Nie tylko szeregowi pracownicy skorzystają na obowiązującym od dziś, a oczekiwanym od 15 (!) lat rozwiązaniu. Również posłowie zarobią na kilometrówkach, których stawki właśnie znacząco wzrosły. To, co było zamrożone przez długie lata, trzeba było w końcu rozmrozić, bo czasy drożyzny sprawiły, że dotychczasowe stawki były kompletnie oderwane od rzeczywistości.
Posłowie zarobią na kilometrówkach
Ostatni raz zmiany w tej materii miały miejsce w… 2007 roku. Potem temat zwrotu kosztów używania prywatnego auta do celów służbowych utknął w martwym punkcie. Po części rzecz jasna dlatego, że nie mieliśmy do czynienia z tak gwałtownymi wzrostami cen paliw. Ale 2022 rok przyniósł w tej kwestii spore zmiany. Co prawda benzyna dziś nie kosztuje tak dużo jak na przykład w kwietniu, ale do stanu cen sprzed wybuchu wojny zapewne długo jeszcze nie wrócimy. Do tego dochodzą znacznie wyższe koszty eksploatacji i naprawy pojazdów. To wszystko sprawiło, że stawki za kilometrówkę w 2023 roku wzrosły, i to znacznie.
Dla posiadaczy aut o pojemności skokowej silnika do 900 cm3 nowa stawka to 0,89 złotych za kilometr. Oznacza to wzrost o ponad 70%! Właściciele aut z mocniejszymi silnikami mogą liczyć nawet na 1,15 zł za kilometr, a ci poruszający się motocyklami mają od 17 stycznia stawkę wyższą o… około 200 procent! Kto na tym skorzysta? Oczywiście tysiące pracowników polskich firm, którzy wreszcie będą mogli faktycznie liczyć na rekompensatę poniesionych na podróże służbowe kosztów. Ale jest też pewna grupa, o której nie powinniśmy zapomnieć…
Z wyższych stawek cieszą się posłowie
Chodzi oczywiście o polskich parlamentarzystów. Choć mają oni zapewnione darmowe przejazdy koleją i liniami lotniczymi, to wielu z nich bardzo chętnie korzysta ze swoich aut prywatnych i późniejszego rozliczania tych przejazdów poprzez kilometrówki. „Fakt” wyliczył, opierając się na danych z Kancelarii Senatu, że dla parlamentarzysty obowiązujące od dzisiaj zmiany oznaczają prawo do zwrotu za paliwo i eksploatację w wysokości nawet 4025 złotych miesięcznie! To oznacza wzrost o 1100 zł (zwrot obejmuje 3500 przejechanych kilometrów).
O polskich posłach i ich kilometrówkach wielokrotnie pisały już media. „Super Express” opisał historię ówczesnego posła Kukiz`15 Adama Andruszkiewicza, który – nie mając ani auta, ani prawa jazdy – pobrał w latach 2016-2018 blisko 90 tysięcy złotych kilometrówek. Po kilka tysięcy zainkasowali też, również nie korzystający z własnych aut, politycy PiS Krystyna Pawłowicz czy Krzysztof Tchórzewski. Być może pamiętacie też słynne trio z Adamem Hoffmanem na czele. Politycy pobrali kilometrówki podczas podróży do Hiszpanii, którą jednak odbyli… samolotem. I to tanich linii. W których w dodatku zachowywali się, cóż, swawolnie.
Z całą pewnością zatem obowiązujące od dziś nowe stawki radują polskich parlamentarzystów. I to nie tylko tych, którzy faktycznie dużo jeżdżą, bo lubią pracować w terenie. Nie ma jednak wyjścia – jeśli podwyższamy coś wszystkim, to również tym, którzy cwaniakują i próbują wyciągnąć ile się da. Z wyższą dietą na podróż służbową jest podobnie. Potrzebowali jej wszyscy, a skorzystają z niej również ci, którzy spokojnie by sobie bez niej poradzili.