Podwyższanie opłat za parkowanie to smutna rzeczywistość w większości polskich miast. Czy trend jest słuszny, czy raczej powinniśmy od niego odstąpić?
Wczoraj przez internet przetoczyła się fala oburzenia na wieść o tym, że w Krakowie stawki za parkowanie wzrosną o 1000 procent
1000 procent brzmi źle, prawda? Na samą myśl o tym, że coś wzrasta o 1000 procent człowiek odruchowo chce wyjść na ulicę i protestować przeciwko takiemu rozbojowi w biały dzień. Do tego podwyżka uderzy w teoretycznie najbardziej uciskaną grupę społeczną w Polsce, czyli kierowców.
Niestety szybka weryfikacja faktów pozwala stwierdzić, że nie jest tak źle jak twierdzą w internecie. Owszem, strefa płatnego parkowania znacząco się rozrosła, a opłaty wzrosną. Okazało się jednak, że włączenie kilku ulic do strefy było pomysłem mieszkańców, którzy skarżyli się, że przez brak strefy płatnego parkowania na swoich ulicach mają problem z zaparkowaniem. To powszechna bolączka miast – kierowcy, którzy nie chcą płacić starają się zaparkować jak najbliżej strefy, ale w miejscach, gdzie parking jest darmowy. Przez takie działanie mieszkańcy muszą szukać miejsca w większej odległości od mieszkania. Parkują na dalszych ulicach, tam zajmują miejsca okolicznym mieszkańcom i problem się nawarstwia.
Wracając do 1000 procent. Zarząd Transportu Publicznego zasugerował podniesienie opłaty miesięcznej za parkowanie dla mieszkańców. z 10 zł do 100 zł. Z której strony nie spojrzeć faktycznie nastąpiła podwyżka o 1000 procent. Tylko operując na konkretnych liczbach wzrost nie jest już tak spektakularny. 100 zł za miesięczny abonament na parkowanie w dużym europejskim mieście nie wydaje się już tak wygórowane, jak grzmiące z nagłówków 1000 procent. Na razie to tylko propozycja ZTP, ale kto wie, czy nie spotka się z aprobatą radnych miejskich.
Czy podwyższanie opłat za parkowanie ma jakikolwiek sens?
Podwyższanie opłat za parkowanie niezależnie od miasta budzi gwałtowny sprzeciw kierowców. Już od dawna na forach w internecie pojawiają się postulaty wprowadzania rozwiązań bardziej korzystnych dla ruchu samochodowego. Podczas epidemii koronawirusa głosy te uległy nasileniu wskazując, że korzystanie z środków komunikacji zbiorowej sprzyja rozprzestrzenianiu się choroby. Pytanie jednak, czy warto sprawiać aby miasta były przyjazne dla kierowców? Korzystanie z auta w przeważającej większości przypadków to kwestia wygody. Aby skorzystać z komunikacji miejskiej trzeba dojść na przystanek, poczekać na autobus i nierzadko przejść się do naszego miejsca docelowego. Autobus jest znacznie mniej komfortowy. Jedziemy z innymi ludźmi, których towarzystwo w wielu przypadkach nam nie odpowiada. Często rozkład jazdy a faktyczny przyjazd autobusu na przystanek to dwie różne sprawy.
A w przypadku samochodu? Wsiadamy i dojeżdżamy w dowolne miejsce o dowolnej godzinie. Jedynym problemem jest to co zrobić ze swoim pojazdem. Miejsc do parkowania jest mało i trzeba za nie słono płacić, niedługo jeszcze więcej. Trzeba go także zatankować. Opłaty w cenie paliwa stanowią nawet 60 % jego ceny, więc koszty rosną i samochód staje się luksusowym środkiem transportu. I właśnie te koszty sprawiają, że mimo pewnych niedogodności wiele osób rezygnuje z samochodu na rzecz autobusu miejskiego.
Można również próbować tworzyć kolejne bezpłatne miejsca do parkowania
Problem w tym, że tworzenie kolejnych miejsc parkingowych, najlepiej za darmo jak chcieliby samochodowi aktywiści, nie rozwiązałoby problemu. Po prostu duża część osób wybierających do tej pory komunikację zbiorową, mając możliwość komfortowego dojazdu samochodem do pracy, przesiadłaby się do samochodów. I wrócilibyśmy do punktu wyjścia. Aktywiści znów domagaliby się od władz miasta kolejnych darmowych miejsc parkingowych i przebudowy ulic, by poradzić sobie z narastającymi korkami. Musimy się zdecydować, jak chcemy aby wyglądały nasze miasta. Jest takie powiedzenie, że kierowca nie stoi w korku, tylko tworzy korek, jest jednym z jego elementów składowych. Tak samo udowodniono już dawno w różnych opracowaniach, że stałe zwiększanie liczby miejsc parkingowych w miastach prowadzi do ich jeszcze większego zakorkowania. Im więcej ułatwień dla kierowców, tym chętniej korzysta się z auta.
Często podnoszonym argumentem przeciwko rozszerzaniu stref płatnego parkowania i podwyższaniu opłat za parkowanie są miejsca pracy. Podnosi się zarzut, że płatne miejsca spowodują odpływ klientów, którzy będą woleli pojechać na zakupy do galerii handlowej, gdzie mają darmowy parking. Taki zarzut nie jest niczym nowym. Podnoszono go już 70 lat temu w Holandii, gdy usuwano miejsca parkingowe z centrum Rotterdamu. Jak pokazała rzeczywistość nic takiego się nie wydarzyło, zyski właścicieli sklepów ulokowanych przy takich ulicach wzrosły, a ludzie chętniej je odwiedzali. Za przykładem Rotterdamu poszły inne europejskie miasta. Ogólnie Holandia jest przodownikiem zmian w podejściu do liczby aut w mieście. Ostatnio pojawił się tam projekt osiedla, które zakładało jedno auto na trzy rodziny.
Samo podwyższanie opłat za parkowanie to tylko jedna strona medalu
Podwyższanie opłat powinno wiązać się z podwyższeniem komfortu korzystania z komunikacji miejskiej. Odpowiednia częstotliwość by uniknąć przeładowania, dobrze zaplanowane trasy, by móc dotrzeć w możliwie najkrótszym czasie w każde miejsce, a do tego ceny biletów skalkulowane na rozsądnym poziomie, będące realną alternatywą dla własnego samochodu. Ważne żeby równolegle rozwijać i wspierać alternatywne sposoby dojazdu do centrum takie jak rower, hulajnogi, czy taksówki. Dobrze zaprojektowana sieć połączeń komunikacyjnych wraz z rozwiniętą infrastrukturą rowerową i strefami płatnego parkowania tworzy centra miast, które każdy z nas będzie chciał odwiedzić. Czystsze, tętniące życiem, pełne gwaru uśmiechniętych ludzi, a przy tym maksymalnie wolne od dźwięku silników samochodowych.