Świat to za mało, chciałoby się powiedzieć, obserwując stały wzrost aktywności człowieka w kosmosie. O ile na razie wysyłamy jedynie sondy i satelity, tak podskórnie czujemy, że zasiedlenie innych planet jest tylko kwestią czasu. Czy prawo międzynarodowe w ogóle przewiduje możliwość założenia państwa na innej planecie? Kolonizacja kosmosu a prawo.
Od lądowania na księżycu minęło blisko 50 lat, a mimo tego wciąż nie postawiliśmy stopy na powierzchni innego ciała niebieskiego. Mało tego – ostatni spacer po księżycu miał miejsce w grudniu 1972 roku. Od zakończenia programu Apollo działalność człowieka w kosmosie skupiła się na innych aspektach. To dość zabawne, bo postęp techniczny jaki dokonał się w tym czasie, jest wręcz niewyobrażalny. Podobno obsługa jednego wyszukiwania Google pochłania więcej mocy obliczeniowej niż wszystkie loty programu Apollo razem wzięte. Oczywiście w przestrzeni kosmicznej poczyniamy sobie bardzo śmiało, do tego stopnia, że orbita okołoziemska jest już jednym wielkim śmietnikiem.
Marzenia ludzkości o podboju kosmosu rozbudził na nowo Elon Musk. Ten dość śmiało zapowiada, że nie tylko wysłanie człowieka na Marsa w ogóle, a wręcz zbudowanie pierwszej ludzkiej kolonii na czerwonej planecie w ciągu kilkunastu najbliższych lat. Założenia oczywiście bardzo zuchwałe, ale podobnie z pewnością podchodzili ówcześni do obietnic Krzysztofa Kolumba. Ostatecznie jego wyprawy zapoczątkowały erę wielkich odkryć geograficznych i powstanie dziesiątek nowych państw. Logiczne jest, że podobny scenariusz ma ogromną szansę na powtórkę w czasach, kiedy wysłanie człowieka na Marsa przestanie kogokolwiek dziwić. Czy prawo w ogóle przewiduje możliwość założenia nowego państwa na innej planecie? Czy kolonizacja kosmosu a prawo idą ze sobą w parze? A może Elon Musk może wetknąć amerykańską flagę i zaanektować nowe ziemie w imieniu Stanów Zjednoczonych?
Kolonizacja kosmosu a prawo
Kosmiczny wyścig odbywał się nie tylko w laboratoriach czy przestrzeni kosmicznej, ale także na politycznych salonach. Chodziło oczywiście o to, aby działalność człowieka w kosmosie jakoś uregulować, żeby żadna ze stron wyścigu nie obudziła się za późno. Sytuacja, w której astronauci jednego z mocarstw lądują na srebrnym globie i ogłaszają jego aneksję, spędzała sen z powiek każdego przywódcy. Dlatego już na początku lat 60. podpisano pierwsze międzynarodowe traktaty na temat działalności państw w kosmosie. Za najważniejszy uchodzi jednak podpisany w 1967 roku Układ o zasadach działalności państw w zakresie badań i użytkowania przestrzeni kosmicznej łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi. Najczęściej jest on znany po prostu jako traktat kosmiczny lub traktat o przestrzeni kosmicznej.
Oczywiście wszystkie strony ustaliły zasadę, że przestrzeń kosmiczna jest wspólnym dobrem całej ludzkości i powinno się ją wykorzystywać wyłącznie w celach pokojowych. Ta zasada jest wielokrotnie powtarzana i mocno akcentowana w każdym traktacie kosmicznym. To oczywiście rodzi dalsze konsekwencje, a najważniejszą z nich jest to, że przestrzeń kosmiczna jest niezawłaszczalna. To oznacza, że ani Elon Musk, ani rząd żadnego kraju nie może stworzyć żadnej kolonii, ani okupować żadnego ciała niebieskiego. Tak stanowi już drugi artykuł wspomnianego wyżej traktatu.
Przestrzeń kosmiczna, łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi, nie podlega zawłaszczeniu przez państwa ani poprzez ogłoszenie suwerenności, ani w drodze użytkowania lub okupacji, ani w jakikolwiek inny sposób.
Złośliwi powiedzą, że granice Krymu także były uznane przez międzynarodowe traktaty, co nie powstrzymało prezydenta Putina przed dokonaniem jego aneksji. Taki jest niestety los traktatów międzynarodowych – te obowiązują, dopóki ich strony mają w tym korzyść. Niewykluczone, że taki sam los czeka obowiązujące obecnie traktaty kosmiczne. Z pewnością za kilkadziesiąt lat najwięksi gracze kosmicznego wyścigu podpiszą traktat wzorowany na tym z Tordesillas z 1494, aby następnie go po prostu złamać.
Aneksja Krymu też była nielegalna w świetle prawa międzynarodowego
Takie wnioski można bowiem powoli zacząć wysnuwać już teraz. Pod koniec lat 70. powstał ostatni z wielkich traktatów kosmicznych. Układ normujący działalność państw na Księżycu i innych ciałach niebieskich był bowiem bardziej szczegółowym rozwinięciem zasad obowiązujących podczas eksploracji Księżyca i innych ciał niebieskich. Zakłada on m.in. obowiązek informowania światowej opinii publicznej na temat przeprowadzanych misji kosmicznych. Stanowi również, że każde państwo osiągające zyski ze swojej działalności w kosmosie powinno się nimi dzielić ze wszystkimi pozostałymi (ze szczególnym uwzględnieniem państw rozwijających się). To mogło rodzić obowiązek dzielenia się nie tylko wynikami badań, ale również technologią użytą do ich przeprowadzania.
Układ księżycowy nie został ratyfikowany przez żadne państwo, które jest obecnie w stanie prowadzić aktywną działalność w przestrzeni kosmicznej. Jego stronami jest zaledwie 18 państw, a jako jedna z ostatnich ratyfikowała go Wenezuela – w 2016 roku. Być może sytuacja w Wenezueli skłoniła tamtejszy rząd do jego podpisania, licząc, że otrzyma z tego tytułu jakieś materialne korzyści.
Pomimo tego, że społeczność międzynarodowa zgodnie uznaje i wspólnie wyklucza możliwość zawłaszczenia jakiejkolwiek części przestrzeni kosmicznej, jest jasne, że to tylko gra pozorów. Gdy tylko dowolne z tych państw pod względem technologicznym wyprzedzi pozostałe, z pewnością będzie pierwsze do zatknięcia swojej flagi na powierzchni Marsa czy dowolnego innego ciała niebieskiego. Dlatego Elon Musk nie założy żadnego państwa w miejscu, gdzie kiedykolwiek wyląduje jego Tesla, którą prowadzi Starman.