Mija 15 lat lat od naszego wejścia do UE. Przez ten czas Polska zmieniła się nie do poznania. W większości dziedzin – zdecydowanie na lepsze. Ale dynamiczny rozwój i awans na „prawdziwych Europejczyków” sporo nas też kosztował. Wystarczy przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno temu za metr kwadratowy mieszkania płaciło się zaledwie 1,2 tys. zł.
Wejście do Unii rozwiązało nam wiele problemów, choćby natury politycznej czy infrastrukturalnej. Ale zrodziło też nowe. Czy raczej – nasze problemy stały się podobne do tych, z którymi zmagają się inni mieszkańcy krajów pierwszego świata.
A do nich należą na przykład wysokie ceny nieruchomości. W najzamożniejszych miastach nawet przedstawicieli nieźle sytuowanych zawodów klasy średniej już po prostu nie stać na mieszkania. Te, w przynajmniej niezłych lokalizacjach, są już zarezerwowane dla milionerów. To niedawno była rzeczywistość miast takich jak Londyn, Paryż czy Mediolan. Teraz podobnie zaczyna być w stolicy.
Ale nie tylko w stolicy ceny mieszkań rosną. W całej Polsce od czasu akcesji do UE mieszkania podrożały, i to dość dramatycznie.
Drogie mieszkania. Od momentu wejścia do UE jest coraz gorzej
Jak przypomnieli eksperci serwisu RynekPierwotny.pl, w 2004 r. metr kwadratowy mieszkania nad Wisłą kosztował zaledwie… 1,2 tys. zł. Dla przypomnienia – to właśnie w tym roku ostatecznie Polska wstąpiła do wspólnoty. To przenieśmy się teraz do 2017 r. Wtedy, według danych GUS, średnio metr mieszkania kosztował już 4713 zł. Oficjalnych danych za 2018 r. nie ma, ale eksperci są przekonani, że mieszkania były jeszcze droższe, a cena za metr wynosiła 4800-4900 zł.
Można oczywiście powiedzieć: nic dziwnego. Pensje przecież rosną, muszą więc i wzrosnąć ceny mieszkań. Problem w tym, że wynagrodzenia wcale nie rosną tak szybko jak ceny nieruchomości.
W 2004 przeciętna płaca wynosiła zaledwie 2289 zł. W 2018 r. – już 4585 zł. Wzrost imponujący, ale gołym okiem widać, że to w 2004 rodziny rozglądające się za mieszkaniem były w znacznie lepszej sytuacji. W dużych miastach oczywiście ceny wzrosły jeszcze bardziej, o topowych lokalizacjach w stolicy, Krakowie czy Wrocławiu już nie wspominając.
Trudno nie wiązać tego wzrostu z akcesją do Unii. Nasz rynek stał się nagle otwarty, zagraniczne firmy i prywatni inwestorzy zaczęli nagle inwestować. A to spowodowało, że Kowalski musi pracować na swoje wymarzone cztery kąty coraz więcej. Z drugiej strony – sporo Kowalskich, którzy zainwestowali kilkanaście lat temu w stosunkowo tanie mieszkania, dziś liczy gigantyczne zyski.
Drogie mieszkania. To cena za przynależność do pierwszego świata
Dzięki UE staliśmy się pierwszym światem. Nawet jeśli ciągle daleko nam pod wieloma względami do Zachodu, to komfort życia nam się dzięki Unii zdecydowanie poprawił.
Ale przynależność do pierwszego świata to też problemy pierwszego świata. I dziś dla wielu młodych osób własne mieszkanie to marzenie ściętej głowy. A pewnie za kilka czy kilkanaście lat przeciętnego Polaka będzie stać co najwyżej na jakieś przeciętne lokum na przedmieściach.