Bank Pekao pochylił się nad przyczynami dysproporcji w wynagrodzeniach pomiędzy obydwiema płciami. Okazuje się, że macierzyństwo pogłębia lukę płacową w gospodarkach rozwiniętych. Statystycznie rzecz biorąc, urodzenie dziecka wpływa negatywnie na aktywność zawodową i zarobki kobiet. Wnioski nasuwają się same: to wszystko wina wadliwej konstrukcji naszego społeczeństwa.
Trudno myśleć o poprawie sytuacji demograficznej kraju, gdy w praktyce funkcjonuje płacowa „kara za dziecko”
Luka płacowa wcale nie jest problemem, który omija Polskę. Według niektórych szacunków kobiety wciąż zarabiają w Polsce jakieś 10-14 proc. mniej od mężczyzn. Między bajki można włożyć dane, którymi tak chętnie chwalą się rządzący, z których wynika jedna z najmniejszych luk w całej Europie. Różnice wynikają z metodologii. Te 4,5 proc. to surowe dane nieuwzględniające takich czynników, jak stanowisko, wiek, poziom wykształcenia i doświadczenie zawodowe. Przede wszystkim jednak: uwzględniają jedynie firmy zatrudniające przynajmniej 10 pracowników. Ot, takie statystyczne kłamstewko podobne do średniej krajowej.
Skoro wiemy, że problem istnieje, to powinniśmy się zastanowić nad tym, co jest jego przyczyną. Tutaj pomocna może być analiza przeprowadzona przez ekspertów Banku Pekao opublikowana w czwartkowym biuletynie dziennym tej instytucji. Kluczowy wniosek jest bardzo interesujący. Okazuje się bowiem, że to macierzyństwo pogłębia lukę płacową. Warto tutaj wspomnieć, że Pekao sugeruje, że rzeczywiste rozmiary tego zjawiska mogą obecnie sięgać nawet 14-24 proc. Co ma do tego posiadanie dziecka? Odpowiedź zawiera się w pojęciu tzw. child penalty, które możemy tłumaczyć jako „kara za dziecko”.
Jednym z powodów jest tzw. child penalty, czyli nierówny koszt rodzicielstwa: narodziny dziecka wiążą się z wyraźnym spadkiem zarobków matki, ale już nie wpływają na dochody ojca.
Przywoływane przez Pekao badania sugerują, że w Polsce w okresie do 10 lat po narodzinach pierwszego dziecka młode matki są aktywne zawodowo o ponad 30 proc. rzadziej niż młodzi ojcowie. Zauważają przy tym, że „kara za dziecko” stanowi dość typowe zjawisko dla rozwiniętych gospodarek. W tych gorzej rozwiniętych łatwiej doszukać się na przykład związków pomiędzy gorszymi zarobkami kobiet a małżeństwem.
Dlaczego jednak macierzyństwo pogłębia lukę płacową w teoretycznie nowoczesnych i względnie egalitarnych społeczeństwach? Na problem można spojrzeć dwojako: jego problem może mieć podłoże biologiczne albo czysto kulturowe. Wszystko przemawia za tym drugim wyjaśnieniem i nie jest to w żadnym wypadku dobra wiadomość.
Nie ma sensu upatrywać w biologii przyczyn zróżnicowania płacowego kobiet i mężczyzn
Biologiczne wyjaśnienie luki płacowej dotykających matek wydaje się niby czymś całkowicie jasnym. Ciąża może i nie jest chorobą, ale nie jest też w żadnym wypadku stanem neutralnym dla organizmu kobiety. Podobnie jest zresztą z połogiem. Obciążenie fizyczne oznacza dla młodych matek przerwę w karierze, nie tylko ze względu na potrzebę zajęcia się dzieckiem, ale także na dojściu do formy. Tyle tylko, że ze statystyk przedstawionych przez bank wynika, że dokładnie takie same zjawisko możemy zaobserwować w przypadku matek adopcyjnych.
Skoro nie biologia, to może istnieją jakieś przyczyny niewynikające z czysto kulturowych uprzedzeń? Eksperci zwracają uwagę na trzy wyjaśnienia fenomenu „kary za dziecko” niezwiązane z biologią. Jednym jest swego rodzaju specjalizacja. Chodzi o całkiem logiczny mechanizm, w myśl którego z aktywności zawodowej rezygnuje na czas opieki nad małym dzieckiem ten z rodziców, który gorzej zarabia.
Drugim wyjaśnieniem jest przekonanie, że to kobiety czerpią wyższą użyteczność z opieki nad dzieckiem względem mężczyzn. Wreszcie mamy przyczyny czysto kulturowe – a więc po prostu stereotypowe przeświadczenie, że to kobieta ma się zajmować dzieckiem i już.
Wydaje mi się, że wszystkie trzy wyżej wskazane wyjaśnienia zazębiają się ze sobą i sprowadzają się do tego samego stereotypowego sposobu rozumowania. Do podobnego wniosku doszli zresztą eksperci Pekao. Punktem wyjścia są tutaj wyniki badań empirycznych z 2019 r., w których sprawdzono, jak wygląda luka płacowa w przypadku par homoseksualnych wychowujących wspólnie dziecko.
Macierzyństwo pogłębia lukę płacową przede wszystkim przez patriarchalne stereotypy
Założenie jest tutaj stosunkowo proste. Jeżeli chodziłoby tylko o wspomnianą wyżej specjalizację pod kątem uzyskiwanych wcześniej zarobków, to płeć partnerów nie powinna wiązać się ze statystycznymi różnicami. Ewentualne zróżnicowanie sytuacji par gejów i lesbijek sugerowałoby większy wpływ patriarchalnego myślenia.
Jak to wygląda w praktyce? Macierzyństwo pogłębia lukę płacową wśród lesbijek, ale w mniejszym stopniu niż w przypadku par jednopłciowych. Wyrównanie zarobków do stanu sprzed ciąży następuje już po 5 latach. Co ciekawe, partnerka matki dziecka również doświadcza „kary za dziecko”. W przypadku par gejów zarobki obydwu partnerów rzeczywiście są nierozróżnialne. Wydaje się więc, że luka płacowa jest rezultatem nakładania na siebie wszystkich trzech czynników.
Z powyższych danych płynie bardzo istotny wniosek. Macierzyństwo pogłębia lukę płacową w dużej mierze przez istniejącą na rynku pracy dyskryminację kobiet. Ta wydaje się tkwić głęboko w naszej kulturze. To bardzo zła wiadomość dla państwa i rządzących, kto by nimi akurat nie był. W końcu z wielu powodów zależy nam na tym, by nie zniechęcać dodatkowo pań do posiadania potomstwa. Już teraz Polska jest gdzieś na progu demograficznej katastrofy. Problemu luki płacowej nie da się zasypać programami w rodzaju 800 Plus. Głównie dlatego, że nie są w stanie zrekompensować utraconych zarobków.
Oczywiście jako winowajców nie można wskazać wyłącznie ustawodawcę i polityków. Swoje dokładają także pracodawcy, którzy wciąż albo unikają zatrudniania młodych kobiet, albo różnicują płace swoich pracowników i pracowniczek. Problem na poziomie kulturowym przenika przez całe nasze społeczeństwo.