Mieszkania w Berlinie są zbyt drogie – uważają władze niemieckiej stolicy. Postanowiły więc po prostu kupić 670 mieszkań od prywatnego inwestora. Zdaniem berlińskiego ratusza, pozyskanie lokali z alei Karola Marska przystopuje „szaleńczą prywatyzację” w mieście.
Jeszcze do niedawna niemiecka stolica była stosunkowo niedrogim miastem, przynajmniej jak na zachodnie standardy. A mieszkania w Berlinie potrafiły być nawet kilka razy tańsze niż w innych dużych niemieckich miastach.
Ostatnio jednak koszty wynajmu czy zakupu lokali w Berlinie rosną jak szalone – nawet szybciej niż nad Wisłą, gdzie drogie mieszkania to powoli standard. Czemu? Można to wytłumaczyć tym, że Berlin stał się ostatnio wyjątkowo modny. Jednak znaczna część mieszkańców wini „spekulantów”. Czyli przedsiębiorców z branży nieruchomości, którzy kupują masowo lokale w dobrych punktach, remontują je – i wynajmują po znacznie wyższych cenach.
Mieszkańcy miasta się buntują, i wygląda na to, że władze Berlina zaczynają ich słuchać.
Mieszkania w Berlinie kupione przez miasto. Wydano nawet 100 mln euro
Władze miasta właśnie ogłosiły, że zakupiły 670 mieszkań przy Karl-Marx-Allee od prywatnego inwestora. Lokalizacja jest świetna – aleja z zabytkowymi socrealistycznymi budynkami mieści się tuż przy centralnym Alexanderplatz.
Ile wydano na mieszkania? Tego ratusz nie doprecyzował, ale media sugerują, że było to około 90-100 mln euro.
Po co władzom miasta te mieszkania? Otóż pod koniec 2018 r. nabyła je prywatna firma Predac. Chciała z mieszkań „dla ludu” stworzyć bardziej ekskluzywne apartamenty lub lokale na wynajem. To zdenerwowało mieszkańców. Warto dodać, że w Berlinie mało kto ma mieszkanie na własność. Zdecydowana większość lokali należy do wspólnot mieszkaniowych. Więc plany firmy Predac oznaczały po prostu, że ok. 700 rodzin o przeciętnych dochodach będzie musiało się wynieść ze świetnej lokalizacji.
Berlin już zapowiedział, że 670 mieszkań przy alei Marksa trafi pod skrzydła spółdzielni Gewobag – oczywiście zarządzanej przez miasto.
– Berlin musi odzyskać kontrolę nad swoim rynkiem nieruchomości. Nie może być tak, że mieszkańców nie stać na mieszkanie w swoim mieście – tłumaczył decyzję burmistrz Michael Müller.
Pomysł nacjonalizacji mieszkań pewnie jest kontrowersyjny. Z drugiej strony – być może to jedyny sposób na to, by centra największych metropolii nie stawały się „gettami milionerów”. A powoli się nimi stają – i tyczy się to nie tylko Berlina czy Monachium, ale również Warszawy.