Wydawać by się mogło, że organy państwa powinny trzymać się do bólu litery prawa. Dotyczy to zwłaszcza sprawa karnych, w których decyduje się przecież los człowieka. A jednak w Polsce nielegalnie zdobyte dowody mogą być uznane przez sąd. Wyjątki określone w kodeksie postępowania karnego są tak wąskie, że to zakrawa na groteskę.
Nielegalnie zdobyte dowody stają się w Polsce nielegalne, jeśli dojdzie do zabójstwa, tortur albo bezprawnego uwięzienia
W prawie karnym istnieje pojęcie „owoców zatrutego drzewa„. Chodzi o nielegalnie zdobyte dowody. W większości cywilizowanych państw organy ścigania i prokuratura nie mogą wykorzystać przeciwko oskarżonemu czegoś, co uzyskali z naruszeniem prawa. Dzięki temu mamy gwarancję, że państwo będzie grać uczciwie w sprawach skierowanych przeciwko obywatelom. W końcu w grę wchodzą dowody uzyskane na przykład dzięki torturom, bezprawnej inwigilacji czy równie nielegalnej prowokacji.
Jak to jest w Polsce? Przez długi czas z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynikała zasada, w myśl której nielegalnie zdobyte dowody albo nie mogły zostać wykorzystane w ogóle, albo ich użycie było w jakimś stopniu ograniczone. Dopiero jednak w 2013 r. rząd PO-PSL wpisał do kodeksu postępowania karnego wprost wyrażony zakaz. Ten długo nie przetrwał, bo Zjednoczona Prawica miała nieco inne plany. To właśnie poprzedniej ekipie rządzącej zawdzięczamy bardzo kontrowersyjne brzmienie art. 168a k.p.k.
Dowodu nie można uznać za niedopuszczalny wyłącznie na tej podstawie, że został uzyskany z naruszeniem przepisów postępowania lub za pomocą czynu zabronionego, o którym mowa w art. 1 § 1 Kodeksu karnego, chyba że dowód został uzyskany w związku z pełnieniem przez funkcjonariusza publicznego obowiązków służbowych, w wyniku: zabójstwa, umyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu lub pozbawienia wolności.
Powszechnie przyjęta interpretacja tego przepisu jest taka, że organy ścigania mogą korzystać z dowodów będących rezultatem czynu zabronionego. Wystarczy, że nikogo w tym celu nie zabiją, nie będą fizycznie torturować, ani nie będą kogoś bezprawnie przetrzymywać wbrew jego woli. Oczywiście możemy przyjąć łagodniejszą interpretację. Możemy przyjąć, że dowody zdobyte nielegalnie pozostają niedopuszczalne zawsze, gdy mamy do czynienia z pełnieniem obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy. Prawdę mówiąc, treść tego przepisu nie należy do przesadnie czytelnych.
Intencja poprzedniego ustawodawcy wydaje się jednak jasna. Organy ścigania mają nie zaprzątać sobie zbytnio głowy procedurami, gdy chodzi o ściganie przestępców. Już istnienie takiego stanu prawnego samo w sobie jest już bardzo niepokojące.
Kto nam zagwarantuje, że ofiarami owoców zatrutego drzewa padali wyłącznie politycy?
To jednak nie koniec. Powinniśmy sobie bowiem osadzić art. 168a k.p.k. w szerszym kontekście. Mowa oczywiście o różnych brzydkich zagrywkach służb stosowanych w praktyce. Przykład pierwszy z brzegu stanowi inwigilacja za pomocą programu Pegasus, skierowana między innymi przeciwko politykom ówczesnej opozycji. Teoretycznie kontrola podlegała standardowej kontroli sądowej. Problem w tym, że samo wykorzystanie programu o tak dużych możliwościach jest wątpliwe pod względem prawnym.
Art. 168a k.p.k. pozwala wykorzystać dane z podsłuchów albo danych pozyskanych z telefonu rozpracowywanej osoby nawet wtedy, gdyby okazało się, że inwigilacja Pegasusem była jednak niedopuszczalna. W grę wchodzą także różnego rodzaju prowokacje. Granica pomiędzy nimi a aktywnym zachęcaniem do popełniania przestępstwa jest cienka. Mieliśmy już do czynienia z głośnymi sprawami tego typu, skądinąd również o charakterze politycznym. Nie sposób także nie wspomnieć o tym, że Polska ma systemowy problem z aresztami wydobywczymi. Można się spodziewać, że przypadków użycia nielegalnie pozyskanych dowodów w sprawach karnych jest dużo więcej w przypadku spraw całkowicie niemedialnych.
Ryzyko nadużyć w obecnym stanie prawnym jak najbardziej istnieje. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że obywatel w gruncie rzeczy nie ma większych możliwości obrony przed nielegalnie zdobytymi dowodami. Na szczęście najwyraźniej obecne kierownictwo prokuratury postanowiło odciąć się od praktyk poprzedników. Jak podawał w kwietniu portal oko.press, prokurator krajowy Dariusz Korneluk uchylił polecenie służbowe swojego poprzednika Bogdana Święczkowskiego, nakazujące prokuratorom wykorzystywanie do oskarżania nielegalnie zdobytych dowodów. Nacisk położyłbym na słowo „nakazujące”.
Swego rodzaju moratorium na wykorzystanie nielegalnie zdobytych dowodów to oczywiście rozwiązanie tymczasowe. Równocześnie Sejm pracuje nad poselskim projektem zmiany kodeksu postępowania karnego. Chodzi oczywiście o to, by owoce zatrutego drzewa na powrót stały się nielegalne. Warto wspomnieć, że inicjatywa Polski 2050 stanowi realizację postulatów Naczelnej Rady Adwokackiej. Problem w tym, że nawet w przypadku uchwalenia nowej ustawy, musiałaby ona jeszcze uzyskać podpis prezydenta.