Bardziej progresywne podatki to coś, czego zdaniem szeroko rozumianej lewicy oraz ekspertów MFW potrzebuje. Czy jednak aby na pewno? Z fiskalnego punktu widzenia podatki dochodowe i tak są mało istotne. Walka z faktyczną degresywnością systemu to jeszcze nie to samo, co zwiększanie progresji. Jest przy tym dość istotny wyjątek: karne podatki służące ograniczeniu szczególnie szkodliwych społecznie pomysłów.
W naszym kraju nie ma jakiegoś przesadnego rozwarstwienia społecznego, które miałaby zwalczać progresja podatkowa
Od dłuższego czasu możemy usłyszeć nawoływania, że Polska powinna zwiększyć progresję podatkową. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o przedstawicieli lewej strony sceny politycznej. Kwestia ta znalazła się także wśród niedawnych rekomendacji Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Można by pomyśleć, że coś rzeczywiście jest na rzeczy. Mamy przecież tylko dwa progi podatkowe, z czego ten drugi według szacunków Ministerstwa Finansów przekroczy w tym roku raptem 5 proc. podatników. Mamy również de facto trzeci próg w postaci przekombinowanej daniny solidarnościowej naliczanej od dochodów powyżej 1 miliona złotych. Płaci ją ok. 40 tysięcy podatników. W przypadku dochodów osób prawnych obowiązuje podatek liniowy 19 proc. Praktycznie ten sam, który przedsiębiorcy mogą wybrać jako formę opodatkowania dochodów ze swojej firmy. Jest więc całkiem sporo miejsca, by zwiększyć progresję.
Czemu jednak mielibyśmy to zrobić? Pierwszy problem jest taki, że progresja podatkowa w Polsce obejmuje naprawdę mało osób. Możemy powymyślać całe mnóstwo dodatkowych „wyższych” progów w podatku PIT, ale nie wpłynie to jakoś bardzo na zmniejszenie nierówności społecznych. Warto wspomnieć, że nasz kraj pod tym względem akurat nie wyróżnia się jakąś rażącą niesprawiedliwością. Dla niektórych będzie to spore zaskoczenie, ale według danych Eurostatu za 2022 r. mamy jedne z najniższych nierówności dochodowych spośród państw Unii Europejskiej. Polska jest porównywalna z Belgią, Holandią czy szczególnie cenionymi na lewicy państwami skandynawskimi.
Nie ma się co łudzić, że bardziej progresywne podatki przyniosą Polsce jakiś ogromny zastrzyk pieniędzy. Wszystko dlatego, że w strukturze przychodów państwa podatki dochodowe wcale nie są takie ważne. VAT zawsze bije na głowę wszystkie pozostałe daniny. Podatek PIT zazwyczaj wypada nieco gorzej od akcyzy. CIT pozostaje daleko w tyle. Nawet jeśli pokusilibyśmy się o wprowadzenie dodatkowych progów podatkowych pomiędzy pierwszym a drugim, to osiągniemy niewiele. Zakładając optymistycznie, że nie znajdą się politycy gotowi zirytować dużą część społeczeństwa takim „dokręcaniem śruby” klasie średniej.
Progresywne podatki nadają się do zadań specjalnych, ale nie na filar systemu podatkowego w Polsce
Skoro bardziej progresywne podatki nie przyniosłyby Polsce jakichś wielkich korzyści, to nie ma powodu, by forsować zmiany w tym kierunku. Równocześnie warto jednak pracować nad tym, by rozwarstwienie społeczne pozostało w naszym kraju relatywnie niskie. Mam na myśli walkę z faktyczną degresywnością niektórych podatków. Nie może być tak, że osoba mniej zamożna oddaje w różnego rodzaju składkach i daninach mniejszy procent swoich dochodów niż ta, która zarabia dużo więcej.
Mnożenie progów podatkowych ponad potrzeby nie rozwiąże nawet tego problemu. W tym przypadku kluczowym elementem wydaje się uszczelnianie systemu podatkowego oraz eliminowanie wszelkiego rodzaju luk sprzyjających agresywnej optymalizacji. Im prostszy i bardziej przejrzysty system podatkowy, tym mniej będzie sposobów na znalezienie sprytnego sposobu, by wymigać się od zapłaty.
Na problem trzeba jednak spoglądać całościowo. Dobrym przykładem jest tutaj składka zdrowotna przedsiębiorców, która będzie zauważalnie niższa od tej płaconej przez etatowców. Teoretycznie jest to właśnie ta szkodliwa degresja w pełnej krasie. Pominęlibyśmy jednak w ten sposób dodatkowe koszty ponoszone przez właścicieli firm związane z ubezpieczeniem społecznym zatrudnianych pracowników.
Nie bez znaczenia jest także zwalczanie zjawisk w postaci wyprowadzania opodatkowania poza granice naszego kraju. Już od dawna rodzimi przedsiębiorcy śmieją się przez łzy, że podatek CIT w Polsce tak naprawdę jest dobrowolny dla podmiotów ponadnarodowych. Niektórzy z nich sami przenoszą swoje firmy do rajów podatkowych w rodzaju Cypru.
Jest także jeden aspekt systemu, w którym większa progresja podatkowa byłaby zjawiskiem pożądanym. Jedną z wielu funkcji danin na rzecz państwa jest zachęcanie obywateli do pożądanych zachowań poprzez ulgi i zniechęcanie ich poprzez wyższe stawki. Mamy tymczasem problem z inwestycjami spekulacyjnymi na rynku nieruchomości.
Jednym z postulowanych od lat rozwiązań byłoby wprowadzenie progresywnego podatku katastralnego, ale jedynie od któregoś posiadanego przez daną osobę mieszkania. Opodatkowanie wartości nieruchomości ma niszczycielski wpływ na portfel jej właściciela. Tym samym pojawiłaby się presja na wynajmowanie albo najlepiej sprzedawanie takich mieszkań, zamiast trzymania ich pustych albo traktowania niczym BitCoiny. Bardziej progresywne podatki w Polsce mają właśnie takie zastosowanie: jako współczesna forma PRL-owskiego domiaru.