Odbieranie prawa jazdy przez policję znowu może trafić pod lupę polskiego sądu konstytucyjnego. Chodzi o sytuacje, w których kierowca przekracza dozwoloną w terenie zabudowanym prędkość o ponad 50 km/h. Ten przepis już wcześniej za niekonstytucyjny uznał Rzecznik Praw Obywatelskich. Ale Trybunał Konstytucyjny jego wniosek odrzucił. Teraz ponowną skargę kieruje do TK I Prezes Sądu Najwyższego.
Odbieranie prawa jazdy – nielegalne?
Przypomnijmy – zgodnie z obecnie obowiązującym prawem policjant może zatrzymać kierowcy prawo jazdy za pokwitowaniem w przypadku:
- ujawnienia czynu polegającego na kierowaniu pojazdem z prędkością przekraczającą dopuszczalną o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym
- przewożenia osób w liczbie przekraczającej liczbę miejsc określoną w dowodzie rejestracyjnym
Ta procedura już zakotwiczyła w naszej świadomości na dobre. Policjant zatrzymuje prawo jazdy, wpisuje ten fakt do ewidencji kierowców, a następnie przekazuje go staroście. Wszystko dzieje się na podstawie odczytu z policyjnej „suszarki” bądź fotoradaru, gdzie czarno na białym widać, że prędkość została przekroczona o co najmniej 50 kilometrów na godzinę. Ale w ocenie I Prezes Sądu Najwyższego to wcale nie jest takie proste. Dlatego postanowiła skierować odpowiednie przepisy do Trybunału Konstytucyjnego.
Odbieranie prawa jazdy – drugie podejście do TK
Zdaniem Małgorzaty Manowskiej zatrzymanie prawa jazdy na podstawie tej regulacji łamie aż trzy zapisy Konstytucji RP. Chodzi między innymi o wynikającą z zasady demokratycznego państwa prawa zasadę lojalności państwa względem obywateli. A zakłada ona, zdaniem I Prezes SN, „wszechstronne zbadanie okoliczności istotnych dla rozstrzygnięcia sprawy”. Nie jest to, według Manowskiej, zapewnione w przypadku automatycznego odebrania prawa jazdy na podstawie jednej czynności funkcjonariusza policji.
Kolejny argument sędzi dotyczy artykułu 45 Konstytucji RP mówiącego o tym, że „każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy (…) przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd”. W opisywanym przypadku decyzja funkcjonariusza policji de facto ten sąd zastępuje. Co prowadzi do trzeciego zapisu Konstytucji, który zdaniem I Prezes SN jest łamany przez przepis o odebraniu prawa jazdy. Czyli art. 78 – prawie do zaskarżenia orzeczeń i decyzji wydanych w pierwszej instancji.
Co ważne, Małgorzata Manowska ma podobne wątpliwości co Rzecznik Praw Obywatelskich. Adam Bodnar już jakiś czas temu skierował do TK dokładnie taką samą sprawę. Jego zdaniem utrata prawy jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h to czynność zbyt automatyczna i zbyt mocno oparta na jednostronnym działaniu policjanta (a właściwie to jego urządzenia). Trybunał Konstytucyjny jednak umorzył tę sprawę uznając, że w tym przepisie wszystko jest w porządku.
Czy teraz decyzja będzie inna?
Wydaje się, że wniosek I Prezes Sądu Najwyższego spotka ten sam los co skargę Adama Bodnara. Czyli że zostanie on oddalony. No chyba, że w przecież już kompletnie upolitycznionym trybunale liczy się osoba wnioskodawcy. Małgorzata Manowska jest przecież osobą nominowaną przez obecny obóz rządzący, Bodnar z kolei – czego dowiodła chociażby wtorkowa rozprawa przed TK – jest przed takich sędziów jak Stanisław Piotrowicz traktowany jak narodowy wróg.
Wydaje się jednak, że w wypadku tej sprawy trybunał dokona po prostu normalnej analizy prawnej przepisu, co by o nim nie mówić, kontrowersyjnego. Z jednej strony bowiem jest on dość skutecznym narzędziem walki z piratami drogowymi. Z drugiej jednak trudno nie zgodzić się z argumentami, że sankcja, jaką zdecydowanie jest utrata prawa jazdy, jest stosowana w wyjątkowo uproszczonym postępowaniu. Być może zbyt uproszczonym, skoro Konstytucja RP wyraźnie wskazuje, że każdy obywatel, z piratem drogowym włącznie, ma prawo być osądzony przez niezawisły sąd. A nie przez pojedynczego funkcjonariusza i jego urządzenie.