Mity o zawodzie nauczyciela powielane w dużych portalach informacyjnych tylko szkodzą wizerunkowi szkoły. Często są to antynaukowe i antypedagogiczne bzdury, które napisał ktoś, kto prawdopodobnie nigdy nie powinien podjąć pracy jako pedagog.
Z pewnym smutkiem przeczytałam wczorajszy artykuł Onetu. To zbiór opinii i opowieści różnych nauczycieli (choć momentami mam wrażenie, że to jednak historia tej samej osoby), zatytułowany „jestem nauczycielką twojego dziecka”. Obawiam się, że jaka nie byłaby intencja, bardzo szkodzi to zarówno uczącym, jak i ich protestowi. Dlaczego? Dlatego, że mnóstwo tam bzdur, przekłamań i szkodliwych mitów. Co gorsza, pod spodem piętrzą się komentarze pełne aprobaty, z których wynika coś bardzo niepokojącego. Ale po kolei.
Artykuł dzieli się na dziesięć części, z której każda stanowi (jak mi się wydaje) coś w rodzaju osobnej narracji. Jest to pełen goryczy zarzut do rodziców o to, że gardzą nauczycielami, nie mają czasu dla własnych dzieci, swoje frustracje przelewają na szkołę et cetera. To prawda. Bywają i tacy rodzice. Nie interesują się swoimi pociechami, próbują scedować ciężar wychowania na szkołę, kłócą się o każdą drobnostkę, oskarżają wychowawców, próbując maskować własne błędy bronią się przez atak. Ale nawet do takich trzeba umieć przemówić. Nie od parady pracujący w oświacie pracują nad terminem „pedagogizacja rodziców”.
Mity o zawodzie nauczyciela
Zacznijmy od początku. Będę punktować, by jednocześnie odnosić to do każdej historii.
- Ile zarabia nauczyciel? Nauczycielka skarży się, że nie stać ją na wiele rzeczy. Że stażysta zarabia netto 1751 złotych, zaś nauczyciel dyplomowany – 2377 zł. To w zasadzie prawda, ale to są zasadnicze wynagrodzenia nauczycieli. Wiem, że dodatki nie są duże i te pensje są nadal żenująco niskie, ale trzeba o tym pamiętać.
- Nauczycielka chciała zostać polonistką. Teraz jest zła na rodzica, który jej wytknął, że – jego zdaniem – źle przygotowała dziecko do olimpiady (mimo że robiła zajęcia nawet po pogrzebie własnego ojca, kiedy przysługiwało jej kilka dni wolnego), bo ono chciało mieć indeks w kieszeni. I jeszcze złośliwie napisał jej w post scriptum, że powinna zmienić zawód. W porządku. Rozumiem złość, gdyby mi ktoś tak napisał, pewnie też bym była wściekła. Tyle tylko, że nauczyciel nie musi bez reszty poświęcać się swoim uczniom. Oni też muszą pracować w domu, przygotowywać się we własnym zakresie, zwłaszcza w liceum.
- Rodzic oświadcza nauczycielowi, że synowi wystarczy film „Krzyżacy”, bo on woli czytać Tolkiena. Jest do tego agresywny i żartuje sobie z aborcji. Wezwana matka oznajmia, że chłopak ma orzeczenie z poradni i jest to problem nauczyciela. Oczywiście, są tacy rodzice. Tyle tylko, że a) to dobrze, że dziecko choćby film „Krzyżacy” obejrzy, a jeśli na tym etapie lubi Tolkiena, to trzeba to wzmacniać, b) oznajmienie rodzicowi bez pardonu, że jego dziecko jest agresywne to najlepszy sposób na zantagonizowanie takiego rodzica. Zasada w zawodzie brzmi: najpierw mówimy coś dobrego, potem przekazujemy krytykę, a na koniec znowu mówimy coś dobrego. To są podstawy. A orzeczenie z poradni jeszcze nikogo nie ocaliło przed obniżonym sprawowaniem, tak nawiasem mówiąc.
- Coś o tym, że rodzice komentują, czy nauczyciele są singlami. Albo, że mają menopauzę. Po co tam to trafiło?
- Nauczycielka stwierdza, że problemy rodzinne (rozwód) mają wpływ na dziecko. Córka bardzo to przeżywa. Do tego zerwał z nią chłopak, wyżaliła się tylko nauczycielce, bo mama nie ma czasu. Zmęczona nauczycielka stwierdza, że nie ma czasu dla własnych pociech, myśli tylko o uczniach. To jak ona sobie organizuje czas?
- Smutna konstatacja o tym, że dla matki ręcznie robione prezenty córki nie mają żadnego znaczenia. I co, tego nie można powiedzieć rodzicowi? Trzeba!
- Chłopak pokazał nauczycielce środkowy palec, szarpnęła go za ramię i podniosła na niego głos. Dyrektor wezwał ją na dywanik. W czym problem? Nauczyciel nie ma prawa naruszyć sfery osobistej ucznia. Nigdy. Period.
- Nauczycielka powiela bzdury o „bezstresowym wychowaniu” (istnieje coś takiego, ale nie wygląda to tak, jak na memach w Internecie – zaraz o tym napiszę). Mówi, że rodzice dają dziecku zdobycze technologiczne, żeby mieć spokój (to prawda). I że bezgranicznie im wierzą (to prawda). Chcą oni też maksimum uwagi dla swoich pociech (to prawda). I czasami, faktycznie, dzwonią w weekend ze strasznymi bzdurami. Ale jeśli ktoś sobie nie życzy, może poprosić o to, by nie dzwonić po godzinach pracy. Ewentualnie, by wysyłać tylko SMS-y.
- Nauczycielka krzyczy na dzieci, że niech nie czytają, będą pokazywać na Instagramie gołe tyłki. Ktoś ją nagrywa, robi się z tego afera. Nauczyciel nie ma prawa tak powiedzieć do uczniów. Wiem, że zdarza się pedagogom głos podnieść (często po to, by przekrzyczeć rozgardiasz). Nie mogą ich jednak obrażać. Są dorośli, mają panować nad sobą. Period.
- Podsumowanie wszystkich historii, kwestia protestu. Reforma (zwana też deformą) edukacji, dymisja minister Zalewskiej oraz… najgłupszy i najbardziej podły mit. O którym zaraz opowiem.
Stek bzdur, których nie powinien mówić żaden nauczyciel
W tych historiach jest sporo prawdy i racji. Rodzice często nie chcą współpracować ze szkołą, bo uważają, że nauczyciele powinni przejąć ich obowiązki. To nieprawda, szkoła ma jedynie wspierać wychowanie, doradzać, pomagać. Absolutnie nie zastąpi najbliższych. Pojawia się też kwestia „a on w domu tak się nie zachowuje”. Tak, to częsty rodzicielski argument. Problem w tym, że dziecko w gronie rówieśników będzie zachowywać się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy jest samo w domu.
Nam, pedagogom, często powtarza się, że obecne pokolenie rodziców to ci, którzy byli pierwszymi rocznikami w gimnazjum i stracili zaufanie do systemu oświaty. Jesteśmy uzbrojeni w szereg narzędzi, które pomagają nam z nimi pracować.
W tekście pojawia się jednak kilka przekłamań lub bardzo szkodliwych mitów. Zacznijmy od medycznego:
Albo że mam menopauzę. Nie, jeszcze nie mam. Jak będę miała, to będę łykać hormony i psychotropy jak cukierki. Podniesie mi to ryzyko raka o 10 procent (…)
Klimakterium to rzecz naturalna. Kobiety mają wtedy spore wahania hormonów (ale to nie zwiększa ryzyka raka), czasami lekarz zdecyduje się przepisać leki hormonalne (ale to nadal nie podnosi aż tak ryzyka raka, poza tym doktor zwykle wie, co robi). Ale nikt nie zmusza do ich zażywania, one na pewno nie zatrzymają tego, co nieuniknione. Jeśli ktoś ma zaburzenia psychiczne lub kryzys, może mieć przepisane przez psychiatrę leki psychotropowe. Ale nie są one czymś, co się łyka jak cukierki, tylko stanowią wsparcie terapii. Wstyd, że nauczyciel powtarza antynaukowe bzdury.
Wierzysz w bezstresowe wychowanie.
Brak wychowania (w tym znaczeniu: permisywizm) nie jest bezstresowym wychowaniem. Od tego odżegnywał się nawet autor samego pojęcia, Benjamin Spock. Rodzice w to nie wierzą, po prostu część z nich woli dać dziecku komputer i mieć święty spokój (do czasu, pewnego dnia ugryzie ich to w pośladek). Nie wierzą oni jednak w jakieś ulotne idee, po prostu idą na łatwiznę.
Po dzwonku zostałaś na korytarzu. Podglądałaś, jak prowadzę lekcję przez okienko w drzwiach klasy. Znów odczytałam komunikat dyrektora na wywiadówce, że ze względu na RODO nie można podsłuchiwać pod drzwiami.
Ech… RODO w szkole. Moja redakcyjna koleżanka Justyna wypunktowała już absurdy, jakie w związku z tą ustawą wprowadzają niektóre placówki oświatowe. W każdym razie: podsłuchiwanie lekcji pod drzwiami nie ma z ochroną danych osobowych nic wspólnego.
Wiesz, wstyd mi, ale czasem w złości zastanawiam się, jak to możliwe, że kiedyś nauczyciele kazali dzieciom klęczeć na grochu z rękami w górze i dzieci wyrastały na normalnych ludzi, a nauczyciele cieszyli się powszechnym szacunkiem.
Tak, narratorce powinno być wstyd. Bardzo. Nauczyciel nigdy nie powinien powtarzać tak podłych, obrzydliwych, szkodliwych stereotypów. Klęczenie na grochu sprawia, że człowiek nabiera szacunku? Torturowanie dzieci uczy ich respektu? Nie wiem, kim jest narratorka, ale minęła się z powołaniem i to tak dalece, że wkrótce odkryje nową egzoplanetę w Grupie Lokalnej.
Oczywiście, w komentarzach pojawiło się przyklaskiwanie, opowiadanie o tym, jak to kiedyś ojciec pasem przez tyłek przełożył i było dobrze. Tak. Komentujący zapomnieli o strachu, który temu towarzyszył. O upokorzeniu i bólu.
Życie nauczyciela nie jest łatwe, ale nie dajmy się zwariować
Kończąc tę przydługą polemikę: nauczyciele w Polsce zasługują na lepsze warunki płacowe, to oczywiste. Rodzice też muszą uświadomić sobie, że ich dzieci nie są aniołkami, że czasem kłamią (robią to po to, by uniknąć kary, zwrócić na siebie uwagę podkoloryzowaną historyjką i tak dalej). Muszą pamiętać, że wychowanie to ich obowiązek, szkoła tylko wspiera ten proces. Pedagodzy nie powinni jednak zapominać, że prawo wyposażyło ich w cały szereg możliwości: nauczyciel cieszy się ochroną, która przysługuje mu tak, jak funkcjonariuszowi publicznemu. Jeśli rodzic go obrazi, sprawa może być skierowana do sądu i bardzo źle się skończyć dla obrażającego.
Ale szacunek i zaufanie wypracowuje się latami i trzeba stosować te narzędzia, które nauczycielowi wręczyły studia ze specjalizacją pedagogiczną oraz szkolenia, których trochę co roku trzeba odwiedzić. Za każdym pokazanym środkowym palcem, za każdą obelgą kryje się rozpaczliwa historia dziecka próbującego zdobyć poklask kolegów. Albo zwyczajne dorastanie, przy którym – pardon my French – palma odbija nawet najgrzeczniejszym do tej pory uczniom. Nauczyciel musi wykazać się cierpliwością i wyrozumiałością – chociaż niezbędna jest też stanowczość i wytyczanie granic. To trudna i momentami niewdzięczna praca, ale taką się wybrało. Protest popieram całym sercem. Powtarzanie szkodliwych mitów i powielanie stereotypów – nie.