Jak wiadomo, nasza gospodarka w coraz większym stopniu zależna jest od imigrantów zarobkowych. Co by się jednak stało, gdyby ich zabrakło? Być może poznamy odpowiedź na to pytanie. Wygląda bowiem na to, że coraz mniej pracowników z Ukrainy jest ubezpieczonych w ZUS.
Polska od jakiegoś czasu przestaje być tak atrakcyjnym miejscem pracy dla Ukraińców, pojawiają się też korzystniejsze alternatywy
Największą grupę obcokrajowców pracujących w Polsce stanowią Ukraińcy. Od wielu lat stanowią oni jeden z istotnych filarów naszej gospodarki. Pracodawcy najpierw korzystali z ich taniej pracy. Z czasem, gdy koniunktura gospodarcza w naszym kraju się poprawiła a bezrobocie spadło do rekordowych wymiarów, z pracy jako takiej. Obecnie Ukraińcy zarabiają nawet więcej, niż Polacy.
Polacy przyzwyczaili się do ich obecności, jakby stanowiła ona coś oczywistego. Tymczasem wszystko może ulec zmianie. Pewien punkt przełomowy stanowi otworzenie przez Niemcy swojego rynku na pracowników z Ukrainy. Nie ulega wątpliwości, że pensje w Berlinie są zauważalnie wyższe, niż w Warszawie. Warto również zauważyć, że nie każdemu może odpowiadać traktowanie przez niektórych polskich pracodawców. Co nie powinno dziwić: Polakom również podobne praktyki ewidentnie nie odpowiadają. Jedno jest pewne: odpływ pracowników z Ukrainy może poważnie zaszkodzić naszej gospodarce.
W Polsce jest coraz mniej pracowników z Ukrainy, jednak nie dotyczy to największych miast w kraju
Wydaje się, że taki odpływ powoli staje się już faktem. Informuje o tym Polska Agencja Prasowa. Coraz mniej pracowników z Ukrainy jest ubezpieczonych w ZUS. Nie jest to być może jeszcze spadek alarmujący, jednak zauważalny. Co ważniejsze: jest to pierwszy taki spadek od lat. W ciągu kwartału z systemu ubezpieczeń społecznych zniknęło przeszło 20 tysięcy Ukraińców. Jeszcze zeszłej jesieni było ich 441 tysięcy, obecnie zaś 421 tysięcy.
Trzeba przy tym pamiętać, że spadki nie dotyczą największych metropolii w Polsce. Od października do stycznia w samej stolicy przybyły 3 tysiące pracowników z Ukrainy. Obecnie jest ich tam niemal 80 tysięcy, na 135 tysięcy ogółu cudzoziemskich pracowników. Nieznaczne, liczone w setkach, wzrosty zatrudnienia Ukraińców odnotowały także Kraków, Gdańsk, Wrocław i Poznań.
To właśnie tam należałoby upatrywać największych skupisk pracowników z Ukrainy. W całym województwie mazowieckim jest ich 92,5 tysięcy, w wielkopolskim 46,3 tysiące, dolnośląskie 43,2 tysiące, małopolskie 24,8 tysięcy. Porównywalne ich ilości znaleźć można również w województwach śląskim oraz łódzkim. Nie powinno to dziwić, w końcu to właśnie te ośrodki przyciągają najbardziej także Polaków. Najmniej Ukraińców pracuje w podkarpackim, świętokrzyskim, podlaskim oraz warmińsko-mazurskim.
Mniej pracowników z Ukrainy, to mniejsze wpłaty do systemu ubezpieczeń społecznych
ZUS wzrost liczby pracowników z zagranicy odnotowywał od czterech lat. Pracownicy z Ukrainy stanowili wówczas 73-76% legalnie zatrudnionych i zgłoszonych przed pracodawcę cudzoziemców. Warto zauważyć, że odprowadzane przez nich składki wspierają nasz system ubezpieczeń społecznych. Jego piętę achillesową stanowi z kolei z jednej strony pożądany wzrost długości życia Polaków, z drugiej zaś coraz słabszy przyrost naturalny. Z obecności cudzoziemców w Polsce korzystają nie tylko pracodawcy.
Odpowiedzią na spodziewaną mimo wszystko mniejszą liczbę Ukraińców chętnych do pracy w Polsce stanowi od dłuższego czasu próba szukania siły roboczej gdzie indziej. Polską gospodarkę wspomóc mieli Nepalczycy, pracownicy z Filipin. Z całą pewnością jednak Ukraina ma tą przewagę nad innymi kierunkami, że jest ona najzwyczajniej w świecie tuż za wschodnia granicą naszego kraju. Tych braków prawdopodobnie nie da się w wystarczającym stopniu uzupełnić ściąganiem ludzi z dalekiej Azji. Także podnoszenie pensji na całym „rynku pracownika” niekoniecznie musi pozwolić na zniwelowanie braków, przynajmniej w niektórych branżach.
Jeżeli faktycznie w Polsce będzie coraz mniej pracowników z Ukrainy, to konsekwencje mogą być daleko idące. Teoretycznie mogłoby to oznaczać wzrost płac i zmianę niektórych niekorzystnych praktyk na rynku pracy, których pełno chociażby w ogłoszeniach o pracę. Wyhamowanie wzrostu gospodarczego i zapaść chociażby w budownictwie to z kolei potencjalny czarny scenariusz. Czas pokaże, na ile realny.