18 godzin – tyle czasu w tygodniu spędza nauczyciel w szkole podstawowej lub średniej, prowadząc lekcje. W rezultacie głośnych strajków wiedza ta dość dobrze utrwaliła się w naszym społeczeństwie. Rzecz jasna, owe 18 godzin odnosi się jedynie do części pracy nauczycieli, na którą składa się także szereg innych obowiązków. Zaskakująco rzadko w porównaniu z tym mówi się o czasie pracy nauczycieli akademickich. Ci w ramach pełnego zatrudnienia prowadzą zaledwie 8 godzin zajęć dydaktycznych tygodniowo.
Przemilczany temat pensum nauczycieli akademickich
Powszechny brak wiedzy na temat czasu pracy nauczycieli akademickich wynika z tego, że w kontekście ich obowiązków najczęściej operuje się roczną liczbą godzin pracy, która w takiej postaci niewiele mówi. Ta, w przypadku najczęstszej formy zatrudnienia w szkołach wyższych, tj. na stanowisku badawczo-dydaktycznym, wynosi 240 godzin rocznie.
Wspomniane 240 godzin daje 120 godzin w każdym z dwóch semestrów. A ponieważ jeden semestr liczy 15 tygodni dydaktycznych, liczba ta składa się na 8 godzin pracy podczas zajęć ze studentami. W wielu przypadkach nauczyciele akademiccy spędzają więc w uczelni jeden dzień w tygodniu, choć najczęstszą praktyką wydaje się ich obecność w miejscu pracy dwa razy w tygodniu.
W przypadku osób z najwyższymi honorami, posiadającymi tytuł profesora, czas ten jest krótszy i wynosi 6 godzin, na ogół realizowanych w ciągu jednego dnia w tygodniu. Jednocześnie pensum, tj. wymienione 8 lub 6 godzin tygodniowo, w indywidualnym przypadku może zostać jeszcze zmniejszone. Jeśli zaś dany nauczyciel akademicki pracuje więcej, oznacza to, że powierzono mu nadgodziny.
Inne obowiązki
Nauczyciele akademiccy, podobnie jak ci w szkołach podstawowych i średnich, posiadają bardzo dużo innych obowiązków. Obok zajęć administracyjnych, które mnoży hydra biurokracji, zajmują się przede wszystkim szeroko pojmowaną nauką – zarówno w ramach przedsięwzięć indywidualnych, jak i prac grupowych.
Prowadzą badania, piszą książki, popularyzują wiedzę na istotne tematy, udzielają się w mediach. Formalnie rzecz biorąc, podobnie jak ich koledzy ze szkół podstawowych i średnich, w ramach etatu bez nadgodzin pracują 40 godzin tygodniowo.
Faktycznie jednak nikt tego czasu nie mierzy. Jedni pracują więc dokładnie tyle, ile przewiduje umowa, a inni, nieraz wielcy pasjonaci swoich dyscyplin, znacznie więcej. Zdarzają się też osoby wykonujące obowiązki w ciągu znacznie krótszego czasu. Wśród nich znajdziemy i ludzi z wybitnymi osiągnięciami, i takich, którzy ograniczają się do prowadzenia zajęć. Sprawozdania z działalności naukowej tych drugich często świecą pustką.
Niskie i wysokie zarobki
W dyskusjach na temat zawodów cieszących się największym prestiżem obok np. lekarzy często pojawiają się nauczyciele akademiccy. Ci jednak w porównaniu z nimi, nawet po wielu latach pracy, nieraz pobierają bardzo skromne pensje. Zwłaszcza w porównaniu z tym, jak duże stawia im się wymagania.
Dla przykładu wynagrodzenie dla pracownika badawczo-dydaktycznego świeżo po doktoracie, a więc już ze sporym doświadczeniem, wynosi obecnie bez dodatków w wielu publicznych uczelniach ok. 5000 zł netto. W praktyce często jest jednak znacznie wyższe za sprawą znakomicie płatnych nadgodzin.
Z kolei niewielkie pensum umożliwia naukowcom pracę na więcej niż jednym etacie w pełnym znaczeniu tego słowa. Sprowadza się to do możliwości posiadania dwóch umów o pracę w dwóch różnych uczelniach, częstokroć z licznymi dodatkami.
Zatrudnienie w takiej formie jest wśród polskich nauczycieli akademickich częstym rozwiązaniem. W praktyce pozwala na zarobienie kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie osobie po doktoracie, a profesorom odpowiednio więcej. Stąd, mimo formalnie rzecz biorąc, zwykłej płacy, wielki pęd do tego zawodu.
Brak miejsca dla młodych ludzi
Eldorado kiedyś było jeszcze większe, gdyż nie tak znowu dawno naukowcy nie mieli ograniczeń dotyczących liczby posiadanych umów o pracę. Zdarzało się wówczas, że posiadali nawet kilka pełnopłatnych etatów. Pamiętajmy jednak, że obecny stan rzeczy nie oznacza, że osoba po doktoracie może z marszu zarabiać dwie średnie krajowe.
Ze względu na dążenie wielu doświadczonych naukowców do posiadania dwóch umów o pracę kandydaci na adiunktów mają bardzo utrudniony start. Podobny skutek wywołuje zabieganie ludzi nauki o nadgodziny w głównym miejscu pracy. Stąd często na uczelniach w ogóle nie ma przestrzeni dla młodych ludzi. Stanowi to skutek uboczny zjawiska, w którym obowiązki przewidziane dla dwóch osób wykonuje jeden wykładowca w ramach dwóch umów o pracę.