Łowcy pedofilów wyciągnęli z pociągu jednego z pasażerów, bo się pomylili. Mężczyzna wylądował na leśnej stacji kolejowej. Sprawa trafiła na policję. To nie pierwsza tego typu wpadka. Tymczasem organy naszego państwa zdają się tolerować działalność samozwańczych szeryfów sprawiających wrażenie funkcjonariuszy.
Działalność tak zwanych łowców pedofilów trwa już lata. Od dłuższego czasu stanowi przedmiot kontrowersji
Jak podaje Onet, Dominik Wódź podróżował z psem pociągiem z Torunia do Bydgoszczy. Do jego przedziału wtargnęli zamaskowani mężczyźni i wyciągnęli go z pociągu. Bandyci? Nie, to tylko łowcy pedofilów. Pomylili pana Dominka ze ściganym przez nich osobnikiem, przez co ten zakończył podróż na małej leśnej stacji.
Mogło być oczywiście gorzej. W maju tego roku jedna z takich grupek dokonała „obywatelskiego zatrzymania” 47-letniego Antoniego P. Łowcy opublikowali jego wizerunek w internecie, jako niebezpiecznego zboczeńca. Po przesłuchaniu prokurator wypuścił go na wolność a mężczyzna rzucił się pod pociąg.
Łowcy pedofilów sprawiają wrażenie funkcjonariuszy w służbie państwa. Wyekwipowani są niczym antyterroryści – kominiarki, kamizelki, kajdanki, napis policyjną czcionką. Sami zainteresowani deklarują, że ich działania stanowią realizację art. 243 kodeksu postępowania karnego.
§ 1. Każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości.
§ 2. Osobę ujętą należy niezwłocznie oddać w ręce Policji.
Taką tezę można śmiało zakwestionować. W końcu łowcy pedofilów sami nawiązują kontakt z „przestępcami”, podając się za osoby niepełnoletnie. Ich standardową metodą działania jest prowokacja. Według relacji Onetu niekiedy, w celu uwiarygodnienia, wysyłają takim osobom zdjęcia pornograficzne nieletnich. Samo posiadanie treści pornograficznych z udziałem małoletniego stanowi, zgodnie z art. 202 §4a kodeksu karnego, przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Publikowanie w Sieci wizerunków schwytanych „pedofilów”, mające na celu ich publiczne napiętnowanie, stoi zaś w oczywistej sprzeczności z zasadą domniemania niewinności. Pomińmy już nawet zakaz publikowania cudzego wizerunku bez jego zgody. Nie da się również ukryć, że w tropienie pedofilów bawiły się także osoby, które – na przykład – borykają się z zarzutami o ponad 180 przestępstw.
Łowcy pedofilów nie mają nic wspólnego z organami państwa, ani żadnych szczególnych uprawnień
Walka z wykorzystywaniem seksualnym dzieci to absolutna konieczność. Większość z nas nie ma nic przeciwko zaostrzaniu prawa względem pedofilów i wręcz oczekuje braku wyrozumiałości ze strony organów ścigania. Trzeba jednak postawić sprawę jasno: monopol na przemoc w państwie powinny posiadać służby, nie przypadkowi cywile. Łapanie przestępców, nawet dopuszczających się tak ohydnych przestępstwo, powinno odbywać się zgodnie z przepisami prawa.
Tymczasem działalność łowców pedofilów, osób nijak przez te przepisy nie umocowanych, budzi coraz większe wątpliwości. Działalność prywatnych detektywów, czy nawet kwalifikowanych pracowników ochrony, jest w Polsce licencjonowana. Zazwyczaj nasze państwo dość poważnie podchodzi do tematu osób prywatnych, które jednak mogą wykonywać działalność mogącą ingerować w prywatność i nietykalność innych obywateli.
Nawet Ministerstwo Obrony Narodowej postanowiło niedawno wziąć się za problem różnych szemranych organizacji ubierających swoich członków w mundury łudząco podobne do wojskowych. Jeżeli uważamy, że antyszczepionkowe bojówki bawiące się w wojsko to problem, to łowcy pedofilów są kolejnym jego aspektem.
Dlaczego więc państwo od lat toleruje wątpliwe prawnie praktyki samozwańczych szeryfów? Łowcy pedofilów nie są policją, ani żadną państwową służbą, nie podlegają żadnej realnej kontroli ze strony państwa. Obywatel nie musi się stosować do żadnych nakazów czy poleceń z ich strony. Nie mają również prawa go fotografować, czy upubliczniać jego wizerunek.
Pan Dominik zgłosił sprawę na policję i domaga się surowej kary dla łowców, którzy wyciągnęli go z pociągu. To jednak nie rozwiąże na dłuższą metę problemu. By obywatele mogli czuć się bezpiecznie, władze naszego państwa powinny wysłać czytelny sygnał, że ta „bezprawna walka z bezprawiem” nie będzie dłużej tolerowana. Inaczej pojawią się kolejne „wypadki przy pracy”, albo kolejne tragedie.