A już myślałem, że nic nie jest w stanie obrzydzić mi OKI bardziej
Nie jest żadną tajemnicą, że gdy tylko Ministerstwo Finansów zapowiedziało Osobiste Konta Inwestycyjne, koncepcja ta nie przypadła mi do gustu. Najdelikatniej rzecz ujmując. Nie da się ukryć, że OKI w żadnym wypadku nie realizują obietnicy wprowadzenia kwoty wolnej w podatku od zysków kapitałowych, zwanym częściej podatkiem Belki. Co jednak dostajemy w zamian? Okazuje się, że szczegóły propozycji MF nie napawają optymizmem.
Przypomnijmy: OKI to nowy produkt inwestycyjny, który mają Polakom oferować biura maklerskie, Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, banki oraz ubezpieczyciele. Ich sztandarową zaletą jest oczywiście zwolnienie z podatku Belki do kwoty 100 tys. zł zgromadzonych aktywów. Powyżej tej kwoty odprowadzimy stosunkowo niski zryczałtowany podatek w wysokości 0,8-0,9 proc. wartości inwestycji. Siłą rzeczy OKI będą rozwiązaniem dobrowolnym. Tym samym nic nie stanie nam na przeszkodzie, by inwestować dokładnie tak samo, jak do tej pory – i odprowadzać Fiskusowi 19 proc. naszych zysków.
Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Najważniejszym z nich jest limit 25 tys. zł aktywów o charakterze oszczędnościowym. Cóż to takiego? Środki pieniężne, lokaty oraz obligacje skarbowe. Słowem: wszystkie bezpieczne sposoby pasywnego inwestowania, które są szczególnie popularne wśród zwykłych Polaków. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie jest to ani błąd, ani nawet przypadkowe rozwiązanie.
Na drugim końcu skali mamy aktywa typowo inwestycyjne: akcje, obligacje korporacyjne, ETF-y, fundusze inwestycyjne. Przy pełnym wykorzystaniu puli dopuszczalnych aktywów oszczędnościowych zostanie nam 75 tys. zł, ale nie musimy tego robić. Teoretycznie będziemy mogli w naszym OKI ulokować w ten sposób całe 100 tys. zł i dalej skorzystać ze zwolnienia z podatku Belki.
Już na tym etapie możemy sformułować dwa poważne zarzuty. OKI samą swoją konstrukcją wymuszają nieco bardziej agresywne i zarazem ryzykowne sposoby inwestowania, co samo w sobie nie rozwiązuje problemu w postaci opodatkowania oszczędności "drobnych ciułaczy". Nie chcesz ryzykować? Masz 1/4 zwolnienia z podatku.
Jakby tego było mało, nowy produkt inwestycyjny wymagać będzie transferu już posiadanych aktywów, co wiąże się z niemałym zamieszaniem. Nie masz wyboru, bo to jedyna możliwość, by skorzystać ze zwolnienia. Nie pasuje ci, to płać podatek Belki.
Chcesz zwolnienie z podatku Belki? Inwestuj tylko w Polsce, ryzykuj, nie zastanawiaj się nad technikaliami
To nie koniec złych wiadomości. Projekt ustawy tworzącej OKI zawiera dodatkowe ograniczenia, które dodatkowo podkopują sens całej operacji z punktu widzenia inwestorów. Tak się bowiem składa, że Ministerstwo Finansów doszło do wniosku, że przy okazji warto skłonić Polaków do inwestowania w krajowe aktywa. Przez "skłonić" mam na myśli rzecz jasna "zmusić". Sposobem jest tutaj objęcie zwolnieniem z podatku Belki wyłącznie środków denominowanych w złotówkach.
Rozwiązanie to co do zasady wyklucza inwestycje zagraniczne, które robią się coraz popularniejsze. Jak bardzo wyklucza? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w art. 26 ust. 1 pkt 2) projektu.
Przepis ten zawiera listę aktywów inwestycyjnych objętych zwolnieniem. Cztery z siedmiu punktów zawierają ten sam wymóg:
[...] co najmniej 70% aktywów jest przedmiotem obrotu na rynku regulowanym lub w ramach alternatywnego systemu obrotu, oraz jest denominowane w złotych.
Dotyczy on jednostek uczestnictwa ubezpieczeniowego funduszu kapitałowego, funduszu inwestycyjnego, funduszu zagranicznego oraz dobrowolnego funduszu emerytalnego. W przypadku papierów wartościowych mamy wyraźne wykluczenie certyfikatów inwestycyjnych i tytułów uczestnictwa funduszu zagranicznego z prawa skorzystania ze zwolnienia. Instrumenty finansowe niebędące papierami wartościowymi również muszą być denominowane w złotych. Nikogo chyba nie zdziwi, że OKI w żadnym wypadku nie obejmie inwestycji w kryptowaluty.
Wprowadzenie drastycznych ograniczeń dotyczących inwestycji zagranicznych dodatkowo zawęża użyteczność OKI, tym razem dla bardziej zaawansowanych inwestorów. Dodatkowo komplikuje też konstrukcję proponowanego Polakom produktu. Nie ma to jednak większego znaczenia. Śmiało możemy postawić tezę, że prawdziwym celem OKI jest zapewnienie dodatkowego zastrzyku pieniędzy krajowym instytucjom finansowym.
Poprzednie dwie wskazane przeze mnie wady Osobistych Kont Inwestycyjnych również stanowią składowe tego problemu. Zbierając je wszystkie razem, możemy dostrzec obraz ustawodawcy niemalże krzyczącego nam, byśmy ryzykowali swoje oszczędności w Polsce.
W praktyce zapewne będzie tak, że instytucje finansowe zaczną aktywnie reklamować swoje OKI i podsuwać je pod nos swoim dotychczasowym klientom. Prawdopodobnie nawet ułatwią w jakimś stopniu konsolidację już istniejących oszczędności, by uczynić produkt bardziej przystępnym i tym samym bardziej atrakcyjnym. Chcesz założyć lokatę w banku? Bank zaproponuje ci OKI oraz produkt z dużym udziałem swoich funduszy inwestycyjnych. Zarobi na tym. Klienci oszczędzający w ten sposób prawdopodobnie zyskają dzięki zwolnieniu do ok. 1900 zł rocznie, jeśli stopa zwrotu im dopisze.
Odmiennie prezentuje się sytuacja osób, które nie chcą ryzykować. Im zostaje paręset złotych zwolnienia, jeśli wybiorą najlepszą lokatę na przyszłorocznym rynku, albo wstrzelą się w dobrą emisję obligacji skarbowych. To o tyle smutne, że właśnie tym osobom państwo powinno zaproponować zwolnienie z podatku Belki w pierwszej kolejności.
Właśnie dlatego koncepcję OKI jako jedynego źródła takowego zwolnienia cały czas uważam za zwykłe oszustwo ze strony obecnej władzy. Teraz przynajmniej wiemy, kto ma na nim zyskać i dzięki jakim mechanizmom.