Fala uchodźców zmierza do Polski. Nie jest to jednak bezpośrednia konsekwencja niedawnego zdobycia Afganistanu przez talibów. Migrantów przez granice Litwy i Polski przerzucają białoruskie służby, w ramach odwetu za działania wymierzone w reżim Aleksandra Łukaszenki. Kryzys migracyjny w Polsce właśnie się zaczyna. Rządzący zapowiadają, że jesteśmy przygotowani.
Kryzys migracyjny w Polsce to odwet Łukaszenki za pomoc udzieloną białoruskiej opozycji i biegaczce Kryscinie Cimanouskiej
Zdobycie Kabulu i zarazem przejęcie Afganistanu przez talibów nasunęło pytania o to, czy przypadkiem na zachód nie ruszy kolejna fala uchodźców. Tymczasem migranci już koczują na granicy Polski i Litwy z Białorusią. W sierpniu polską granicę usiłowało nielegalnie przekroczyć 2100 osób. Podobne statystyki w lipcu odnotowywała Litwa.
Dlaczego akurat z Białorusią? Wygląda na to, że kryzys migracyjny w Polsce i na Litwie chce wywołać reżim Aleksandra Łukaszenki. To tamtejsze służby dostarczają migrantów pod granicę i starają się wypchnąć na drugą stronę. Do tego nie wpuszczają z powrotem uchodźców z Iraku i Afganistanu zawracanych przez polskie i litewskie służby. Niekiedy sami przekraczają granicę, by upewnić się, że zadanie zostało należycie wykonane.
To z całą pewnością odwet za rozmaite działania wymierzone przeciwko białoruskiemu prezydentowi. Przede wszystkim: wsparcie udzielone opozycji przez Polskę i Litwę. Od dłuższego czasu to te państwa stanowią wroga numer jeden reżimu na arenie międzynarodowej. Łukaszenka groził im na przykład embargiem, straszył obywateli własnego państwa agresją zbrojną z ich strony. Skierowanie migrantów akurat w stronę Polski można powiązać z pomocą udzieloną przez nasz kraj biegaczce Kryscinie Cimanouskiej.
Wywołanie małego kryzysu migracyjnego z czystej złośliwości to jednak nowość, przynajmniej w naszej części Europy. Wcześniej uchodźców w politycznych rozgrywkach z Unią Europejską wykorzystywała Turcja. Warto dodać: momentami w bardzo podobny sposób.
Do tej pory Polskę tego typu problemy omijały szerokim łukiem. Nic dziwnego: migranci chcą się dostać do bogatych Niemiec i Francji, czy któregoś z kraju zachodniej Europy. Do tej pory główne szlaki migracyjne prowadził przez Bałkany i Morze Śródziemne. Czy jesteśmy więc przygotowani?
Na ten moment polskie służby skutecznie bronią granicy naszego kraju
Jak podaje portal Gazeta.pl, przygotowania jak najbardziej trwają. Pod względem czysto organizacyjnym polskie władze przygotowują rozporządzenie zwiększające liczbę miejsc w ośrodkach dla uchodźców. Odbędzie się to poprzez zagęszczenie – to znaczy: będzie można zgodnie z prawem upchnąć w nich więcej osób, niż do tej pory. Równocześnie, jak głosi komunikat MSWiA, „Usprawnione zostanie także postępowania w sprawie nielegalnego przekroczenia granicy oraz zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego państwa i ochronę porządku publicznego„.
Kolejnym aspektem przygotowań jest wzmocnienie granicy. Dotyczy to zwłaszcza szczególnie zagrożonych odcinków. Resort spraw wewnętrznych nie podaje, który dokładnie ma na myśli – z wyjątkiem jego długości. Wynosić ma 187 kilometrów. Wzmocnienie odbywa się poprzez przerzucenie tam dodatkowych pograniczników, których dodatkowo ma wspierać tysiąc żołnierzy Wojska Polskiego. Na Podlasiu zbudowano już 100 kilometrów zasieków z drutu kolczastego. Pogranicznicy z tamtego regionu planują rozbudowę granicznego płotu o kolejne 50 kilometrów.
Kryzys migracyjny w Polsce to także określony rodzaj reakcji ze strony polityków. Tutaj nic się od 2015 r. nie zmieniło. Premier Mateusz Morawiecki wyraźnie stwierdził: „Co do uchodźców, którzy są wykorzystywani przez pana Łukaszenkę, mogę powiedzieć, że musimy chronić terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i oczywiście od nas musi zależeć, kogo my wpuszczamy, a kogo nie. Nie może być tak, aby szantaż pana Łukaszenki zmuszał nas do przyjmowania kogokolwiek”.
Wygląda więc na to, że rząd planuje po prostu uszczelnienie granic. Polska nie planuje otwierać drzwi migrantom z Bliskiego Wschodu. Nie wydaje się zresztą, by w najbliższym czasie miała w nasz kraj uderzyć jakaś wielka fala imigrantów chcących dostać się na zachód.
Prawdziwy test może się pojawić dopiero za kilka tygodni, jeśli z Afganistanu ruszy kolejna fala uchodźców
Na ten moment mowa raczej o tysiącach a nie dziesiątkach tysięcy migrantów. To liczba, z którą Polska powinna sobie bez większego problemu poradzić o własnych siłach. Niewiadomą pozostaje jednak sytuacja w Afganistanie i skala emigracji z tego państwa po dojściu do władzy talibów. Sytuacja w ciągu kilku tygodni może się diametralnie pogorszyć. Zwłaszcza jeśli sami talibowie i sąsiedzi Afganistanu nie zrobią nic, by powstrzymać uciekinierów.
Skoro zaś Białoruś była w stanie ściągać na swoje terytorium tysiące migrantów, by następnie przemycać ich na Litwę i do Polski, to zapewne może próbować zwiększyć skalę całego procederu. Dopiero wtedy przygotowania Polski do przezwyciężenia kryzysu zostaną wystawione na realną próbę.
Nie należałoby jednak spodziewać się jakiegoś większego współczucia wobec Polski ze strony innych państw Europejskich. Z pewnością sprzeciw naszego rządu wobec przyjęcia choćby symbolicznej liczby migrantów z Włoch i Grecji zapamiętano. Zwłaszcza w Rzymie i Atenach. Wszystko wskazuje na to, że jeśli sytuacja się wyraźnie pogorszy, to nasz rząd będzie musiał wypić piwo, które naważył w 2015 r.
Pozostaje mieć nadzieję, że kryzys migracyjny w Polsce nie będzie świetną okazją do wzniecania ksenofobicznych nastrojów dla doraźnych politycznych korzyści. Niestety, takiego scenariusza nie sposób wykluczyć. Sami Polacy, przynajmniej według sondaży przeprowadzanych na początku roku, nie boją się uchodźców. To jednak może się zmienić, jeśli ci w końcu pojawią się w Polsce.