Obok kart sportowych to chyba właśnie prywatna opieka medyczna jest najczęściej oferowanym benefitem pracowniczym. Jednak jak zwykle coś, co jest prywatne, nie musi być od razu lepsze. Co prawda w rywalizacji z Narodowym Funduszem Zdrowia wygrać będzie ciężko każdemu, ale LUX MED chyba chce spróbować.
Czy celem prywatnej opieki medycznej jest jedynie branie pieniędzy?
W Polsce ponad 11 proc. obywateli korzysta z prywatnej opieki zdrowotnej. Gdyby wyłączyć seniorów (większość pakietów jest osób do 65. roku życia) oraz dzieci, ten odsetek byłby zapewne jeszcze większy. Oczywiście już dawno pisaliśmy, że luxmedy czy medicovery nie są prostym rozwiązaniem na problemy ze służbą zdrowia. Tak samo, jak prywatna opieka medyczna nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, a rachunek czasem może zaskoczyć. Jednak, gdy osobiście zderzyłem się podejściem do klienta, lśniące tabliczki gabinetów odeszły na drugi, a nawet trzeci plan. Bo jak inaczej podejść do sytuacji, gdy opłacasz składki, a w potrzebie nie możesz liczyć na lekarza? I wcale nie chodzi, o szybkie dostanie się do onkologa czy skomplikowany zabieg chirurgiczny w najbliższym tygodniu. Powód jest o wiele bardziej prozaiczny, choć czy w takim przypadku nie powinien być właśnie łatwiejszy do rozwiązania?
LUX MED mnie zawiódł, a naprawdę liczyłem na swój pakiet
Zacznijmy od tego, że moja prywatna opieka w LUX MED, to nie jest wariant VIP. Nie oczekuję, że otrzymam możliwość przeprowadzania testów antyalergicznych, zabiegów fizjoterapeutycznych czy korzystania z pakietu stomatologicznego. Moim problemem po powrocie z wakacji okazał się naderwany paznokieć. Co więcej, rozwiązać go mogło aż trzech różnych lekarzy. Na pierwszy rzut oka jest to sytuacja idealna. Wystarczy wybrać specjalistę i udać się na wizytę. Nic bardziej mylnego…
Oczywiście pominąłem kontakt z internistą, gdyż taką wizytę mógłby równie dobrze odbyć na NFZ, a w całej sytuacji nie zmieniałaby praktycznie nic. Tak więc wytypowałem trzech lekarzy — podologa, dermatologa oraz chirurga i przystąpiłem do działania. Na pierwszy ogień poszedł podolog, jako specjalista od chorób stóp. W tym przypadku najważniejsze nie było to, że wizyta u tego specjalisty nie mieści się w moim pakiecie, z tym się liczyłem. Okazało się, że LUX MED oferuje dostęp do podologa jedynie w Warszawie. Korzystanie z prywatnej opieki medycznej nie kojarzyło mi się dotąd z koniecznością jechania 260 kilometrów na wizytę. Dodatkowo płacą za nią tak, jakby poszedł do pierwszego lepszego gabinetu. Na stronie LUX MEDu nie widniała żadna informacja, że otrzymam preferencyjną stawką za fakt bycia subskrybentem.
Punkt drugi w moim planie to dermatolog. Tu od pierwszej chwili pozytywne zaskoczenie — ten specjalista znajduje się w moim pakiecie. Jednak to by było na tyle. W Toruniu do końca miesiąca nie ma dostępnych żadnych terminów na konsultację z lekarzem o takiej specjalizacji. Dalszych nie można sprawdzić ze względu na nieaktywny kalendarz. Została mi trzecia opcja, czyli chirurg. Na początku myślałem, że to ostateczność, jeśli miałoby dojść do jakiegokolwiek zabiegu, no ale cóż. Po wypełnieniu ankiety, jaką wymaga LUX MED (pytania typu „czy jest to otwarta rana głowy?”), otrzymałem odpowiedź. System zalecił mi konsultację z chirurgiem… telefonicznie.
Nie życzmy sobie pieniędzy, tylko zdrowia
Mam nieodparte wrażenie, że im więcej osób korzysta z prywatnej opieki medycznej, tym gorsze standardy ona oferuje. Coraz większa rozpiętość pakietów sprawia, że pewne dość podstawowe sprawy są pomijane i rezerwowane jedynie dla tych, którzy dobrze płacą. A trzeba dużo zapłacić, jeśli chce się wybrać topowy pakiet, który np. w LUX MED kosztuje 1 669 złotych miesięcznie. Co więcej, nie ma w nim zawartych wszystkich lekarzy oferowanych przez tę grupę. Oby rosnącą popularność benefitów pracowniczych sprawiła, że wreszcie będzie to realne ułatwienie, a nie kolejny martwy punkt w ogłoszeniu o pracę. Do tej pory pozostaje tylko jedno — przy każdej okazji powinniśmy życzyć sobie zdrowia, bo posiadanie pieniędzy może pomóc, ale nie zawsze jest gwarantem sukcesu.