Mieliśmy być drugą Japonią. Nie wyszło, ale to chyba dobrze. Może spróbujemy zostać drugą Szwecją? Rozczaruję tych, którzy myślą, że Szwecja to udana wersja socjalizmu. Uspokoję obrońców wolności gospodarczych. Szwedzi przeszli długą drogę, nim odkryli, że żeby się dzielić tortem trzeba go najpierw zrobić. Model szwedzki – recepta na sukces.
Model szwedzki – recepta sukces
Na początek trochę historii. Dzięki niej widzimy, jaką Szwecja przebyła drogę. Doskonale pokazał to Johan Norberg, szwedzki dziennikarz i historyk idei w filmie „Szwecja: lekcje dla Ameryki?” (dostępny na YT). Od kraju biednych rolników po jedno z najbogatszych państw świata. Nie obyło się bez upadków. Jednak Szwedzi potrafili wyciągnąć z nich wnioski i „wstali z kolan”. Ale powoli.
Cofnijmy się do XVIII wieku. To wtedy żył Anders Chydenius. Mało kto go zna. Pastor i polityk. Uważał, że receptą na rozwój jest wolność. Wolność słowa, wyznania, handlu. Swoboda przemieszczania się i praworządność. Piętnował korupcję i monopole. Nie dożył momentu, gdy Szwecja wybrała drogę, którą wskazał. Gdy umierał, na początku XIX wieku, była krajem głodujących rolników. Jedyną szansą na lepsze życie wydawała im emigracja. Swoją rewolucję gospodarczą Szwedzi zaczęli około 1840 roku. W ciągu 100 lat stali się potęgą gospodarczą. PKB na głowę mieszkańca wzrosło w tym czasie siedmiokrotnie. Doszli do tego stosując się do recepty Chydeniusa. Postawili na wolny rynek. Jak najmniej regulacji. Niskie podatki. Długość życia wzrosła o 26 lat.
Co poszło nie tak?
„Biedę zastąpiły piękne miasta i krajobrazy. A wiecie co się stało później? Przedobrzyliśmy” – mówi w swoim filmie Johan Norberg.
Przedobrzać zaczęli około 1960 roku. To wtedy postanowili zbudować wszechobecne państwo opiekuńcze. Pierwsze skrzypce zaczęły grać związki zawodowe. Opieka zdrowotne, edukacja, emerytury miały być domeną państwa. A z czego to sfinansować? Z podatków oczywiście. Dość szybko okazało się jednak, że nawet podniesione podatki nie starczają na pokrycie wydatków. „No to co robimy?” Zastanawiali się rządzący Szwecją Socjaldemokraci. I zdecydowali dalej podnosić podatki. Pracownikom i pracodawcom.
Działali z rozmachem. Astrid Lindgren, autorka znanej opowieści o Pipi Lamstrung w pewnym momencie ze zdumieniem odkryła, że im więcej pisze, tym mniej zarabia. Ba, w zasadzie dopłaca do każdej kolejnej książki. Jak się okazało podatek, który w pewnym momencie musiała zapłacić wyniósł 102 proc. Słynny reżyser Ingmar Bergman był ścigany przez policję skarbową z powodu jeszcze wyższego podatku. W rezultacie wyjechał z Szwecji. To samo zrobił zresztą twórca firmy IKEA.
Ale politycy i związkowcy nie widzieli nic złego w tym, że niektórzy ludzie muszą więcej państwu oddać niż zarobili. Pojawił się kolejny pomysł, powstania funduszy pracowniczych. Ich zadaniem było powolne przejmowanie firm. Tego było już za wiele. Pracodawcy, ale i pracownicy mieli już dość takiego państwa opiekuńczego i wyszli na ulicę.
Byle dalej od Szwecji
„Wiele problemów Szwecji wynika z tego, że ludzi karze się za prowadzenie własnej firmy” mówił Ingvar Kamprad, założyciel sieci sklepów IKEA, tłumacząc dlaczego przeniósł się do Szwajcarii. Wiele firm przeniosło wtedy swoje siedziby za granicę. Nastała wysoka inflacja i bardzo wysokie stopy procentowe. Na początku lat 90 Szwecja była już o krok od katastrofy. Wtedy postanowiła wrócić do źródeł. Zmniejszyła podatki. Zlikwidowała fundusze pracownicze. Wykreślono wiele regulacji krępujących rozwój przedsiębiorczości. W opiece medycznej i edukacji znów mogły działać firmy prywatne. Zmiana kursu nie była łatwa, bo bolała. Ludzie z jednej strony nie chcieli płacić wysokich podatków, a z drugiej chcieli, by państwo gwarantowało im dobry socjal, bez względu na to czy je na to stać. Padały rządy, ale tym razem politycy się nie cofnęli. Prawica z lewicą porozumiała się, że szwedzką gospodarkę trzeba zreformować.
Powrót do Edenu
Dziś widać, że kurs był dobry. Od lat 90. XX wieku do teraz, dochód rozporządzalny gospodarstw domowych wzrósł cztery razy. Szwedzi cieszą się opieką medyczną na wysokim poziomie, dobrą edukacją. Można im pozazdrościć systemu opieki nad seniorami. Jak to zrobili? Poza wolnością gospodarczą, rządzący podzielili się władzą z obywatelami i samorządami. Dobrym przykładem będzie tu bon edukacyjny. Można go wykorzystać tak w państwowej, jak i prywatnej szkole. Dobra szkoła nie ma problemów z finansowaniem. Jednocześnie każdy ma dostęp do prywatnego szkolnictwa. Nie ma problemu wysokości czesnego. O przyjęciu ucznia decyduje kolejność zapisów.
„Tak, zarabiamy, ale dzięki temu mogliśmy założyć 34 oddziały naszej szkoły w całej Szwecji. Rodzice zapisują do nas już dwulatki. Jedynym kryterium przyjęcia jest kolejność zapisów. Nie status społeczny czy ekonomiczny” mówi Barbara Bergstrom, założycielka Międzynarodowej Szkoły Anglojęzycznej
Obywatel decyduje
Przykład bonu szkolnego pokazuje, że warto podzielić się władzą z obywatelami. W tym wypadku to oni decydują o podziale pieniędzy na edukację. Nie należy jednak z tego przykładu wyciągać wniosku, że nadal w Szwecji wszystkim należy się to samo. Szwedzi zrozumieli, że konieczne jest zróżnicowanie świadczeń. Nie mają, na przykład, jednej płacy minimalnej. Poziom najniższego wynagrodzenia ustalają związki zawodowe z pracodawcami ze swojej branży. Różnie to też wygląda w zależności regionu. Inne są uzgodnienia płacowe w dużym mieście, inne na prowincji. To efekt różnicy w kosztach życia.
Również wysokość emerytur jest dziś powiązana w Szwecji ze stażem i zarobkami, ale także ze wskaźnikami gospodarki. Dzięki temu rządzący nie mogą kupować głosów emerytów podnoszeniem świadczeń, zadłużając się na koszt przyszłych pokoleń. Także zasiłek dla bezrobotnych czy chorobowy zależą od wysokości wynagrodzenia.
Kraj wolności gospodarczej
W szwedzkim systemie na pewno są elementy, które wymagają zmiany czy poprawy. Jedno jest pewne. To nie socjalizm przyniósł Szwedom dobrobyt. Raczej przeciwnie. Szwedzi chcą przekazać światu, że ich gospodarka jest znacznie bardziej liberalna, niż się Europejczykom czy Amerykanom się wydaje. Nie są przykładem na to, że socjalizm może się udać i warto iść jego drogą. Taką wizję Szwecji, jako modelu godnego naśladowania, próbował sprzedać Amerykanom kandydat na prezydenta Bernie Sanders.
„Nie istnieje coś takiego, jak socjalizm demokratyczny, jak mówił Sanders. Nie da się połączyć tych dwóch pojęć. To sprzeczność. Jak już zauważył Tocqueville demokrację i socjalizm łączy słowo równość. Ale w demokracji jest to równość w wolności, a socjalizmie w niewoli. Socjalizm prowadzi do kłopotów gospodarczych, a te powodują protesty społeczne. Wtedy władza staje się coraz bardziej autorytarna. Kolejnym dowodem na to, że Szwecja nie jest socjalistyczna jest jej pozycja w rankingach wolności gospodarczej. Jest w nich znacznie wyżej niż, na przykład, Polska. To co wyróżnia Szwecję i inne kraje skandynawskie na plus, to silna ochrona prawa własności. Praworządność. Odpowiedzialna polityka kreowania długu publicznego. Otwarcie na handel międzynarodowy. Uczciwość rządów. Umiar w regulacjach dla biznesu. W rankingu „Doing business” Szwecja jest w pierwszej dziesiątce krajów, które mają najmniej tych regulacji. To co je wyróżnia na minus względem liderów tych rankingów, to obciążenia podatkowe i wielkość wydatków państwowych” tłumaczy Marek Tatała, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej.
Szwedzi mają krótkie przesłanie, dla każdego kto szuka recepty na sukces gospodarczy: żeby dzielić się tortem, trzeba go najpierw upiec. A i wtedy dzielić trzeba z głową. Taki jest model szwedzki – recepta na sukces.
Artykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.