Wszyscy jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej a na okładkach naszych paszportów słowa „Unia Europejska” stoją wyżej niż nazwa naszego kraju. Tymczasem prawdziwie europejskie paszporty, po których ciężko poznać, z którego kraju pochodzi ich posiadacz, mają posłowie Parlamentu Europejskiego. Czy są momenty, w których chciałbym zamienić polski paszport na europejski? Z przykrością muszę stwierdzić, że tak. Co nie oznacza, że faktycznie bym to zrobił.
Dokument laisses-passer czyli paszport posłów Parlamentu Europejskiego
Paszport posłów Parlamentu Europejskiego, podobnie jak paszport dyplomatyczny, jest to dokument, który przysługuje tylko określonej grupie osób. Jego oficjalna nazwa to dokument laisses-passer. Wydawany jest na wniosek, a przepisy, które regulują zasady jego działania, zostały umieszczone w Rozporządzeniu Rady UE nr 1417/2013 z dnia 17 grudnia 2013r. ustanawiającym formę dokumentu laisses-passer wydawanego przez Unię Europejską.
Czy my możemy wyrobić taki paszport? Nie da się. Zgodnie z rozporządzeniem, dokument laisses-passer mogą otrzymać pracownicy Unii oraz członkowie instytucji organów i agencji UE. W zasadzie w krajach członkowskich działa on jak zwykły paszport. W jego treści nie można znaleźć nazwy kraju pochodzenia posiadacza – ale jest kod danego kraju. Państwa członkowskie UE mają obowiązek respektowania dokumentu jako ważnego dokumentu podróży. Najistotniejszą funkcję paszport posłów Parlamentu Europejskiego pełni jednak w odniesieniu do państw trzecich. Umożliwia on jego posiadaczom podróże między UE a państwami trzecimi z pominięciem obowiązków wizowych. Niedawno jeden z naszych eurodeputowanych Radosław Sikorski pochwalił się wyglądem dokumentu na Twitterze sugerując nawet, że powinien on być dostępny dla wszystkich obywateli UE:
You want a blue passport? I've just tried mine. Why don't we issue them to all EU citizens on request, not just MEPs? pic.twitter.com/1HsVshpA6g
— Radek Sikorski MEP (@radeksikorski) July 20, 2019
W zasadzie użyteczność tego paszportu sprowadza się do… okładki. Jest on potwierdzeniem immunitetów i przywilejów poselskich, ale tak samo działa na przykład paszport dyplomatyczny. W tym drugim widać jednak już nazwę kraju posiadacza. Dokument laisses-passer może okazać się przydatny, gdy podróżując do krajów trzecich, poseł bądź inny przedstawiciel organów Unii nie chce zdradzać kraju swojego pochodzenia. Oczywiście ma on wszystkie nowinki biometryczne, ale tu już niczym nie różni się szczególnie od naszych zwykłych paszportów.
Nam jako obywatelom Unii Europejskiej przysługują paszporty burgundowe, z nazwą Unii Europejskiej i kraju pochodzenia na okładce. Unia Europejska sugeruje użycie właśnie koloru burgundowego, ale nie jest to obowiązkowe. Każdy kraj może zdecydować o kolorze okładki czy innych elementach paszportu. Wyjątkiem jest na przykład paszport chorwacki – cały niebieski, podobnie jak specjalny paszport posłów Parlamentu Europejskiego.
Dlaczego Unia nie da nam wszystkich takich paszportów?
Oczywiście przepisy wizowe i ułatwienia w podróżowaniu dla przedstawicieli organów UE to jedno. Drugie to sama idea, żeby wszyscy obywatele UE mieli ten sam paszport. W Polsce wszyscy są uczuleni na zbytnią „europejskość”. Swojego czasu flagi Unii Europejskiej z widoku pozbywali się prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło. Niektórzy polscy europarlamentarzyści niedawno wyrazili afront wobec UE siedzeniem zamiast stania podczas odgrywania hymnu Unii.
Ciężko się nie zgodzić, że z tezą, że dziś ten kto jest wrogiem Unii Europejskiej, ten jest wrogiem wolnej Polski. Warto przy tym oczywiście kultywować bliskie nam wartości, ale jako remedium od europejskości zaproponowano nam niestety w kontekście paszportów pewną skrajność. W naszych dokumentach pojawiło się niedawno hasło Bóg, Honor, Ojczyzna, mimo apeli Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, że narusza to prawa osób, które religijne nie są. Rzecznik swojego czasu podnosił, że przecież legitymując się takim dokumentem, to tak jakbyśmy deklarowali katolicyzm, a tymczasem:
Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł.
Na szczęście nie przeszedł pomysł, żeby w paszporcie umieścić obraz Ostrej Bramy w Wilnie. Wtedy naprawdę, biorąc pod uwagę pomysły – które ktoś do niedawna mógłby uważać za dziecinne – jakoby Wilno powinno wrócić do Polski, nasz sąsiad mógłby na polski paszport reagować, delikatnie rzecz ujmując, z niechęcią. I nikt w kraju umęczonym przez obcych najeźdźców nie powinien im się dziwić.
Nasz paszport nigdy nie powinien wyglądać jak paszport posłów Parlamentu Europejskiego
Faktycznie nic nie stoi na przeszkodzie, aby paszporty z niebieską okładką mogły być dostępne na wniosek zainteresowanego. Przecież jesteśmy obywatelami Unii, z czego każdy ma prawo być dumny tak samo, jak z przynależności państwowej. Unia Europejska oczywiście nie miałaby prawa do narzucenia nam obowiązkowych paszportów UE, gdzie zamiast pełnej nazwy kraju podawany jest jedynie jego kod. Byłoby to oczywiście sprzeczne z zasadą poszanowania tożsamości narodowej krajów członkowskich. Zgodnie z art. 4 ust. 2 Traktatu o Unii Europejskiej:
Unia szanuje równość Państw Członkowskich wobec Traktatów, jak również ich tożsamość narodową, nierozerwalnie związaną z ich podstawowymi strukturami politycznymi i konstytucyjnymi, w tym w odniesieniu do samorządu regionalnego i lokalnego (…)
Taki obowiązek mógłby być początkiem jej końca i Polska na pewno byłaby jednym z pierwszych krajów, które by to oprotestowały – i słusznie. Szkoda tylko, że w tym samym czasie nasz kraj narzuca nam wartości, które niekoniecznie są wszystkim wspólne. Hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” umieszczone w paszporcie przekracza delikatną granicę między poszanowaniem historii a narzucaniem światopoglądu.
To trochę jak z figurą Józefa Piłsudskiego, którego wizerunek zresztą także można znaleźć w polskim paszporcie. Nikt nie kwestionuje tego, że marszałek wielkim patriotą był. Tak samo jak tego, że hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” jest silnie zakorzenione w naszej historii. Nie zmienia to faktu, że dziś nie chciałbym już sugerować obywatelom Litwy, że jako Polak mam jeszcze zakusy na „polskie Wilno” a osobom niewierzącym kazać umieszczać zdjęcie w ramce z podpisem „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Tym samym nie widzę problemu z zamieszczeniem wizerunku marszałka w paszporcie, ale z obrazem Ostrej Bramy – już tak.
Na dole wrzuciłem wzór naszego nowego paszportu. Jakby ktoś chciał się upewnić- tak, w środku tej ramki jest zamieszczane zdjęcie jego posiadacza: