Jeszcze jest szansa
A może jednak żadnego zamówienia nie było i tylko chodzi tobie po głowie, aby trochę poscrollować internetowe wieszaki i coś kupić? Zanim jednak wejdziemy na stronę sklepu, żeby skorzystać z kolejnej „niepowtarzalnej okazji”, weź głęboki oddech. I kalkulator. Ale po co? Wiele wskazuje na to, że twoim problemem może nie być brak ubrań, a brak wyobraźni, Matematyka, a konkretnie kombinatoryka, ma dla ciebie wiadomość: twoja szafa mieści o wiele więcej, niż myślisz.
Zacznijmy od podstaw. Wyobraź sobie, że jesteś minimalistą (lub po prostu dopiero zrobiłeś pranie) i masz do dyspozycji skromny zestaw, np. 3 pary spodni i 10 „gór” (koszule, t-shirty, swetry). Dla uproszczenia (i dobra nauki) przyjmijmy idealne warunki, w których wszystko pasuje do wszystkiego. Ile unikalnych stylizacji możemy stworzyć z tego małego zestawu? Odpowiedzią jest reguła mnożenia – liczb kombinacji równa się iloczynowi liczby spodni i liczby „gór”. Proste działanie do wykonania: 3 razy 10, dostajemy 30 stylizacji. Z zaledwie 13 ubrań możemy ubierać się „inaczej” przez miesiąc, nie powtarzając ani razu tego samego zestawu. A to dopiero początek.
Przecież nikt nie wychodzi z domu w samych spodniach i koszulce (chyba). Dodajmy do naszego „modelu” np. 5 par butów i 4 okrycia wierzchnie (np. marynarka, kurtka, płaszcz, bluza). Liczba stylizacji to już teraz 5 razy 4 razy 3 razy 10, czyli 600. Jeśli codziennie będziemy zakładać inny zestaw, to potrzebowalibyśmy prawie 2 lat, żeby pokazać się we wszystkim.
I w tym momencie już zapewne co niektórzy siadają do pisania komentarza „ale przecież nie założę sandałów do zimowego płaszcza”. Nawet jeśli uznamy, że masz skrajnie fatalny gust i w aż 90% stworzonych kreacji nie możesz pokazać się ludziom na oczy, to wciąż zostaje nam 10% akceptowalnych zestawów, czyli 60. To dwa miesiące.
Nigdy tego nie ubierzemy
Żeby jeszcze bardziej skomplikować nasze stylizacje, dorzućmy do tego jakieś dodatki np. szalik, kapelusz. Powiększmy też zawartość naszej garderoby – nasze pranie już wyschło i możemy je założyć. 10 par spodni, 20 „gór”, 8 par butów, 5 okryć wierzchnich i 5 dodatków. Znów mnożymy wszystko przez siebie i otrzymujemy… 40 000 kombinacji. Jeśli zaczniemy już dziś testować dostępne stylizacje, zmieniając je codziennie, ostatnią założymy w 2135 roku.
Jeszcze raz – jeśli wytniemy z tego 90% modowo niemoralnych zestawów, nadal zostaje nam 4000 stylizacji. To nadal prawie 11 lat ubierania się dzień w dzień, bez powtarzania stroju. Ale jest jeszcze jedna sprawa – tak, wiem, ubrania się niszczą. Przynajmniej tak lubimy sobie tłumaczyć kolejne zakupy. Przy tak ogromnej liczbie kombinacji, rotacja Twojej garderoby jest gigantyczna. Jeśli dany sweter zakładasz w nowej konfiguracji raz na dwa tygodnie, a nie co drugi dzień, to siłą rzeczy rzadziej ląduje on w pralce. Matematyka to w tym przypadku najlepszy środek konserwujący ubrania – używaj wszystkiego co masz, w równym stopniu, im więcej opcji masz, tym twoja szafa wolniej się zużywa.
Jeszcze jeden sweterek
Kupując "tylko jeden sweterek", nie dodajemy do szafy jednej stylizacji. Wprowadzamy wtedy nową zmienną do równania, która przemnaża wszystkie Twoje dotychczasowe spodnie, buty, kurtki i dodatki. Ten jeden niewinny sweter generuje setki, a może nawet tysiące nowych kombinacji, których najprawdopodobniej nigdy nie przetestujesz.
Takie wielkie liczby, a problemy z ubiorem. Aż się trochę wierzyć nie chce. Tak naprawdę cały paradoks polega na tym, że czujemy się, jakbyśmy nie mieli w co się ubrać, właśnie dlatego, że opcji jest zbyt wiele. Nasz mózg może być po prostu przytłoczony taką liczbą, którą trudno nam sobie jakkolwiek wyobrazić, zobrazować.
To co, może zamiast kolejnego sweterka dwie średnie pizze, albo nawet jedna duża? W końcu matematyka jest jedna – zarówno w restauracji jak i w garderobie. Ale czy matematyką jesteśmy w stanie opisać nasze wewnętrzne zachcianki, z którymi podejmujemy tak nierówną walkę?