Wiele różnych przyczyn zbiegło się ze sobą, ale z całą pewnością państwowe rozdawanie pieniędzy w ramach 500 plus to jeden z głównych powodów inflacji, a tym samym wzrostu cen jedzenia.
Inflacja powoli jakby zaczyna się wymykać rządowi spod kontroli, a w perspektywie mamy przecież jeszcze powyborcze podwyżki cen prądu, które zdaniem analityków ekonomicznych mają być spektakularne.
Wiele osób nie pobiera pieniędzy od państwa w ramach rozmaitych programów socjalnych, natomiast ceny w naszym kraju w ostatnim czasie zaczęły drastycznie przeć w górę. W największym stopniu dotyczy to właśnie żywności.
Jaka jest więc logiczna recepta, którą może podjąć rozsądny rząd, widząc, że ludzie zostawiają w marketach coraz więcej pieniędzy, choć wynoszą w reklamówkach tyle samo lub nawet mniej?
Wraca podatek handlowy
Po tym jak niedzielny zakaz handlu zarżnął 27 000 firm (spoiler alert: niemiecki Lidl, portugalska Biedronka czy francuski Auchan nadal mają się świetnie), rząd zdecydował się na kolejną ingerencję w sieci handlowe. Chodzi o projekt zmian w przepisach, które na początku rządów Prawa i Sprawiedliwości były dość chętnie zapowiadane, jednak możliwość ich stosowania zakwestionowała Komisja Europejska. Teraz polski rząd uzyskał przychylny wyrok unijnego sądu, a to z kolei oznacza, że zmiany w prawie mogą wejść praktycznie lada dzień.
I faktycznie – zmiany w prawie mogą pojawić się zdecydowanie szybciej, niż myślimy, ponieważ z projektu można wywnioskować, że podatek od przychodów ze sprzedaży zacznie sklepy obowiązywać już 1 września 2019 roku.
Podatki do urzędu skarbowego wprawdzie przelewa Biedronka czy Lidl, ale tak naprawdę przecież płacą je końcowi konsumenci, czyli my. Sieci handlowe uwzględnią je w cenach swoich towarów, tempie wzrostu płac pracowników itd. Dlatego umiarkowanie cieszę się informacją, że budżet wzbogaci się o blisko 2 miliardy złotych, ponieważ ostatecznie będzie to oznaczało jakiś nowy niedorzeczny program socjalny, np. 300 złotych miesięcznie dla ludzi, którzy nigdy nie byli w Warszawie, a jednocześnie wyższe ceny warzyw, nabiału, chemii i innych rzeczy dostępnych w marketach.
Podatek dla robiących zakupy w Biedronce i Lidlu
Podatek handlowy, jest więc niczym innym, jak podatkiem dla osób robiących zakupy w marketach, dyskontach, zamożnych sklepach wielkopowierzchniowych.
Oczywiście przestrzegam o tym od 2016 roku, tak jak przestrzegałem, że czeka nas era dynamicznie rosnących cen „życia”. Bez satysfakcji mam nadzieję, że teraz wierzycie.