Czeskie koleje mają miłą niespodziankę dla swoich klientów. Wprowadziły specjalny letni bilet kolejowy. Jego posiadacze mogą jeździć do woli pociągami tego przewoźnika przez 7 lub 14 dni w okresie od 1 lipca do 31 sierpnia. Koszt to w droższym wariancie raptem 373,78 zł, czyli mniej-więcej tyle, ile życzy sobie PKP Intercity za jednodniowy bilet na pociągi pierwszej klasy.
Czesi pokazują, że spółka kolejowa może czasem wykazać minimum dobrej woli wobec klientów
Linie kolejowe w całej Europie starają się od jakiegoś czasu zachęcić podróżnych do skorzystania ze swoich usług. Nie chodzi wyłącznie o zachwalanie kolei jako sposobu podróżowania wygodnego, stosunkowo szybkiego i zarazem jednego z bardziej przyjaznych środowisku. Najważniejszym argumentem bywa cena. Poszczególni przewoźnicy oferują interesujące promocje. Dobrym przykładem jest zeszłoroczna akcja niemieckich kolei, które oferowały bilet miesięczny za 9 euro. Teraz swoją promocję ma czeski przewoźnik, który wprowadził specjalny letni bilet kolejowy.
Trzeba przyznać, że nie jest to oferta aż tak atrakcyjna. 7-dniowy bilet normalny kosztuje 1390 czeskich koron, a więc odpowiednik 261 zł. Wersja 14-dniowa to już wydatek rzędu 1990 koron, czyli ok. 373 zł. Nie są to więc kwoty pomijalne. Jest jednak istotna cecha wspólna. Letni bilet kolejowy uprawnia do jazdy wszystkimi pociągami bez limitów innych niż jego data ważności. Z promocji można skorzystać od 1 lipca aż do ostatniego dnia sierpnia. Czeski letni bilet kolejowy to więc dość przystępne rozwiązanie dla osób, które chcą dużo podróżować po Czechach w wakacje.
Czemu jednak o tej promocji w ogóle wspominamy, skoro w żadnym wypadku nie ma tutaj mowy o niemalże darmowym podróżowaniu bez limitu? Odpowiedź jest bardzo prosta. W Polsce nawet na taką promocję na kolei nie mamy co liczyć.
Tani letni bilet kolejowy w PKP? Niedoczekanie!
Owszem, PKP Intercity również sprzedaje biletów na dowolne pociągi przewoźnika. Bilet Multiprzejazd Max kosztuje nawet zbliżone kwoty. Za przejazd w pierwszej klasie zapłacimy 396 zł, a za miejsce w bardziej typowej drugiej klasie kosztuje tylko 239,00. Zwykły Multiprzejazd jeszcze tańszy, ale obejmuje wyłącznie pociągi TLK i Intercity. Różnica jest taka, że bilet kupujemy nie na tydzień, a na przejazdy od wtorku do czwartku włącznie.
Czeski letni bilet kolejowy pokazuje bardzo widoczną różnicę w podejściu polskiego przewoźnika względem zagranicznej konkurencji. Kolejowe promocje w Polsce wydają się robione na odczepnego, byle jakie i nieatrakcyjne względem nawet stosunkowo przeciętnej zagranicznej oferty. Skąd się to bierze? Być może kolejarze znajdą jakieś sprytne wytłumaczenie. Podobnie jak w przypadku odpowiedzi na późniejszą interację niemieckiej promocji, którą była… fala podwyżek cen w Polsce.
Oczywiście próba podniesienia cen biletów pociągów w trakcie szalejącej drożyzny i kryzysu inflacyjnego zdrowo wkurzyła Polaków. Irytacja społeczeństwa była na tyle duża, że aż zainterweniować postanowił premier Mateusz Morawiecki, który zrobił to, czego zwykle rządzący nie robią wobec państwowych molochów łupiących obywateli. Zmusił szefostwo spółki do niemalże natychmiastowego odkręcenia swojej nowej polityki i obniżenia cen biletów PKP. Najwyraźniej uznał, że prezes PKP Intercity to nie Daniel Obajtek i może sobie na taką interwencję pozwolić bez większych szkód wewnątrz swojej partii.
Postawmy sprawę jasno: w Polsce spółki Skarbu Państwa służą politykom i często łupią obywateli, którym powinny służyć
Tutaj dochodzimy najprawdopodobniej do istoty sprawy. W Polsce państwowe spółki w najlepszym wypadku służą interesom fiskalnym państwa, w najgorszym stanowią kopalnie synekur dla politycznych „zasłużonych działaczy” po wygranych wyborach. Czego nie robią, to jakakolwiek forma służby obywatelom państwa, do którego teoretycznie należą.
Żeby nie było: doskonale to rozumiem. Spółki Skarbu Państwa w Polsce funkcjonują niejako w dwóch ustrojach naraz. Z jednej strony muszą jakoś się odnaleźć w gospodarce rynkowej i przynajmniej udawać normalne przedsiębiorstwo. Drugą stronę medalu stanowi ogromny ciężar w postaci konieczności utrzymywania kasty politycznej i jej wszelkiej maści pociotków oraz realizowania rozmaitych „genialnych” pomysłów z partyjnej centrali. Tak było niezależnie od tego, kto w Polsce akurat rządził. Siłą rzeczy musi się to odbijać negatywnie na sposobie funkcjonowania tych spółek.
Tyle tylko, że państwowe spółki różnego rodzaju funkcjonują także w innych krajach. Przykład Czech pokazuje, że jednak da się zrobić dla obywateli choćby absolutne minimum. Niemcy pokazali, że można nawet pójść o krok dalej. Wiem, że to bardzo radykalna i kontrowersyjna teza, ale może czas przestać wykorzystywać własność państwa do łupienia jego rzekomych właścicieli?