Premier Mateusz Morawiecki ma dla nas dobrą wiadomość. Przekonał ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, żeby ten sprawił, że ceny biletów PKP spadną. Nastąpi to już za dwa tygodnie. Szef rządu zapowiedział także przekazanie PKP środków mających zrekompensować spółce wzrost cen energii elektrycznej.
Premier Morawiecki odkrył najwyraźniej, że może kazać ministrom ustawić do pionu władze państwowych spółek
Rosnące ceny biletów PKP słusznie zbulwersowały społeczeństwo. Granice tolerancji Polaków zostały przekroczone 11 stycznia, gdy nastąpiła kolejna kilkunastoprocentowa podwyżka cen. Bilety na pociągi EIP podrożały o 17,8 proc., na EIC o 17,4 proc. a na pociągi TLK/IC o 11,8 proc. PKP Intercity oczywiście przedstawiło uzasadnienie wyższych cen biletów. Najważniejszy powód jest doskonale znany chyba każdemu z nas. Chodzi o wzrost stawek na prąd o 62 proc. względem stanu ze stycznia 2022 r. Polacy podejrzewają jednak, że PKP po prostu korzysta z pozycji faktycznego monopolisty.
Władze kolejowej spółki tym razem nie doceniły determinacji społeczeństwa. Być może to zasługa tego, że w tym samym czasie Niemcy szykują się do wprowadzenia biletu za 49 euro, który uprawnia do korzystania z pociągów regionalnych, linii metra, tramwajów i krajowych autobusów. Po cenach biletów w polskich pociągach Pendolino można by wnioskować, że mowa w najlepszym razie o bilecie całodobowym. W rzeczywistości chodzi jednak o tani bilet miesięczny, który miałby zachęcić Niemców do bardziej ekologicznego transportu i wspomagać zduszenie inflacji. Wcześniejszy eksperyment z biletem za 9 euro przyniósł pod tym względem znakomite rezultaty.
Nic więc dziwnego, że społeczne niezadowolenie było na tyle duże, że aż zmusiło rządzących do reakcji. W niedzielę minister Łukasz Schreiber zapowiedział w programie „Śniadanie Rymanowskiego w Polsat News i Interii”, że ceny biletów PKP spadną w ciągu kilku tygodni. Teraz mamy konkret.
Jak podaje portal Gazeta.pl, premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że ceny biletów PKP spadną już za dwa tygodnie. To rezultat spotkania szefa rządu z ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem.
Ceny biletów PKP spadną, gdy tylko budżetowa rekompensata za wzrost cen energii trafi do spółki
Możemy się tylko domyślać, jak to spotkanie wyglądało. Wydaje się jednak, że premier po prostu wydał ministrowi polecenie, by ten zmusił PKP do obniżenia cen. Świadczy o tym jeden z fragmentów wypowiedzi Mateusza Morawieckiego.
Przekazałem, że domagam się znaczącej redukcji, a najlepiej powrotu do poprzednich cen.
Motywacja premiera w tej sprawie jest dość jednoznaczna i równocześnie bardzo zdroworozsądkowa. Chodzi przede wszystkim o zniwelowanie kolejnych irytujących wzrostów kosztów życia. Polacy w końcu nie tylko podróżują po kraju koleją. Wielu z nich korzysta z tego środka transportu, by dojeżdżać do pracy lub nawet na spotkania biznesowe.
Żeby inflacja była jak najbardziej przyduszona, przymrożona. Żeby nie dodawać tych dodatkowych impulsów inflacyjnych. Z drugiej strony, żeby przede wszystkim Polacy mogli jeździć wygodnie, tanio, komfortowo, po jak najniższych kosztach.
Oczywiście PKP skądś musi wziąć pieniądze na pokrycie wspomnianych wzrostów cen elektryczności. Premier zapewnił, że rząd pracuje nad tym, by znaleźć środki z budżetu państwa, które miałyby zrekompensować kolei wzrost kosztów. Założenie jest takie, że ceny biletów PKP spadną, jak tylko budżetowe pieniądze trafią do spółki.
Równocześnie nie sposób nie pochwalić premiera za, miejmy nadzieję, skuteczne zmuszenie państwowej spółki do obniżenia cen. Być może szef rządu powinien w podobny sposób porozmawiać sobie z Danielem Obajtkiem i prezesami pozostałych zależnych od państwa spółek energetycznych? W ten sposób zwalczylibyśmy drożyznę dużo szybciej.