Wiele przyjmowanych pod koniec kadencji parlamentu zmian w prawie przechodzi, z racji trwającej kampanii wyborczej, praktycznie bez echa. Jedną z nich jest ustawa, która ma niemal do zera zredukować udział mieszkańców w wydawaniu decyzji zezwalających na niektóre z potężnych, uciążliwych dla środowiska inwestycji. O co chodzi w lex knebel? Wyjaśniamy.
O co chodzi w lex knebel?
Przez ostatnie lata mieliśmy już do czynienia z wielkimi rządowymi projektami, które rozpoczęły się mimo protestów okolicznych społeczności i wykazanego negatywnego wpływu na środowisko. Wystarczą dwa najgłośniejsze przykłady: przekop Mierzei Wiślanej i Centralny Port Komunikacyjny. W obu przypadkach, żeby umożliwić potężną ingerencję w okoliczny teren, trzeba było przyjąć specustawę. Dziś przekop jest już gotowy, a pod CPK trwają – połączone z głośnymi protestami – wywłaszczenia (zarówno pod teren lotniska, jak i pod prowadzące do niego linie kolejowe). Prawo i Sprawiedliwość chce jednak jeszcze bardziej ułatwić sobie prowadzenie w Polsce uciążliwych inwestycji. Dlatego napisało lex knebel. Nowelizację tak zwanej ustawy ocenowej właśnie przyjął Sejm, po odrzuceniu poprawek Senatu. Teraz została tylko czysta formalność – podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
W skrócie lex knebel ma wprowadzić możliwość ustanowienia danej inwestycji jako „strategicznej”, co wpuszczałoby ją w tryb, który można śmiało określić bez-trybem. Jak bowiem informuje grupa organizacji pozarządowych, która głośno protestuje przeciw tym przepisom, w przypadku takich „strategicznych” inwestycji pomijane są zarówno przepisy ochrony środowiska, jak i ewentualne protesty strony społecznej. Czego może to dotyczyć? Właściwie czego dusza rządzących zapragnie: budowy dróg, linii kolejowych, lotnisk, stopni wodnych, regulacji rzek, składowisk odpadów niebezpiecznych, elektrowni czy kopalni. „Strategiczne” inwestycje będą też realizowane bez konsultacji z samorządem oraz wbrew uchwalonemu przez gminę planowi zagospodarowania przestrzennego. Słowem: wolna amerykanka. To poniekąd wpisanie się w kierunek, w jakim generalnie podąża obecna władza. Jego symbolem jest słynna ustawa lex deweloper.
Ustawa sprzeczna z prawem UE
Alarmujące przed „lex knebel” organizacje pozarządowe takie jak Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, ClientEarth, WWF czy Fundacja dla Biebrzy zwracają też uwagę, że Polska przyjmując takie przepisy de facto wychodzi ze wspólnego prawa unijnego. Jak piszą, „regulacje UE dopuszczają odstępstwa od obowiązku przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko z udziałem społeczeństwa tylko w naprawdę wyjątkowych i rzadkich przypadkach. Tymczasem przepisy proponowane przez rząd pozwolą na bardzo szerokie, niemal dowolne stosowanie takiego odstępstwa, poza jakąkolwiek kontrolą społeczną, co jest sprzeczne z unijną tzw. dyrektywą ocenową”. Dodatkowo przyjęcie tej ustawy byłoby także złamaniem unijnej dyrektywy siedliskowej. A to ona pozwala dziś chronić obszary Natura 2000.
Czy na skutek wprowadzenia nowelizacji ustawy ocenowej łatwiej będzie w Polsce prowadzić duże inwestycje? Tak. Czy dziś rząd PiS i tak to robi? Generalnie tak, ale po drodze musi jednak wciąż sprostać szeregowi wymagań prawnych, które zostaną zlikwidowane na mocy „lex knebel”. Czy zwykły człowiek odczuje te zmiany na sobie? Tak, choć rzecz jasna nie każdy. Ucierpią niewielkie grupy, które nagle dostaną informacje o tym, że przed ich domem wyrośnie niepożądany sąsiad. I nikt nic nie będzie mógł powiedzieć. A opinia publiczna, nawet jeśli dowie się o ich losie, to niespecjalnie się nimi przejmie, „bo to przecież tylko pojedynczy przypadek”, a władza przekona ich argumentami ekonomicznymi czy obronnościowymi. Dlatego ta ustawa jest cichym zagrożeniem, które objawi się bez większych fajerwerków. Krzyku nie będzie, no bo jak krzyczeć przez knebel, prawda?