Przepraszamy, ale powoli nie dajemy rady. Próbując nadążyć za kolejnymi nowymi przepisami czujemy się jak debiutanci startujący w maratonie, starający się dogonić biegacza z Etiopii. Tym biegaczem są ministerstwa, szczególnie to ostatnio najważniejsze, czyli resort zdrowia. Co rusz wydaje ono nowe rozporządzenia. Koronawirus przyspieszył tempo legislacji do maksimum. Ale jak ludzie mają się w tym połapać, skoro nawet nasza redakcja nie nadąża?
Nowe rozporządzenia – koronawirus narzuca tempo
Niech jako przykład posłuży szeroko omawiane ostatnio „prawo maseczkowe”. 9 kwietnia minister Łukasz Szumowski zapowiedział na konferencji prasowej, że 16 kwietnia pojawi się obowiązek zakrywania twarzy. Już dzień później – 10 kwietnia – wydane zostało rozporządzenie, które regulowało tę sprawę jednym przepisem:
18. Od dnia 16 kwietnia 2020 r. do odwołania nakłada się obowiązek zakrywania, przy pomocy części odzieży, maski albo maseczki, ust i nosa podczas przebywania poza adresem miejsca zamieszkania lub stałego pobytu.
Co zrodziło mnóstwo kontrowersji, bo wyszłoby na to że nawet osoba prezentująca w radiu wiadomości musiałaby robić to w maseczce (uwierzcie mi – nie da się). Dlatego 14 kwietnia Ministerstwo Zdrowia opublikowało projekt nowego rozporządzenia, precyzującego poprzedni przepis. Było w nim już nieco jaśniej wyjaśnione gdzie trzeba nosić maseczkę, w jakich okolicznościach pojawia się obowiązek noszenia maseczki w samochodzie, co zrobić gdy patrol będzie chciał nas zidentyfikować itp. itd.
Ministerstwo, świadome swej niedoskonałości, poprosiło społeczeństwo o pomoc. I dało mu… kilkanaście godzin na mailowe zgłaszanie uwag. Dzięki temu dziś, tj. 15 kwietnia po południu ukazał się kolejny projekt rozporządzenia. Chyba ostateczny. Znajdziecie go pod tym linkiem. O ile w chwili, w której będziecie to czytać będzie on wciąż aktywny. Bo kto wie, może w międzyczasie pojawi się… kolejny projekt.
Nowe rozporządzenia – takiego legislacyjnego ekspresu nie było nawet przy takim drobiazgu jak Trybunał Konstytucyjny
Ja rozumiem, że są niezwykłe okoliczności. Zdaję sobie sprawę, że resort zdrowia jest przeciążony robotą. Ale, na Boga. Jeśli wymagamy od ludzi by od 16 kwietnia przestrzegali przepisów, to jak możemy je prezentować im dzień wcześniej? Przecież to się w głowie nie mieści. A jeszcze w lutym Łukasz Szumowski raczej kpiąco wypowiadał się o osobach zakładających maseczki. Gdyby już wtedy ktoś usiadł do napisania „prawa maseczkowego”, to mogłoby ono zostać ogłoszone na przykład tydzień przed jego wprowadzeniem i odpowiednio rozpropagowane. Czy komuś by się coś złego przez to stało? A tak zaraz będziemy mieli mandaty za to, że człowiek nie chce zdjąć maseczki przy policjancie bo nie wie, że ma taki obowiązek. Bo niby skąd ma do diabła wiedzieć? Polacy nie wchodzą codziennie na strony legislacyjne.
Ostatnie lata przyzwyczaiły nas do pisania prawa na kolanie i legislacyjnego ekspresu. Z tym że tym razem nie chodzi o świadome działanie (PiS ustawy sądowe celowo składał w ostatniej chwili), a o sytuację kryzysową, w której wiadomo że prawo musi powstać szybciej niż zwykle. Ale szybciej nie oznacza niechlujnie. Nie oznacza na rympał.
Dlatego kolejnej wersji prawa maseczkowego nie opiszemy. Bo jest duża szansa, że jeśli doczytaliście do końca ten tekst, to projekt został już pewnie zmieniony.