Opiekuńcze państwo utrudnia obywatelom szkodzenie samym sobie
Wygląda na to, że Polska to bardzo opiekuńcze państwo i wcale nie jest to dobra wiadomość dla samych obywateli. Tym razem nie zamierzam jednak pomstować na relację kosztu obowiązujących świadczeń socjalnych do wydatków budżetowych. Mam na myśli raczej to, w jaki sposób nasze państwo krępuje naszą wolność do popełniania błędów. Okazuje się bowiem, że ktoś to skwantyfikował.
Porównanie państw Europy pod względem skali ich ingerencji w styl życia swoich obywateli znajdziemy w raporcie Nanny State Index '25. Zacznijmy jednak od samej nazwy. "Nanny state" to dosłownie "państwo-niania". Chodzi o pejoratywne określenie państwa opiekuńczego, a więc przesadzanie z tą opieką.
Raport uwzględnia jedynie część możliwych wyborów życiowych, które władze mogą starać się ograniczać. Najważniejsze kategorie to "żywność i napoje bezalkoholowe" i "alkohol". Autorzy nieco mniejszą wagę przypisali "papierosom" i "bezpieczniejszym wyrobom tytoniowym". Przez "napoje bezalkoholowe" rozumiemy tutaj te słodzone, a więc słusznie uznawane za szalenie niezdrowe. Z określeniem "bezpieczniejsze wyroby tytoniowe" bym polemizował. Nie ulega jednak wątpliwości, że chodzi o nowoczesne wynalazki w rodzaju e-papierosów czy saszetek nikotynowych. Zestawienie uwzględnia nie tylko kraje Unii Europejskiej, ale także Wielka Brytania i Turcja.
Jak bardzo opiekuńcze jest nasze państwo na tle reszty Europy? Zajęliśmy ósme miejsce z wynikiem 30,5 punktów na 100 możliwych. Im tych punktów więcej, tym skala ingerencji państwa jest gorsza. Dla porównania: zwycięzcą okazała się Turcja z wynikiem 47,2 punktów. Drugie miejsce zajęła Litwa, zdobywając 42,8 punktów. Miejsce trzecie przypadło Finlandii – 37,8 punktów. Tuż za nami uplasowała się Estonia z wynikiem 28,6 punktów. W środku stawki znajdziemy Rumunię, która zdobyła 22,6 punktów. Najmniej w styl życia swoich obywateli wtrącają się Niemcy, które osiągnęły 11,7 punktów.
Oczywiście same wyniki niewiele komukolwiek powiedzą. Możemy się tylko domyślać, że chodzi o utrudnianie na wszystkie sposoby zakupu poszczególnych pozycji obywatelom. Co więc Polska takiego robi, że znalazła się w czołówce zestawienia? Chodzi głównie o podatki, zakazy oraz ograniczenia.
Nie wszystkie zakazy wynikają z woli krajowego ustawodawcy. Swoje trzy grosze dorzuca Unia Europejska
Nanny State Index '25 w pierwszej kolejności zwraca uwagę na zmianę względem zeszłorocznego zestawienia.
Polska nadal pnie się w górę tabeli i w tym roku zajmuje ósme miejsce dzięki nowemu zakazowi sprzedaży napojów energetycznych i najwyższemu w UE podatkowi od napojów słodzonych (po uwzględnieniu przystępności cenowej).
Kolejnym przejawem opiekuńczości państwa okazują się polskie regulacje antyalkoholowe. Autorzy raportu zwracają uwagę przede wszystkim na ograniczenia w kwestii reklamy wyrobów alkoholowych. Niewiele w tym wypadku pomagają specjalne wyjątki dla piwa.
Reklama wina i mocnych alkoholi jest całkowicie zakazana, a piwo można reklamować w telewizji dopiero po godzinie 20:00. Jego reklamy objęte są dziesięcioprocentowym podatkiem. Spożywanie alkoholu na ulicach i w parkach jest nielegalne, chyba że władze miejskie wyraźnie zezwolą na jego spożywanie w wyznaczonych miejscach.
W tej kategorii na uwagę zasłużyły także wysokie w skali Unii Europejskiej stawki akcyzy na alkohol, tzw. podatek od małpek oraz uprawnienia samorządów do wprowadzania nocnej prohibicji i ograniczania liczby sklepów z alkoholem.
Jeżeli chodzi o papierosy, to nie mogę się zgodzić z autorami raportu. Nie mamy bowiem w Polsce prawie całkowitego zakazu reklamy wyrobów tytoniowych. Mamy praktycznie zupełny zakaz, który rzeczywiście obejmie także e-papierosy. Co ciekawe, nie wszystkie ograniczenia wynikają z woli naszego ustawodawcy.
Automaty z papierosami są zakazane. Nielegalne jest nawet wystawianie produktów imitujących prawdziwe opakowania. Obowiązuje surowy, choć nie całkowity, zakaz palenia w barach, restauracjach i miejscach pracy. Polskę szczególnie dotknął zakaz sprzedaży papierosów mentolowych w UE, który wszedł w życie w maju 2020 roku, ponieważ około 30% polskich palaczy preferuje mentol.
W przypadku "bezpieczniejszych" wyrobów tytoniowych w raporcie znajdziemy między innymi wzmiankę o stawce akcyzy na płyn do e-papierosów, którą wprowadzono w 2020 r. Obowiązująca stawka wynosi 55 gr na każdy mililitr. Na uwagę zasłużył sobie także dwuczłonowy podatek od podgrzewanego tytoniu.
Gdy Fiskus opiekuje się obywatelem, to zazwyczaj chodzi tak naprawdę o jego dobra materialne
Kategoria "żywność i napoje bezalkoholowe" sprowadza się tak naprawdę do naszego redakcyjnego ulubieńca w postaci podatku cukrowego. Warto w tym momencie wspomnieć, że już nie tylko Polacy wypominają polskiemu ustawodawcy mydlenie oczu opinii publicznej za pomocą definicji legalnej podatku.
Podatek od napojów słodzonych został uchwalony przez parlament w 2020 roku i wdrożony na początku 2021 roku. Kiedy krytycy oskarżyli rząd o złamanie obietnicy niepodnoszenia podatków, wiceminister finansów stwierdził, że podatek od napojów słodzonych to „opłata, a nie podatek”. „Opłata” wynosi 0,5 zł (0,12 euro) za litr dla napojów o zawartości cukru 5 g na 100 ml lub mniejszej, plus 0,05 zł (0,012 euro) za każdy dodatkowy gram cukru powyżej 5 g/100 ml. Podatek dotyczy zarówno napojów słodzonych sztucznie, jak i napojów słodzonych. Napoje energetyczne są dodatkowo obciążone podatkiem w wysokości 0,10 zł (0,022 euro) za litr.
Zabrakło mi za to wzmianki o sprzedaży śmieciowego jedzenia w polskich szkołach. Być może dzięki niemu przeskoczylibyśmy Wielką Brytanię, do której brakuje nam jedynie 1,2 punkta.
Co ciekawe, w raporcie znalazła się wzmianka o rzekomych planach wprowadzenia w Polsce podatku od śmieciowego jedzenia w 2024 r. Okazuje się, że rzeczywiście Ministerstwo Finansów prowadzi albo prowadziło prace analityczne nad rozszerzeniem podatku cukrowego na jogurty, czekoladę i inne słodycze, chipsy oraz resztę niezdrowej żywności. Informację na ten temat w kwietniu tego roku podawał dziennik Fakt.
Czy rzeczywiście takie opiekuńcze państwo stanowi ciężar z punktu widzenia przeciętnego Polaka? I tak, i nie. Prawdziwym problemem stanowią nie tyle zakazy, ile wątpliwe intencje ustawodawcy. Gdy Fiskus stara się nami opiekować, to zazwyczaj przy okazji wyciąga ręce do naszych portfeli. Owszem, jest to wyraz stymulacyjnej podatków – poprzez opodatkowanie zniechęca się nas do niepożądanych zachowań. Część stosowanych w Polsce rozwiązań jest zresztą skutecznych. Przykładem może być tutaj wspomniany podatek cukrowy, który rzeczywiście zmusił producentów do oferowania konsumentom nieco zdrowszych napojów.
Równocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że często chodzi o czerpanie możliwie wysokich zysków z nałogów obywateli. Sama akcyza na papierosy i wyroby tytoniowe w 2024 r. przyniosła budżetowi 30,2 mld zł. To więcej niż połowa wszystkich dochodów z tytułu podatku CIT, które wyniosły wówczas 60,2 mld zł.