Twój dostawca sieci już powinien blokować Ci dostęp do 482 domen zawartych na specjalnej, rządowej „czarnej liście”. Po raz pierwszy w Polsce wprowadzono taką cenzurę i niestety nie wiemy na czym się ona skończy. Bo to jest dopiero początek.
Ustawa hazardowa wprowadzająca w Polsce cenzurę internetu weszła w życie 1 kwietnia, ale dopiero od minionej soboty (1 lipca) operatorzy muszą blokować strony, które znalazły się w jawnym Rejestrze Domen Służących do Oferowania Gier Hazardowych Niezgodnie z Ustawą. Obecnie w rejestrze są 482 domeny.
Nigdy nie byłem zwolennikiem tego typu cenzury, więc pozwolę sobie na dwie uwagi.
- Teraz już wiecie gdzie szukać zabronionego e-hazardu. Wystarczy spojrzeć na rejestr blokowanych domen.
- Przyjęta metoda blokowania jest mało skuteczna i stosunkowo łatwo ją obejść.
- Przykro mi, ale problem nielegalnego hazardu wcale nie zniknie.
Czy są zalety blokowania stron?
Blokowanie stron z pewnością może rozwiązać jeden problem. Do tej pory obywatele Polski mogli nie wiedzieć, że korzystanie z danej strony jest uczestniczeniem w nielegalnych grach. Dlatego sądy uniewinniały graczy np. Sąd Rejonowy w Ostrołęce (II K 282/15) uznał, że obywatel uczestniczący w nielegalnym hazardzie nie może odpowiedzieć za e-hazard, jeśli nie wiedział, iż jest to nielegalne. Uzasadniając wyrok sąd podkreślił, że obywatel nie ma obowiązku czytania ustaw przed zawarciem umowy przez internet. Podobny był wyrok Sądu Rejonowego w Lubinie (II K 1185/15), który uznał, że oskarżony miał prawo nie wiedzieć o niezgodności swoich działań z prawem.
Teraz jeśli ktoś ominie blokadę i zagra to trudno mu będzie wytłumaczyć się niewiedzą. Blokowanie stron może mieć walor informacyjno-edukacyjny, zgodzę się z tym, ale nadal jest to rodzaj cenzury prewencyjnej, który ma więcej wad niż zalet.
Wady z pewnością są
Niedawno dla Fundacji Panoptykon napisałem obszerniejszy tekst o 10 powodach dla których blokowanie Internetu (stron, aplikacji itd) to zły pomysł. Będę tu rozbrajająco szczery lecz powiem, że u podstaw pomysłu blokowania leży niewiedza podstarzałych i „nietechnicznych” polityków. Z tej niewiedzy bierze się wiara w to, blokowanie jest łatwe i rozwiąże jakiś problem. W rzeczywistości to niełatwe i nie rozwiąże problemu. Stwarza się tylko iluzję przeciwdziałania problemowi.
Istnienie nielegalnego hazardu ma głębsze podłoże społeczno-prawne, a zablokowanie kilku stron nie zmieni tego podłoża. Gdybyśmy chcieli naprawdę walczyć z nielegalnym hazardem to musielibyśmy zastanowić się, czy granice „nielegalnego hazardu” są właściwie określone. Gdybyśmy chcieli naprawdę walczyć ze społecznymi skutkami hazardu to musielibyśmy inwestować w środki edukowania czy terapii. Blokowanie stron nie zrobi tego wszystkiego. Nie rozwiąże żadnego problemu, choć może dać naiwne przeświadczenie, że „coś zrobiono”.
Prędzej czy później może się okazać, że dojdzie do omyłkowego zablokowania strony niehazardowej. Operatorzy stron zablokowanych niesłusznie będą mogli wnieść sprzeciwy. Niestety ustawa nie przewiduje odszkodowania za nieuzasadnioną blokadę. Dlaczego? Czy państwo boi się poniesienia wszystkich kosztów, jakie może zrodzić ten rejestr?
Czy politycy zastanowili się nad tym, ile nowych rodzajów oszustw można oprzeć na działaniu tego rejestru? Założę się, że nawet o tym nie pomyśleli. Ale nie to jest najgorsze. Tak naprawdę powinniśmy się bać jednej rzeczy.
Stworzono mechanizm cenzury… na przyszłość
Rejestr już jest i działa, więc lada dzień mogą powstać kolejne rejestry na tę samą modłę. Komisja Nadzoru Finansowego już zapowiedziała, że chciałaby blokować strony (pod pozorem walki z nadużyciami finansowymi). Powstał projekt ustawy i widać wyraźną inspirację przepisami hazardowymi. Kto jeszcze ustawi się w kolejce chętnych do blokowania? Jestem w stanie się założyć, że prędzej czy później ktoś zechce stworzyć rejestr stron „ekstremistycznych”, a stąd już tylko krok do cenzury politycznej. Jeśli raz stworzymy mechanizmy cenzury, nigdy nie wiemy, w czyje ręce trafią i jak zostaną wykorzystane lub rozwinięte.
Na koniec pozwolę sobie przypomnieć, że krytykowałem ideę blokowania już w roku 2009, gdy pomysł utworzenia podobnego rejestru przedstawił rząd Donalda Tuska. Wówczas pomysł wywołał burzę i krytykowali go także politycy PiS. Ci sami, którzy dziś do cenzury nawołują. Rząd Tuska wycofał się z pomysłu, a drugie podejście do „rejestru stron niedozwolonych” robił rząd Ewy Kopacz. Wiceminister finansów Jacek Kapica mówił wówczas, że „liczy na rosnące społeczne przyzwolenie dla blokowania”. Rzeczywiście to przyzwolenie wydaje się faktem i nie wiem, czy jest to powód do radości.
Mamy rok 2017 i oto wprowadzono w Polsce cenzurę internetu na wzór tej wymyślonej w 2009. Zrobił to rząd powołujący się na ideały wolności, rzekomo walczący z reliktami systemu totalitarnego. Proszę o jedno. Jeśli ta cenzura rozwinie się w coś naprawdę strasznego, pamiętajmy kto to wszystko zaczął.