Płaca minimalna ma podskoczyć aż do 4 tys. zł brutto w 2023 roku. Skąd przedsiębiorcy wezmą pieniądze na takie podwyżki? Niektórzy ważni politycy PiS apelują, żeby się tym… w ogóle nie zajmować. – Przecież wiemy, że firmy mają wysokie obroty – tłumaczą.
Wynagrodzenie minimalne dzisiaj wynosi 2250 zł. Ale pensja minimalna w 2021 ma wynieść 3 tys. zł, a już za cztery lata ma dobić do 4 tys. To obietnica władz rządzącej partii.
PiS zdaje się myśleć, że skoro 500 plus okazało się sukcesem, to można dalej kontynuować „politykę społeczną”. Problem w tym, że o ile 500 plus wypłaca państwo, to wyższe pensje będą musieli wypłacić przedsiębiorcy. Skąd wezmą dodatkowe pieniądze? Cóż, rząd konkretnie tego nie wskazuje. Premier mówi na przykład, że przedsiębiorcy będą mieli więcej pieniędzy, bo… gospodarka będzie bardziej innowacyjna. Logiczne.
Jeszcze ciekawsza jest wypowiedź Sebastiana Kalety, wiceministra sprawiedliwości i przedstawiciela młodego pokolenia polityków PiS (rocznik ’89).
Krótki fragment telewizyjnego wywiadu warto obejrzeć w całości.
Matka-partia zaprezentowała program systemowego dojenia. Mają go realizować m. in. tacy ludzie, jak Sebastian Kaleta – ekspert od finansów publicznych i przedsiębiorczości. Oto przed państwem przyszły operator systemowej dojarki. pic.twitter.com/qxppJ2ha5U
— Patryk Wachowiec (@PatrykWachowiec) September 9, 2019
Płaca minimalna w górę. I nic więcej nas nie obchodzi
Pytanie dziennikarki do wiceministra zbyt podchwytliwe nie było. Było natomiast raczej oczywiste – co na te podwyżki mówią przedsiębiorcy. Przecież chyba taka propozycja powinna być z nimi skonsultowana, prawda?
– Kwoty, które zaproponowaliśmy są adekwatne do rozwoju gospodarczego – powiedział najpierw dość ostrożnie Kaleta.
I zaraz potem „pojechał po bandzie”.
– Nie możemy się oglądać tylko na kwestie, czy przedsiębiorcy będą w stanie wypłacać te pensje, skoro wiemy, że przedsiębiorcy notują bardzo wysokie obroty – powiedział młody polityk.
Można go trochę rozgrzeszyć – w końcu pracuje w resorcie sprawiedliwości. Można zatem uznać, że nie musi się specjalnie znać na ekonomii. Choć to niby dobrze wykształcona osoba (dyplom WPiA UW, ponoć z wyróżnieniem), więc coś tam jednak powinna rozumieć.
Ale skoro nie rozumie, to wyjaśnimy mu dość łopatologicznie: obrót to nie to samo co zysk, a jak przedsiębiorcy nie będą w stanie płacić, to będą zwalniać.
Nie wiemy, czy wiceminister lubi zapiekanki, ale znaleźliśmy wczoraj całkiem trafny wpis na Twitterze.
To mówicie, że w 2023 roku przedsiębiorca mający budkę z zapiekankami, będzie płacił jakieś 2000 złotych ZUS, a osoba, którą tam zatrudni, będzie miała minimalną pensję w wysokości 4000 złotych brutto? Ciekawe, ile w takim razie będą kosztować zapiekanki…
— Jeden z Wielu (@Jeden_z_wielu) September 8, 2019
Koniec końców każdy z nas zapłaci za sztucznie pompowane pensje. A jak minister nie lubi zapiekanek – to kawa czy piwo zdrożeje również. O ile w ogóle firmy będzie stać na zatrudnienie baristów czy barmanów.