„Piątka dla zwierząt” pozostaje najgłośniejszą inicjatywą legislacyjną ostatnich dni. Dzieje się tak pomimo bardzo mocnego konkurenta w postaci forsowania przepisów zapewniających faktyczną bezkarność urzędnikom. Nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt podzieliła polityków w bardzo nieoczywisty sposób.
Polska scena polityczna znowu stanęła na głowie
Jarosław Kaczyński forsuje rewolucyjne zmiany w ustawie o ochronie zwierząt. Zakaz hodowli zwierząt futerkowych oznacza faktyczną likwidację branży futrzarskiej. Ograniczenie uboju rytualnego w Polsce do potrzeb krajowych wspólnot religijnych uniemożliwia eksport mięsa koszernego i halal. To oznacza spore straty dla producentów.
Kontrowersje wzbudza także zwiększenie uprawnień aktywistów zajmujących się kwestią opieki nad zwierzętami. Część dotycząca zakazu występów zwierząt w cyrkach najprawdopodobniej nie interesuje nikogo poza samymi cyrkowcami – przedstawicielami profesji gasnącej w epoce internetu.
Wydawać by się mogło, że „Piątka dla zwierząt” jest jedną z wielu ustaw Zjednoczonej Prawicy. Błyskawiczne prace legislacyjne, głosowania będące raczej formalnością, błyskawiczny podpis. Tym razem jednak sytuacja jest niecodzienna. Koalicjanci Prawa i Sprawiedliwości bronią się przed ustawą jak tylko mogą, można wręcz zaryzykować stwierdzenie że Zjednoczona Prawica trzeszczy. Razem z PiS głosować będzie najprawdopodobniej Koalicja Obywatelska i Lewica.
Na pierwszy rzut oka „Piątka dla zwierząt” i „Bezkarność Plus” rozsadzają na naszych oczach koalicję rządzącą
Pierwszym pytaniem jakie się nasuwa w sprawie jest „co oni chcą przez to osiągnąć?”. Trzeba mieć oczywiście świadomość tego, że w tym wszystkim bardzo ważna jest polityczna kalkulacja. W grę wchodzą przecież interesy, rekonstrukcje, stanowiska i cały szerszy kontekst ostatnich miesięcy.
W tym momencie PiS zawiesił rozmowy koalicyjne z Solidarną Polską i Porozumieniem, otwarcie grożąc gotowością do przedterminowych wyborów. Tym razem bez partii satelickich. Warto jednak wspomnieć że w kwestii trwałości Zjednoczonej Prawicy ważniejszy wydaje się mimo wszystko projekt „Bezkarność Plus„. Tu chodzi w końcu o premiera a nie o fretki.
Pomimo wysokiej stawki w grze, równie ciekawą kwestią są same wartości przyświecające poszczególnym stronom tego sporu. Argumenty padające w dyskusji nad tą ustawą dostarczają cennych informacji o ludziach sprawujących władzę w imię narodu.
Najważniejszą osobą w tej układance jest oczywiście Jarosław Kaczyński. Przy czym prezes PiS jest jednocześnie elementem dość stałym i przewidywalnym. Ktoś mógłby zarzucić Kaczyńskiemu wręcz hipokryzję. Jego stronnictwo polityczne od lat systematycznie wspierało myśliwych. W ostatnich miesiącach starało się także wprowadzić dokładnie odwrotne rozwiązania niż te jakie ma przynieść „Piątka dla zwierząt”. Przynajmniej w kwestii uprawnień organizacji ekologicznych do kontroli i odbierania zwierząt.
Wspieranie przez Jarosława Kaczyńskiego ochrony praw zwierząt to właściwie stały element polskiej polityki
A jednak Jarosław Kaczyński jest znany z miłości do zwierząt. Wiadomo również, że od lat wspierał zaostrzenie kar za znęcanie się nad zwierzętami, zakaz uboju rytualnego i inne prozwierzęce inicjatywy. Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce była mu solą w oku od dłuższego czasu. „Piątka dla zwierząt” nie przynosi tak naprawdę większej zmiany w zachowaniu prezesa PiS.
Dlaczego więc do tej pory Zjednoczona Prawica nie doprowadziła tej sprawy do końca? Jarosław Kaczyński w tej konkretnej kwestii jest gotowy czerpać szerokimi garściami z humanitarnych rozwiązań popularnych na zachodzie, ale też wywodzących się z tradycji chrześcijańskich. Tyle tylko, że część jego własnej formacji ma zupełnie inny rodzaj wrażliwości.
Nie da się ukryć, że zakaz eksportu mięsa z uboju rytualnego oraz hodowli zwierząt na futro zaboli przedstawicieli obydwu branż. Producenci mięsa mogą liczyć się z poważnymi stratami. Dla branży futerkowej nowelizacja oznacza koniec interesu. Rolników jako takich teoretycznie może zaboleć dodatkowo zniknięcie z rynku odbiorcy odpadów rolniczych, którym były fermy fretek.
Nic dziwnego, że do głosowania za takimi rozwiązaniami nie garną się ci politycy Zjednoczonej Prawicy, którzy są silnie związani z rolnictwem i wsią. Także w samym Prawie i Sprawiedliwości.
Część wewnętrznych oponentów Kaczyńskiego po prostu martwi się skutkami ekonomicznymi „Piątki dla zwierząt”
Następną kategorią przeciwników nowelizacji są „pragmatycy”. Sama „Piątka dla zwierząt” ani ich za specjalnie nie grzeje ani nie ziębi. Co innego konsekwencje czysto ekonomiczne. Straty dla całej gospodarki nie oczywiście będą tak duże, jak chciałaby polityków przekonać branża futrzarska. W trakcie recesji wywołanej przez epidemię koronawirusa i zamrożenie gospodarki to jednak kolejny krok w niekoniecznie pożądanym kierunku.
Tutaj można by wskazać polityków Porozumienia Jarosława Gowina sugerujących konieczność znalezienia bardziej kompromisowych rozwiązań. Czyli wykastrowanie ustawy z najbardziej drastycznych rozwiązań odnoszących się do całych branż.
Można także wskazać „radykałów”, czy może wręcz „reakcjonistów”. To ci politycy, którzy przekonują, że „Piątka dla zwierząt” jest zamachem nie tylko na interesy rodzimego rolnictwa, ale także na polską tradycję, wartości a nawet wolność religijną.
Radykalni politycy są gotowi powołać się na wolę bożą bez elementarnej znajomości nauczania własnego Kościoła w tej sprawie
Okrucieństwo wobec zwierząt nigdy jednak nie było częścią polskiej tradycji, nie jest też zakorzenione w naszej mentalności. Kościół katolicki stanowczo się sprzeciwia stawianiu zwierząt na równi z człowiekiem, jednak jednocześnie równie mocno potępia wszelkie przejawy niepotrzebnego zadawania im cierpienia. Nie jest to żadna wiedza tajemna – wystarczy zajrzeć chociażby do Katechizmu Kościoła Katolickiego. Znęcanie się nad zwierzętami jest po prostu grzechem.
Bez umocowania w katolicyzmie pozostaje jedynie najgorszy rodzaj zaściankowości. A jednak są politycy gotowi nie tylko bronić postawy „to tylko zwierzę, więc mogę z nim robić co chcę”, ale jeszcze powoływać się właśnie na wolę bożą. Najłatwiej znaleźć ich w Konfederacji, która głosi takie tezy otwarcie.
Do przymierza narodowców i korwinistów bardzo blisko środowisku skupionego w pobliżu toruńskiej rozgłośni o. Tadeusza Rydzyka. To jest ta część elektoratu Solidarnej Polski, wśród której „Piątka dla zwierząt” budzi poważne obawy. Nie da się również ukryć, że przyjaciół Radia Maryja można znaleźć także w samym PiS.
Wszystkie te podziały wywołały sytuację bez precedensu: w środowym głosowaniu 35 posłów Prawa i Sprawiedliwości zagłosowało za odrzuceniem projektu, podobnie jak posłowie Solidarnej Polski. Do tego należałoby doliczyć niemal wszystkich posłów Konfederacji, całą Koalicję Polską (PSL-Kukiz’15). Wstrzymało się dalszych 15 posłów Zjednoczonej Prawicy, w tym kilku reprezentantów Porozumienia.
Ogon nie może merdać psem, Ziobro i Gowin dyktować warunki Kaczyńskiemu
W odpowiedzi klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości zarządził dyscyplinę partyjną w następnych głosowaniach i praktycznie postawił koalicjantom ultimatum. Dyscyplinę zarządziła skądinąd także Koalicja Obywatelska. Nie oznacza to jednak, że Zjednoczona Prawica może upaść przez fretki.
Kryzys wśród rządzących trwa już przecież od jakiegoś czasu. Poprzedni punkt krytyczny stanowiła przecież wolta Jarosława Gowina w sprawie wyborów prezydenckich. W ostatnich tygodniach Solidarna Polska starała się co rusz w jakiś sposób podkopywać pozycję premiera Mateusza Morawieckiego.
Relacje pomiędzy koalicjantami zmieniły się jednak od wygranych przez Zjednoczoną Prawicę wyborów parlamentarnych. Partie satelickie zdobyły wystarczająco miejsc w Sejmie, by poczuć odrobinę podmiotowości i jednocześnie zaczęły próbować dyktować warunki Prawu i Sprawiedliwości. O ironio, PiS najwyraźniej był zbyt łaskawy dla swoich koalicjantów i teraz ponosi tego skutki.
Jarosław Kaczyński z całą pewnością jest politykiem dobrze rozumiejącym, że niekiedy trzeba coś poświęcić dla większych korzyści. Dlatego do tej pory nie forsował zmian w systemie ochrony zwierząt, która stawiałaby go na kursie kolizyjnym zarówno z rolnikami jak i z radykałami. W końcu cały czas na horyzoncie majaczyły jakieś wybory.
„Piątka dla zwierząt” wcale nie jest kluczową sprawą dla Jarosława Kaczyńskiego
Koniec końców jednak to własnie „Piątka dla zwierząt” może stanowić namacalne dziedzictwo, jakie pozostawi po sobie Jarosław Kaczyński jako polityk – bo przecież nie przekop Mierzei Wiślanej czy Julię Przyłębską w Trybunale Konstytucyjnym. Gdyby jednak prezes PiS uważał, że prawa zwierząt są kluczowe, to regulacje z „Piątki” obowiązywałyby już od pięciu lat.
Teraz najwyraźniej po prostu w PiS wyczerpała się cierpliwość do partii satelickich Jak miał stwierdzić sam Kaczyński, „ogon nie może merdać psem„. Koalicjanci albo się ugną i dadzą mu to, czego chce, albo poradzi sobie bez nich. Prawo i Sprawiedliwość może straci władzę w wyniku przedterminowych wyborów – ale Solidarna Polska i Porozumienie stracą ją na pewno. Partie Gowina i Ziobry mają w społeczeństwie mikroskopijne poparcie.
„Piątka dla zwierząt” jest jedynie jednym z wielu zgrzytów w obrębie Zjednoczonej Prawicy. Jednak to właśnie diametralnie inny sposób myślenia pomiędzy koalicjantami sprawił, że także ta kwestia stała się kolejnym teatrem politycznej wojny domowej.
Prawa zwierząt i los polskiej branży futrzarskiej są ważne. Nie sposób jednak nie zauważyć, że są mało istotne w porównaniu do sądownictwa, rozbudowanych programów socjalnych, skali zadłużenia państwa czy relacji międzynarodowych Polski. Przy sprawach kluczowych jakoś koalicjanci mówili zwykle jednym głosem.