Teoretycznie każdy wie, że w obecnej sytuacji, gdy wystąpią objawy charakterystyczne dla COVID-19 należy bezwzględnie unikać kontaktu z innymi. Trzeba też zgłosić się do odpowiednich organów i wykonać test. Nie brak jednak ludzi, którzy przechodzą zakażenie na tyle łagodnie, że uznają to za „zwykłe przeziębienie”. Nie zamierzają robić wymazu, a w dodatku nadal chodzą do pracy, narażając zdrowie, a nawet życie innych. Pytanie tylko, czy obecne przepisy przewidują w ogóle jakąś odpowiedzialność takiego pracownika z objawami koronawirusa?
Chodzenie do pracy czy szkoły mimo występujących objawów to niestety dosyć powszechna praktyka. Wiele osób uznaje, że nie może pozwolić sobie na L4 w intensywnym okresie albo że sam kaszel i katar bez gorączki to nie powód, by pójść na zwolnienie. To samo zresztą można zaobserwować w szkołach – zawsze znajdzie się jakiś uczeń pociągający nosem, kaszlący czy nawet mający gorączkę.
O ile taka postawa zawsze wiąże się z narażaniem innych na możliwość zarażenia się, to w przypadku pandemii koronawirusa jest szczególnie groźna. W prawdzie kolejne ograniczenia takie jak wprowadzenie pracy zdalnej czy zamkniecie szkół mają zmniejszyć liczbę zakażeń. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu zawodów nie można wykonywać z domu. I często do zakładu pracy przychodzą kaszlący czy mający podwyższoną temperaturę pracownicy, którzy uznają, że to nic wielkiego – kolejne zwykłe przeziębienie. Pomijając już fakt, że nawet gdyby to było „zwykłe przeziębienie”, to taki pracownik i tak powinien zostać w domu, to co, jeśli okaże się jednak, że tak naprawdę łagodnie przechodzi koronawirusa?
Odpowiedzialność cywilnoprawna pracownika z objawami koronawirusa, który nie poddał się testowi
Mogłoby się wydawać, że zastosowanie w tej sytuacji znajdzie już sam art. 415 Kodeksu cywilnego. Zgodnie z treścią przepisu każdy, kto ze swojej winy wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia. Oczywiście konieczne byłoby wówczas wykazanie szkody, winy pracownika oraz związku przyczynowo-skutkowego między winą a szkodą. Co więcej, zgodnie z art. 444 Kodeksu cywilnego w razie rozstroju zdrowia naprawienie szkody będzie obejmować wszelkie wynikłe z tego powodu koszty.
Na tym gruncie powstaje jednak kilka problemów. Po pierwsze udowodnienie szkody wcale nie jest proste. Dana osoba musiałaby wykazać, że zaraziła się od konkretnego pracownika, który mimo objawów nie poddał się testowi i przyszedł do pracy. Ponadto przepisy zmieniają zakres odpowiedzialności cywilnej pracownika w tym sensie, że szkodę przez niego wyrządzoną obowiązany jest naprawić pracodawca. Dopiero później przysługuje mu tzw. roszczenie regresowe. Co więcej, pracodawca może żądać zwrotu poniesionych kosztów, ale tylko do trzykrotności miesięcznego wynagrodzenia.
Pracownika można jednak ukarać na gruncie Kodeksu pracy
Pracodawca niewątpliwe może jednak w takiej sytuacji stosować kary porządkowe dla pracowników. W tym wypadku będą one związane z nieprzestrzeganiem przepisów BHP. To natomiast uprawnia pracodawcę do udzielenia upomnienie, nagany lub nałożenia na pracownika kary pieniężnej. Kara ta nie może być jednak wyższa od jednodniowego wynagrodzenia pracownika.
Wreszcie warto zaznaczyć, że przestrzeganie przez pracownika przepisów i zasada BHP jest jednym z podstawowych obowiązków pracowniczych. A naruszenie takiego obowiązku uprawnia do rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika (w trybie dyscyplinarnym).
A co z odpowiedzialnością karną?
Pozostaje jeszcze kwestia odpowiedzialności karnej. Na pierwszy rzut oka pracownik będzie odpowiadał na podstawie art. 161 § 2 Kodeksu karnego. Zgodnie z tym przepisem:
Kto, wiedząc, że jest dotknięty chorobą weneryczną lub zakaźną, ciężką chorobą nieuleczalną lub realnie zagrażającą życiu, naraża bezpośrednio inną osobę na zarażenie taką chorobą, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Art. 161 odnosi się jednak do sytuacji, kiedy dana osoba wiedziała, że jest dotknięta chorobą zakaźną. Natomiast pracownik, który nie przeprowadził testu i nie uzyskał pozytywnego wyniku, wiedzy o byciu nosicielem choroby zakaźnej właściwie nie ma. A to oznacza, że nie można mu przypisać świadomego narażania innych osób. O ile więc art. 161 § 2 jak najbardziej znajduje zastosowanie w odniesieniu do głośnych sytuacji, w których zakażeni koronawirusem opuszczali szpitale albo udawali się na wesele, to pracownik, który nie otrzymał pozytywnego wyniku, nie spełnia wymogów przepisu.
Niektórzy prawnicy wskazują jednak także na możliwość powołania się na art. 156 lub 157 Kodeksu karnego. Przepisy te odnoszą się jednak do spowodowania uszczerbku na zdrowiu. Co prawda w ich przypadku pracownik z objawami nie musiałby mieć pozytywnego wyniku testu na koronawirusa. Konieczne byłoby natomiast zaistnienie skutku w postaci zakażenia innej osoby. Co więcej, przebieg tej choroby musiałby być ciężki. W przypadku łagodnej czy nawet bezobjawowej choroby przestępstwo mogłoby być ścigane tylko z oskarżenia prywatnego.