Przymusowe pokazanie pokoju na zdalnym egzaminie, by upewnić się, że nie znajdują się tam żadne pomoce naukowe, to łamanie praw człowieka. Tak orzekł jeden z sądów w sprawie przeciwko jednemu z uniwersytetów. Sprawa dotyczy USA, ale można ją odnieść także do Polski — tego rodzaju wymogi funkcjonują powszechnie.
Pokazanie pokoju na zdalnym egzaminie
Jak czytamy na portalu „The Verge”, wymuszone pokazanie pokoju na zdalnym egzaminie, łamie czwartą poprawkę do amerykańskiej konstytucji, a więc jest nielegalne. Sprawa dotyczyła studenta chemii na stanowym uniwersytecie w Cleveland, Aarona Ogletree. Student przystąpił w 2021 roku do zdalnego testu. Został poproszony przez egzaminatora o pokazanie swojego pokoju przez kamerę internetową. Sam egzamin był nagrywany, zatem utrwalono także nagranie przedstawiające pokój Aarona.
Student uznał, że jest to bezprawne i pozwał uniwersytet. Powołał się na czwartą poprawkę do amerykańskiej konstytucji, która (po przetłumaczeniu i przeredagowaniu) stanowi, że:
Prawa do nietykalności lub nienaruszalności osobistej, mieszkania, dokumentów i mienia nie wolno naruszać prawa poprzez nieuzasadnione rewizje i zatrzymania, a nakazy w tym zakresie nie mogą być wydane bezpodstawnie. Podstawa musi być stwierdzona przysięgą lub oświadczeniem, a w nakazie określić należy w sposób szczegółowy miejsce lub przedmiot rewizji.
Uniwersytet uznał, że tego rodzaju praktyka jest powszechna, a studenci raczej nie mają z nią problemu.
Orzeczenie okazało się korzystne dla studenta. Sąd, w osobie sędziego J. Philipa Calabrese’a, uznał, że przymusowe pokazanie pokoju na zdalnym egzaminie miało charakter nieuzasadnionego przeszukania. Poczucie, że prawo zostało naruszone, sąd uznał jako rozsądne.
Praktyka jest nielegalna?
Chyba wynika to z pewnych różnic kulturowych, ale na zachodzie opór wobec technik monitorowania studentów podczas zajęć zdalnych wydaje się być o wiele większy, niż ma to miejsce w Polsce. Na omawiany wyrok, który uznany zostanie w Polsce najwyżej za ciekawostkę, entuzjastycznie zareagowały m.in. amerykańskie organizacje pozarządowe, walczące z nieuczciwymi praktykami, ingerującymi w prawa studentów.
Na obecnym etapie sprawy, władze uniwersytetu powstrzymują się już od komentarzy. Sama sprawa jest niezwykle ciekawa, bo — mimo że dotyczy amerykańskiej konstytucji — sprowadza się do pewnych wartości. W Konstytucji RP, w art. 50, także znajduje się zasada nienaruszalności mieszkania. Generalnie każda ingerencja w to prawo musi mieć oparcie w ustawie.
W zakresie omawianych praktyk wyróżnić można wiele problemów prawnych. Z jednej strony są regulacje dotyczące mieszkania, z drugiej ochrona prywatności, ale i regulacje dotyczące samego szkolnictwa wyższego. Trudno jednoznacznie odnieść się do legalności tego rodzaju praktyk. Jedno jest natomiast pewne: w polskim systemie prawnym orzeczenie, jakie wydał sędzia amerykański, jest w zasadzie niemożliwe do uzyskania. No, chyba że chodziłoby o naprawdę daleko idące i kontrowersyjne metody kontroli studentów.
Pojawiają się argumenty, że weryfikacja, czy student nie ściąga, jest konieczna, a przy tym uzasadniona. Pisałem kiedyś — jeszcze jako student — że nie da się tego na zdalnych egzaminach robić w sposób uczciwy i skuteczny, który nie uderzy w studentów. Teraz, będąc po drugiej stronie biurka, moje zdanie jest identyczne. Decydując się na formę zdalną, trzeba mieć świadomość, że wszelkiego rodzaju próby monitorowania studentów albo będą wątpliwe prawnie, albo nieskuteczne, albo stanowić będą znaczne utrudnienie dla samych studentów.