze doprecyzuje stanowisko. Wygląda jednak na to, że Unia chciała dać swój „wdowi grosz” na mur graniczny.
25 mln euro to na pierwszy rzut oka całkiem sporo – to w końcu według obecnego kursu aż 114 mln zł. Nie wiadomo, czy jednak wszystko pójdzie na budowę ogrodzenia – a prawdopodobnie nie. Dodatkowo, tymi środkami może dysponować nie tylko Polska, ale i kraje bałtyckie.
Wreszcie – budowa muru do gigantyczna inwestycja. Tylko Polska planuje wydać na nią aż 1,6 mld zł! Unijne pieniądze więc wielkiej różnicy tu nie zrobią. Jednak dorzucenie się do muru to mimo wszystko jasny sygnał ze strony Brukseli. Inna sprawa, że trudniej będzie Łukaszence podejmować decyzje o atakach na „unijny” mur niż jeśli byłby to tylko mur polski. Może się wydawać to niewielką różnicą, ale w skomplikowanej grze geopolityczno-dyplomatycznej ma to jednak wielkie znaczenie.