Pomimo rozpaczliwych apeli ze strony polskiego społeczeństwa, Auchan i Leroy Merlin handlują z Rosjanami, jak gdyby ci nie dokonywali właśnie rzezi na Ukrainie.
Bardzo nie spodobało się to polskiemu społeczeństwu, które zainicjowało bojkot Auchan. Ba, padały nawet bardzo mocne słowa i organizowano dzień hańby za „kolaborację” sieci z rosyjskim agresorem.
Opór Polaków był generalnie skuteczny. Zarówno znany bank PKO BP, jak i aplikacja Pan Paragon, wskazywały, że ruch w marketach francuskich sieci zauważalnie zmalał po agresji Rosji na Ukrainę i niepopularnych decyzjach Auchan, Decathlon i Leroy Merlin. Natomiast portfele jednego narodu nie były w stanie wymusić zmiany strategii całej sieci o globalnym zasięgu. „Polacy sobie ponarzekają, stracimy trochę klientów, ale zostajemy w Rosji”. Wiele wskazuje na to, że francuskie sieci wzięły nas na przeczekanie, bo przecież wiecznie nie będziemy nadkładać drogi do Lidla, Obi czy robić zakupów online we Frisco.
To niestety pokazuje jak bardzo oddaliśmy handel zagranicznym korporacjom
Kiedy zaczynamy analizować rynek polskiego sektora spożywczego, to wnioski są niestety katastrofalne dla polskiego biznesu. Sklepy, w których na co dzień robimy zakupy, nie są niestety polskie. Potem widzimy w jakim stopniu liczą się one z opinią konsumentów, gdy Polska jest tylko jednym z wielu rynków. Ale przede wszystkim widzimy też, że pieniądze zarabiane, a następnie wydawane w tych sklepach przez Polaków, ostatecznie wędrują na koniec łańcucha pokarmowego za granicą.
Auchan i Leroy Merlin są oczywiście francuskie. Do Francuzów należą też Carrefour, Intermarche, E. Leclerc. Silny na naszym rynku spożywczym są Niemcy, które prócz charakterystycznego Lidla mają też Makro, Selgros, Aldi i Kaufland. Swojska Biedronka to sklepy portugalskie, wiele sklepów w Polsce franczyzowo korzysta też z marek Grupy Eurocash z zauważalnym udziałem portugalskiego i hiszpańskiego kapitału – na przykład ABC, Delikatesy Centrum czy Lewiatan. Netto jest Duńskie, a Żabkę kontroluje fundusz zlokalizowany w Luksemburgu.
Polskie sieci handlowe? Jest skromnie
Ze świecą trzeba szukać wielkiej potęgi w polskim handlu FMCG. Oczywiście swego rodzaju historią sukcesu jest sieć Dino. Bardzo jej kibicuję, choć mam świadomość, że jej model biznesowy to póki co zaspokajanie potrzeb konsumenckich najmniejszych miejscowości i trudno powiedzieć czy kiedykolwiek podniesie imperialną rękawicę. Zresztą, istnieje obawa, że odpowiednio rozrośnięta sieć i tak ostatecznie znajdzie zagranicznego nabywcę.
Od lat w polskich rękach znajduje się sieć Społem oraz Top Market. Polski jest też na przykład Polo Market. Nie da się jednak ukryć, że w ewentualnej dyskusji na temat sklepów, w których najczęściej robimy zakupy, prawdopodobnie polskie markety nie byłyby wymienione na pierwszym miejscu.
Żeby Polska była polską
Nie ma nic złego w otwarciu na globalizację. Jest wiele sektorów, w których Polakom trudno rywalizować z zagranicznymi koncernami – technologie, motoryzacja. Natomiast dziwi i nieco przeraża jak bardzo oddaliśmy pole zagranicznym koncernom na rynku supermarketów i hipermarketów, choć wydawałoby się, że zagraniczny kapitał do dystrybucji towarów na masową skalę nie jest wcale przesadnie potrzebny.
Szczególnie w drugiej dekadzie XXI wieku, gdy wszyscy w kraju już dobrze wiemy jak trzeba żyć w wolnym świecie, a nawet pouczamy na ten temat francuskich przedsiębiorców z Auchan i Leroy Merlin.