Projekt Strategii Demograficznej 2040 jest już dostępny i można się z nim zapoznać. Oprócz całkiem rozsądnych założeń i postulatów znajdziemy w nim niestety także tęsknotę za wizją świata minionych dekad. Rządzący chcą więc ograniczać liczbę cesarskich cięć i rozwodów, a także promować na wszystkie sposoby tzw. tradycyjny obraz rodziny.
Sama Strategia Demograficzna 2040 to krok w dobrym kierunku. Byłaby jeszcze lepsza bez ideologicznego skrzywienia
Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o założeniach Strategii Demograficznej 2040. Pomijając zwyczajową dla obecnych władz naszego kraju fiksację na punkcie rodziny, stanowiły dość trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Rządzący dostrzegli wreszcie, że nie wystarczy rzucać w młodych rodziców pieniędzmi, by skutecznie walczyć z zapaścią demograficzną.
Stąd właśnie duży nacisk na zwalczanie problemów strukturalnych na rynku pracy i rynku nieruchomości. Warto tutaj wspomnieć chociażby o programie mieszkania bez wkładu własnego, teraz poszerzonego także o zwiększenie metrażu. Do tego dochodziły projekty zmian w prawie pracy mające zapewnić rodzicom stabilność zatrudnienia, oraz możliwość zajmowania się dzieckiem.
Zdroworozsądkowa zmiana nastawienia rządzących do problemów natury demograficznej zasługuje na pochwałę a krytykowanie całej strategii z powodu skrzywienia ideologicznego jej elementów byłoby posunięciem niesprawiedliwym. Tym niemniej to skrzywienie cały czas w niej jest. Taki stan rzeczy potwierdza niestety opublikowany niedawno projekt Strategii Demograficznej 2040. Ot, przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu.
Autorzy projektu wprost nie mogli się powstrzymać przed położeniem w niektórych miejscach bardzo silnego nacisku na tradycyjne wyobrażenie o rodzinie i rodzicielstwie. To samo w sobie może i nie byłoby niczym złym, gdyby nie świadczyło o pewnym oderwaniu od współczesności. Niektóre postulaty ocierają się wręcz o absurd.
Strategia Demograficzna 2040 za jeden z celów stawia sobie zmniejszenie liczby cesarskich cięć
Nie powinno właściwie nikogo dziwić, że projekt strategii demograficznej za jeden z problemów, nad którymi warto się pochylić, uznaje rozwody. Siłą rzeczy rozpad rodziny ma negatywny wpływ na jej członków. Autorzy projektu przekonują, że
Brakuje informacji o sposobach wczesnego przeciwdziałania powstawaniu napięć w rodzinie. Brakuje też informacji o konsekwencjach rozpadu rodziny dla rodziców i dzieci oraz dostatecznie upowszechnionych działań naprawczych, które mogą doprowadzić do przywrócenia właściwego funkcjonowania więzi w związku.
Stąd bardzo silny nacisk na wszelkiej maści programy terapeutyczne, czy mediacyjne. W założeniach strategii demograficznej znajdziemy chęć ograniczenia liczby rozwodów. Być może jest to rozsądny kierunek wsparcia państwa sam w sobie. Zwłaszcza przy szerszym założeniu wspierania rodziny. Pytanie jednak: w jaki sposób mniejszy odsetek rozwodów miałby się przysłużyć zwiększeniu dzietności w Polsce?
Kolejny postulat, jaki zawiera projekt strategii demograficznej, to absurd w czystej postaci. Jego autorzy chcieliby bowiem zmniejszenia liczby cesarskich cięć i w ogóle unikania zbędnych procedur medycznych przy porodzie. Pamiętajmy, że w Polsce opieka okołoporodowa cierpi na bolączkę zmuszania pacjentek do rodzenia w naturalny sposób przy jednoczesnym braku woli do zajęcia się odczuwanym przez kobietę bólem.
Aż zaskakujące, że autorzy projektu dość trafnie diagnozują istotę problemu i jego wpływ na dzietność.
Trzecim obszarem istotnym dla potencjału prokreacyjnego populacji mają wreszcie usługi zdrowotne wpływające na doświadczenia rodziców z porodów wcześniejszych dzieci, które w przypadku, gdy wypadają negatywnie, mogą zniechęcać do kolejnych urodzeń.
Niektórzy nie mogą pojąć, że trudny poród bez znieczulenia to żadna chluba i marna zachęta do dalszego rodzicielstwa.
Jeśliby ktoś się zastanawiał: o „bezbożnym” in vitro w projekcie nie znajdziemy ani słowa. Warto jednak odnotować diagnozę, że
W Polsce zapewnienie opieki nad niepłodną parą polegające na wspomaganiu diagnostyki i leczeniu, tak by doprowadzić do naturalnego poczęcia dzieci, jest stosowane stosunkowo rzadko.
Pozostaje mieć nadzieję, że nie chodzi o nieskuteczną naprotechnologię promowaną swego czasu przez rządzących.
Projekt strategii demograficznej miejscami zawiera ciche wzdychanie za „starymi, dobrymi czasami” – z których jednak dzietności nie będzie
Wreszcie, projekt strategii demograficznej zawiera kluczową i dość rozległą część skupiającą się na utyskiwaniu na współczesność.
Słabną relacje dzieci z rodzicami, często pod wpływem migracji dorosłych dzieci do miast akademickich i za granicę. Słabną też zdolności dzieci i młodzieży do wchodzenia w relacje w świecie realnym, często w wyniku nadmiernego spędzania czasu w świecie wirtualnym, braku rodzeństwa i zmniejszenia ilości czasu na socjalizujące gry i zabawy w grupie rówieśniczej w czasie pozaszkolnym.
Właściwie to prawda.
Problem w tym, że nawet trafna diagnoza brzmi trochę jak wzdychanie starszych pokoleń za minionymi czasami. Kiedyś to „były czasy”. Młodzież bawiła się na powietrzu całe dnie, nie było komputerów. Chyba każdy z nas słyszał takie wywody, być może część z nas zdobywała się na taką obserwację współczesnego świata. Tyle tylko, że możliwości odwrócenia zmian kulturowych są raczej niewielkie. Wszelkiej maści próby wpływania na społeczeństwo przypominają raczej próby zawrócenia Wisły kijem.
Co nie znaczy, że autorzy projektu nie chcą spróbować. Zarzucają na przykład mediom i kulturze promowanie konsumpcyjnego, wielkomiejskiego stylu życia, przygodnych relacji i łatwych rozwodów. Ta równocześnie miałaby odpowiadać za to, że przedstawiają „mężczyzn i ojców oraz rodzin wielodzietnych, a zwłaszcza matki tych rodzin” w sposób negatywny. Kolejnym problemem wskazanym w projekcie jest to, że młodzi ludzie opóźniają formalizację związków, albo wręcz zupełnie rezygnują z zawierania małżeństw.
W Polsce pod względem kulturowym nie dzieje się właściwie nic nadzwyczajnego. Wskazane w projekcie „problemy” są właściwie czymś normalnym w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich. Co więcej: z samego tylko małżeństwa, czy hołdowania tradycyjnym wartościom, dzieci nie będzie. Strategia demograficzna dla Polski powinna uwzględniać zmiany społeczne i kulturalne jako swego rodzaju stałą. Bo jak przekonać młode pokolenia do czegoś, co coraz śmielej odrzucają?