Nie byłoby dzisiejszej cywilizacji europejskiej, gdyby nie Starożytny Rzym. I choć nie jestem wyznawcą takiego nabzdyczonego determinizmu, to ciężko z tą tezą w ogóle polemizować. Po prostu cesarstwu oraz republice należy oddać co cesarskie. Rzymianie położyli trwałe fundamenty oraz wzorce z których czerpiemy po dziś dzień. Jeszcze przed naszą erą, w czasach Juliusza Cezara ograniczono ruch powozów kołowych oraz koni w centrach miast. Ograniczenie ruchu samochodowego w centrum miasta ma sens.
Jak się okazuje, poza oddziaływaniem na dzisiejsze systemy prawne, architekturę, astronomię, żeglugę czy literaturę pomysły starożytnych wpływają także na o wiele bardziej prozaiczne, lecz zasadniczo istotne kwestie. Problematyka ograniczenia ruchu samochodowego w centrach największych polskich miast to temat, który nieustanie budzi skrajne emocje oraz wywołuje dyskusje. Oczywiście, jak to zwykle bywa najwięcej do powiedzenia mają ci, których ten problem praktycznie nie dotyka. Głos lubią zabrać ci, którzy w śródmiejskich dzielnicach bywają głównie w weekendy, aby odwiedzić ulubioną restaurację, lub rzadziej, jakoś pewnie raz do roku, gdy przypomną sobie o istnieniu teatru czy opery. Czy w rzeczywistości ewentualne ograniczenie ruchu samochodowego w centrach miast jest tematem, nad którym warto w ogóle debatować?
Ograniczenie ruchu samochodowego w centrum miasta
Jako mieszkaniec warszawskiego śródmieścia realnie mogę odnieść się wyłącznie do problematyki Warszawy. Jeśli już bywam w innych polskich miastach, to z pewnością moje wizyty są zbyt krótkie, abym mógł rzetelnie zastanowić się nad tym problemem. W przypadku Warszawy jest inaczej. Centrum stolicy to miejsce w którym mieszkam oraz pracuje. To także lokalizacja, w której spędzam zdecydowaną większość weekendów. Mogę zatem z czystym sercem dokonać oceny, przy czym zaznaczam, że będzie to moja wyłączna subiektywna ocena. To dość istotne, bo zapewne będzie dość znacząco różniła się od oceny śródmiejskiego centrum stolicy dokonanej przez mieszkańców innych dzielnic oraz mniejszych podmiejskich miejscowości.
Warszawa jest specyficzną stolicą, choćby z tego względu, że trudno w tym mieście jednoznacznie wskazać obszar, który uznamy za centrum. Kiedyś było to łatwiejsze, ponieważ życie miejskie toczyło się między Pałacem Saskim, Traktem Królewskim oraz Starym Miastem. Dzisiaj najważniejszymi śródmiejskimi arteriami są Aleje Jerozolimskie oraz Marszałkowska. Definiowane miejskiego centrum nie jest jednak takie jednoznaczne. Za biznesowe centrum miasta kiedyś uważano słynny Mordor na Domaniewskiej. Dzisiaj będzie to raczej odcinek pomiędzy Rondem ONZ oraz Rondem Daszyńskiego. Z kolei bardziej reprezentacyjna część miasta, w której siedziby mają najważniejsze instytucje państwowe oraz liczne ambasady to Aleje Ujazdowskie oraz Belwederska. Możemy zatem uznać, że niedefiniowalnego centrum tworzą powyżej wskazane obszary.
To co je wyróżnia to dość dobra komunikacja miejska. To niewątpliwie aspekt, który w ostatnich latach mocno udało się miastu poprawić. Co prawda nie pamiętam, aby Warszawa była kiedykolwiek bardziej rozkopana niż jest teraz, ale mam szczerą nadzieję, że roboty wkrótce ustaną, a miasto dzięki nowym inwestycjom w infrastrukturę transportową zmieni swoje oblicze. Nie jestem fanatykiem czy wyznawcą transportu miejskiego. Choć nie jest to najbardziej altruistyczne, to poza ekologią i troską o społeczeństwo liczy się dla mnie także wygoda. Z roku na rok transport miejski sprawia, że podróżowanie zarówno do, jak i w obrębie warszawskiego centrum jest coraz łatwiejsze i przyjemniejsze.
Centra miast bez samochodów
Ograniczenie ruchu samochodowego w centrach miast to nade wszystko sposób na poprawę życia mieszkańców. Podwyższanie opłat parkingowych oraz rozszerzanie obszaru strefy płatnego parkowania mają skłonić do zmiany i przerzucenia się na transport miejski. Alternatywą dla samochodów pozostają także rowery oraz wszelkie inne jednoślady. Z autopsji mogę potwierdzić, że to zdecydowanie najwygodniejszy sposób na poruszanie się po warszawskiem centrum. Jedynym, choć znaczącym minusem jest fakt, że nie jest to rozwiązanie całoroczne. Przynajmniej nie dla mnie, chociaż nie brakuje i takich, którzy na rowerach jeżdżą przez cały rok.
Już niedługo do centrum Warszawy nie wjadą diesle starsze niż 18 lat, a także auta benzynowe mające więcej niż 27 lat. Centrum miasta coraz bardziej zamyka się na ruch samochodowy. W dłuższej perspektywie zyskają na tym wszyscy. Kluczowym jest jednak, aby miasto stale stawiało na rozwój transportu miejskiego. Mimo wszystko w Warszawie są tylko dwie linie metra. Zatem jakakolwiek analiza w tym zakresie z inną europejską stolicą wypada blado. Co innego, gdy na tej płaszczyźnie porównamy stolicę z Poznaniem lub Krakowem.