Franz Kafka zasłynął przede wszystkim jako autor „Procesu”. Wiele lat po jego śmierci jego jak najbardziej materialna spuścizna stała się przedmiotem kolejnego skomplikowanego postępowania przed sądem. A wszystko dlatego, że dawno temu spadkobierca pisarza zignorował jego wolę. Proces Kafki w 2019 r. okazuje się równie skomplikowany, co ten opisany na kartach jego powieści.
Proces Kafki w 2019 r. się skończył, a jego praprzyczyną było zignorowanie ostatniej woli pisarza przez jego przyjaciela i spadkobiercę
Jak podaje The Guardian, przedmiotem sporu sądowego toczonego pomiędzy państwem Izrael a spadkobiercami był depozyt mogący zawierać nieopublikowane do tej pory dzieła Franza Kafki. Mogą, bo tak naprawdę nikt nie wie, co znajduje się w depozycie. Za słowem „spadkobiercy” nie kryją się bynajmniej bliscy samego pisarza. W 1924 r. Kafka zmarł na gruźlicę. Zgodnie z jego ostatnią wolą, jego wieloletni przyjaciel, Max Brod miał spalić jego zapiski bez ich czytania. Tyle tylko, że postanowił tego nie robić – za co światowa literatura jest Brodowi winna wdzięczność. Wśród przeznaczonych do spalenia dzieł znajdował się chociażby „Proces”, który mało znanego pisarza uczynił sławnym. Nie sposób również potępić tego spadkobiercy – chciał w końcu, by twórczość jego przyjaciela nie przepadła razem z nim.
Nie wszystko jednak zostało do tej pory opublikowane do śmierci Broda. Zgodnie z jego ostatnią wolą, pozostałe zapiski Kafki miały zostać przekazane uczelniom. Niestety, wykonanie tego polecenia pozostawił swojej sekretarce, Esther Hoffe. Ta postanowiła zachować dokumenty dla siebie, część z nich sprzedając i wzbogacając się przy tym znacząco. W 2008 r. także i Hoffe umarła tym, razem nie zostawiając po sobie jakichś szczególnych dyspozycji co do postępowania z masą spadkową. Naturalnymi spadkobiercami stały się jej córki, Eva i Ruth, które postanowiły sprzedać rękopisy. Tutaj na scenę wkroczył Izrael.
Powaga rzeczy osądzonych i prawo własności przegrywa z interesem narodowym, przynajmniej w Izraelu
Państwo żydowskie stwierdziło, że skoro Kafka był Żydem, to może przejąć depozyty i przekazać ich zawartość do izraelskiej biblioteki narodowej. W końcu dzieła Kafki stanowią część żydowskiego dziedzictwa narodowego. Oczywiście, córki Hoffe z taką decyzją się nie zgodziły. Twierdziły, że mają prawo do spadku po Kafce, gdyż Max Brode był dla nich niczym rodzony ojciec. Prawnicy sióstr przekonywali, że odziedziczyły depozyt z dziełami Kafki zgodnie z prawem. Postępowanie ze strony Izraela określili przy tym jako „haniebne” i „pierwszej klasy rabunek”. Jak się łatwo domyślić, droga sądowa w tym państwie nie potoczyła się po myśli spadkobierczyń.
Manuskrypty Kafki znajdujące się w izraelskich bankach oraz w ich apartamencie w Tel Awiwie zostały, zgodnie z decyzją tamtejszego Sądu Najwyższego, znacjonalizowane. Pozostał depozyt w, zdawałoby się, bezpiecznym szwajcarskim banku. Proces przeniósł się do Zurychu. Teraz tamtejszy sąd zdecydował, że depozyt może zostać otwarty a jego zawartość przetransportowana do Izraela, do tamtejszej biblioteki narodowej. Tym samym współczesny proces Kafki w 2019 r. się zakończył, po trzech latach zmagań sądowych w Szwajcarii. Co może być w środku depozytu? Właściwie, nie bardzo wiadomo. Na tym zresztą polegała największa trudność w przeprowadzeniu procesu. Uczeni spodziewają się znaleźć w środku zakończenia utworów opublikowanych po śmierci Kafki.
Czeski pisarz piszący po niemiecku pochodzenia żydowskiego, zmarły w Austrii – do kogo należy prawo do twórczości Kafki?
Co ciekawe, o archiwum po Kafce starało Narodowe Archiwum Literatury w niemieckim Marbach. Ta instytucja twierdziła, że skoro Franz Kafka pisał w języku niemieckim, to jego twórczość stanowi fragment narodowej spuścizny, tyle że Niemców. Warto pamiętać, że Kafka większość życia spędził w Pradze, zmarł zaś w Kierling koło Wiednia. Jak widać, sytuacja stopniem skomplikowania przypominała pretensje rozmaitych pretendentów do Żelaznego Tronu w „Grze o Tron”.
Co więcej, samej Esther Hoffe już w 1973 r. wytoczono powództwo w dokładnie tej samej sprawie. Sąd w Tel-Awiwie uznał jednak wówczas, że ostatnia wola Maxa Broda pozwala jej dysponować odziedziczonym majątkiem według jej woli. Trzeba przyznać, że także inne państwa są żywo zainteresowane problemem rozmaitych dzieł sztuki znajdujących się w prywatnych rękach. Najczęściej powoduje to konflikt pomiędzy prawem własności a możliwością korzystania przez społeczeństwa z . Co do zasady jednak wywłaszczenia stanowią wyjątek. Polski rząd jakiś czas temu postanowił wykupić kolekcję dzieł sztuki należących do rodziny Czartoryskich, w tym słynny obraz „Dama z Gronostajem” Leonarda da Vinci, za 100 milionów euro. Wszystko po to, by nie została ona sprzedana prywatnym kolekcjonerom i rozparcelowana po całym świecie.