Szarzyzna, szalejąca korupcja, szalejące bezrobocie, fatalne pensje i poczucie bycia pariasami Europy. Tak wyglądała Polska poza Unią. Paradoksalnie jedyną nadzieją było wtedy to, że… wejdziemy do Unii i wszystko stanie się lepsze. Stało się, więc po co wracać?
Polska poza Unią? Wydaje się, że to ciągle dość odległa perspektywa – choć nie brak takich, co uważają, że po orzeczeniu TK Julii Przyłębskiej prawny polexit już się rozpoczął. Czy poradzilibyśmy sobie bez Wspólnoty? Zdania są podzielone. Fakt, nie jest pewne, że od razu trafimy pod skrzydła Putina czy innego dyktatora. Ale nawet jeśli nie sprawdzą się najczarniejsze scenariusze, to czy naprawdę warto rezygnować z czegoś, co jest dla nas bezsprzecznie dobre? Wrócmy do początków XXI wieku…
Polska poza Unią. Szaro, buro i 20 proc. bezrobocia
W 2000 roku, a więc na cztery lata przed akcesją, zaczynałem liceum. Współczesna ścieżka kariery (studia, praca, kredyt) wydawała się wówczas marzeniem ściętej głowy. Bezrobocie nieraz przebijało 20 proc. i zdobycie dobrego etatu bez znajomości graniczyło z cudem. Ze znajomościami zresztą też łatwo nie było.
To był nieciekawy czas. Wszędzie było szaro, biednie, pesymistycznie. Rolnicy do tego stale blokowali drogi, bo byli w jeszcze gorszej sytuacji niż miastowi. I naprawdę nie da się porównać dzisiejszych protestów Kołodziejczaka do tych Leppera.
Każdy wyjazd na Zachód był szokiem kulturowym. Tam – czysto, schludnie, zadowoleni ludzie w kawiarnianych ogródkach. U nas – szare bloki z wielkiej płyty, sfrustrowani ludzie, rozwalające się samochody (wtedy wciąż na drogach królowały Maluchy!). Kawiarni nie było niemal wcale, w większości miast „wyjście gdzieś” oznaczało odwiedzenie lokalnej mordowni.
Inna sprawa, że wyjazd nie był tak łatwy. Trzeba było przechodzić kontrole paszportowe, co nieraz oznaczało wielogodzinne wyczekiwanie na granicach.
Nie miejmy złudzeń – sukces Polski osiągnęliśmy dzięki Unii
Od naszego wstąpienia do UE minęło już sporo czasu, więc zaczęliśmy zapominać, ile jej zawdzięczamy. Czołowi politycy i urzędnicy jak Mateusz Morawiecki czy Adam Glapiński sugerują, że nasz gigantyczny rozwój gospodarczy w ostatnich latach zawdzięczamy tylko sobie (i geniuszowi szefostwa PiS oczywiście).
Tyle że to bzduda – nie bylibyśmy w tym miejscu, gdyby nie szeroko otwarty rynek europejski, unijne fundusze, otwarte granice czy możliwość łatwego zatrudnienia w innych krajach. Oczywiście Unii zawdzięczamy znacznie więcej. To, że mamy tyle zagranicznych inwestycji wiążę się wprost z tym, że jesteśmy częścią wielkiego, unijnego rynku.
Jeśli ktoś naprawdę chcę, żebyśmy wrócili do 2000 roku, to oznacza, że zupełnie nie pamięta tych czasów. No, chyba że marzy mu się po prostu Polska szara i zaściankowa.