Dodatkowe 420 euro do pensji za mycie rąk. Kolejne 600 za punktualne przychodzenie do pracy. I jeszcze 120 euro za korzystanie z … bezpłatnej zakładowej stołówki. Myślicie, że to pracowniczy raj? Nie, to przepis na grecką tragedię.
Przepis na grecką tragedię
O tej porze roku zwykle o Grecji mówimy w kontekście planów wakacyjny. Ewentualnie trudnych do ugaszenia pożarów. Od czasu do czas w odniesieniu do polityki rządu pojawiają się ostrzeżenia, że Polska może stać się „drugą Grecją”.
„W 1950-73 Grecja była liderem wzrostu gospodarczego Europy. Potem A. Papandreu, lider socjalistów, wprowadził w Grecji agresywny populizm i inne partie zaczęły grać na tym polu. W efekcie Grecja stała się symbolem antyrozwojowej polityki. Czy PiS zatruje Polskę populizmem” pytał niedawno na Twitterze prof. Leszek Balcerowicz.
Cóż takiego nawywijał przywołany Andreas Papandreu? Jego sposobem na zdobycie i utrzymanie władzy było rozdawnictwo. Kupował tym skutecznie wyborców, a do tego wirusem populizmu zaraził innych polityków. Rozbudował sektor publiczny i zwiększał udział państwa w gospodarce. Państwo stało się wymarzonym pracodawcą. Nie dość, że płaciło lepiej niż sektor prywatny, to jeszcze wynagradzało dosłownie za nic. Lista dodatków, które mógł otrzymać pracownik budżetówki jest tak długa, że można by im poświęcić cały tekst. Wspomnę jeszcze o 870 euro miesięcznie za wysyłanie faksów czy 50 proc. dodatku do pensji za ciągłość pracy u jednego pracodawcy, wypłacanego już po 10 miesiącach zatrudnienia. Do tego 13 i 14 pensja na Wielkanoc i Boże Narodzenie. No i szybka emerytura.
„Ponad 90 proc. Greków przechodzi na emeryturę zanim osiągnie oficjalny wiek emerytalny. Właściwie wszyscy, od urzędników, którzy przechodzą na emeryturę w wieku 45 lat. Do fryzjerek, które nabywają to uprawnienie w wieku 50 „z powodu niebezpiecznych warunków pracy”, korzystają z ulg i różnego rodzaju zasiłków czy dopłat” pisał w szczycie greckiego kryzysu Zilvinas Silenas, prezes Lithuanian Free Market Institute, w tekście, którego tłumaczenie zamieścił blogobywatelskiegorozwoju.pl.
Artykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.
Pożyczka za pożyczką
Zastanawiacie się skąd rząd w Atenach miał na to pieniądze? Pożyczał je. Trochę się zrobiło niesympatycznie, gdy Grecja chciała wejść do strefy euro i okazało się, że jej gospodarka nie spełnia warunków. Szybka podwyżka stóp procentowych czy zawieszenie podnoszenia płac w połączeniu z kreatywną księgowością i wyssanymi z palca statystykami, sprawiły że w 2002 Grecja przyjęła euro. Jeśli wcześniej, w postaci kredytów, płynęła do Grecji rzeka pieniędzy, to teraz zamieniła się w morze. Przystąpienie do strefy euro podniosło prestiż i wiarygodność kraju. Sami Grecy zadłużali się równie chętnie, jak ich rząd. Do tego robili co mogli, by wyciągnąć, ile się da z dopłat unijnych. Zdarzało się „sadzenie” atrap drzewek oliwnych, które można było przenosić w inne rejony, by na zdjęciach lotniczych było widać, że dotacje zostały prawidłowo wykorzystane. Pensje rosły. W latach 2004-2010 wzrosły o 45 proc., a PKB o 24 proc. Do tego Grecy, jak ognia unikali płacenia podatków. Nieudolna administracja i korupcja pogłębiały degenerację państwa.
Grecja w jednej lidze z Nikaraguą
Kres tej radosnej egzystencji przyniósł kryzys finansowy, który rozpoczął upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers w 2008 roku. Wyszło fałszowanie danych. Obsługa długu podrożała. Zaczęły się ciężkie czasy. Grecy mieli zwrócić MFW 1,6 mld euro (była to tylko skromna część ich zadłużenia), ale nie byli w stanie tego zrobić. Skorzystali z możliwości odroczenia spłaty. Wcześnie zdobyły się na to tylko Nikaragua i Gujana. Grecja została odcięta od kasy. Musiała obniżać budżetówce pensje, a także emerytury. Poprosiła MFW, KE, EBC o pomoc. Wierzyciele na przestrzeni kilku lat uruchomili trzy programy pomocowe, na ponad 300 mld euro. Grecy burzyli się przeciwko drastycznemu zaciskani pasa. Na ulicach protestowały tysiące ludzi. Bezrobocie sięgnęło 27 proc. Rząd wprowadził wymuszone przez wierzycieli zmiany.
Ciężko wyjść z pętli długu
Uzgodnienia były bardzo burzliwe. Dr hab. Tomasz Kubin w artykule „Zagraniczna pomoc finansowa i reformy gospodarcze w Grecji w walce z kryzysem oraz ich rezultaty” w wydawnictwie PTE, pisze że reformy były zakrojone na niezwykle szeroką skalę. Miały, przede wszystkim, zredukować wydatki publiczne. Zapewnić wzrost dochodów budżetu i poprawić konkurencyjność greckiej gospodarki. Jednak dług publiczny jest ciągle bardzo duży. W tym roku będzie to prawdopodobnie 195 proc. PKB, podczas, gdy w krytycznym 2015 roku było to 175,9 proc.
Swój udział ma w tym też pandemia i wojna w Ukrainie. Jednak cytowana przez dr. Kubina diagnoza postawiona kilka lat temu przez Hansa-Wernera Sinna, który oceniał, że najważniejszy problem Grecji czyli zadłużenie publiczne, pozostaje zaledwie ,,zamrożony”, a nie rozwiązany pozostaje nadal aktualna. Jego zdaniem pomoc finansowa ,,niczego nie rozwiązała, lecz przeciwnie, spowolniła odzyskiwanie konkurencyjności przez grecką gospodarkę. (…) Pieniądze, które dostała Grecja, były wykorzystane nie do zreformowania gospodarki, ale do utrzymania status quo”.
Kto jest temu winny?
Co do tego, że Grecy sami byli winni sytuacji, w której się znaleźli, ekonomiści są zgodni. Różnice pojawiają się w ocenie czy była to główna przyczyna, a programy pomocowe stały się „gwoździem do trumny”. Czy też może lekarstwo zastosowane przez MFW, UE i EBC było gorsze od choroby?
„Przyczyny greckiego kryzysu są bardziej złożone, niż to się wydaje różnym komentatorom. Za kłopoty Grecji nie odpowiada ani neoliberalna polityka międzynarodowej finansjery, ani rzekome nieróbstwo i unikanie podatków przez rozleniwionych południowców. Przyczyna jest jedna i ta sama: niezrozumienie praw ekonomii. (…) Dobrobytu nie można zbudować poprzez zadłużanie się i wydatki socjalne, lecz poprzez pracę i inwestycje. Tylko zdecydowane reformy są w stanie przywrócić równowagę budżetową i zaufanie rynków finansowych. Dostęp do taniego finansowania zewnętrznego osłabia motywację do reformowania gospodarki. Podnoszenie podatków podczas recesji nie pomaga w jej przezwyciężeniu, lecz ją jeszcze pogłębia” pisze Arkadiusz Sieroń na stronie Instytutu Misesa.
Wysoka inflacja, niewielka, ale jednak podwyżka stóp przez EBC i duże, przekraczające 12 proc. bezrobocie, a do tego niepewność spowodowana wojną w Ukrainie sprawiają, że Grecy, którzy trochę odetchnęli przed Covidem znów boją się powrotu kryzysu. Przypadek ich kraju pokazuje, jak ciężkie jest uzdrawianie gospodarki i jakie są konsekwencje nieodpowiedzialnego wydawania pieniędzy podatników i nadmiernego zadłużania, bo to było grzechem pierworodnym greckich problemów. I w tym tylko można dopatrzyć się podobieństw z naszym krajem. Grecja była pierwszym państwem zachodu, które przegoniliśmy pod względem wielkości dochodu narodowego na głowę. Obyśmy się nie zamienili miejscami w tym rankingu.