Być może już niedługo na sklepowych półkach zobaczymy nowe etykiety produktów spożywczych. Komisja Europejska chce w ten sposób zwalczać powszechne zjawisko marnowania żywności wciąż zdatnej do spożycia. Zwrot „najlepiej spożyć przed” może zostać rozbudowany o „często dobre dłużej”.
Europejczycy marnują żywność, bo nie rozumieją, co właściwie znaczą daty zapisane na produkcie?
Pomimo rozmaitych wysiłków legislatorów i organizacji pożytku społecznego, marnowanie żywności w Europie wciąż przybiera ogromne rozmiary. Według danych Eurostatu każdego roku mieszkańcy Unii Europejskiej marnują aż 57 milionów ton. Na jednego obywatela przypada tym samym 127 kilogramów produktów spożywczych, które wciąż da się zjeść. Przekłada się to na jakieś 10 proc. żywności trafiającej na unijny rynek.
Nic więc dziwnego, że także Unia Europejska chce sprawić, by w śmietnikach lądowało mniej pełnowartościowego jedzenia niż obecnie. Punktem wyjścia do prac nad zmianami we wspólnotowych przepisach jest obserwacja, że większość żywności marnują nie producenci, nie sprzedawcy, ale gospodarstwa domowe. Rozwiązanie stanowią nowe etykiety produktów spożywczych. Wymaga to nowelizacji rozporządzenia w sprawie przekazywania konsumentom informacji na temat żywności. Bruksela rozpoczęła dyskusję na temat zmian 8 marca.
Jak właściwie miałyby wyglądać nowe etykiety produktów spożywczych? Chodzi o obowiązującą formułkę zapisu daty przydatności do spożycia. Dzisiaj w języku polskim brzmi ona „najlepiej spożyć przed”. Komisja Europejska chciałaby rozbudować ją o fragment dodawany już po dacie: „często dobre dłużej”. Rozważane są także alternatywne rozwiązania jak na przykład „najlepsza jakość przed końcem…”.
Warto przy tym wspomnieć, że chodzi jedynie o zmianę daty minimalnej trwałości produktu spożywczego. Bez zmian pozostałyby terminy przydatności do spożycia. To dwa osobne terminy regulowane dwoma odrębnymi przepisami, z których obydwa znajdują się w załączniku X do wspomnianego rozporządzenia.
Nowe etykiety produktów spożywczych można rozwiązać lepiej, niż proponuje to Komisja Europejska
Jeżeli ktoś chciałby zapytać o to, jaka jest różnica pomiędzy nimi, zdaniem unijnych urzędników taka osoba stanowi integralną część problemu. Termin przydatności do spożycia jest wskaźnikiem bezpieczeństwa. Po przekroczeniu tej daty konsumpcja danego produktu jest już niebezpieczna dla zdrowia. Stosuje się go w przypadku produktów, które szybko się psują i już po krótkim czasie mogą stanowić bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Zgodnie z rozporządzeniem, termin przydatności do spożycia zastępuje wówczas datę minimalnej trwałości produktu spożywczego.
W pozostałych przypadkach mamy do czynienia z żywnością, która od pewnego momentu zaczyna stopniowo trafić swoje walory smakowe, a producent nie jest w stanie zapewnić jego zakładanej jakości. Wciąż jednak mamy do czynienia z produktem, który można bezpiecznie zjeść. Wspomniany moment to właśnie data minimalnej trwałości produktu spożywczego.
Komisja Europejska jest zdania, że konsumenci nie w pełni rozumieją różnicę pomiędzy sformułowaniami „należy spożyć przed” i „najlepiej spożyć przed”. Właściwie nie ma w tym nic dziwnego. Obydwa brzmią bardzo podobnie. Nic więc dziwnego, że urzędnicy chcą sprawić, by nowe etykiety produktów spożywczych nie pozostawiały cienia wątpliwości już na pierwszy rzut oka.
Sam pomysł jest dobry. Dzięki takiemu rozwiązaniu z pewnością przynajmniej część konsumentów zastanowi się zanim wyrzuci żywność po upływie daty minimalnej trwałości produktu. Wydłużenie jednego terminu i wzbogacenie go o prosty komunikat powinien zadziałać. Być może jednak warto pójść o krok dalej?
Lepszym rozwiązaniem wydaje się modyfikacja terminu przydatności do spożycia. Można przecież zapisać go jako „nie jedz po…”. Żeby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień na tym polu należałoby również zabronić stosowania zapisu w formie samej daty w przypadku produktów szybko psujących się. Walkę z marnowaniem żywności można by w ten sposób połączyć z większą troską o zdrowie Europejczyków.