Wprowadzone w Tarczy Antykryzysowej 4.0 przepisy antyprzejęciowe mają zabezpieczyć polskie przedsiębiorstwa przed wykupieniem przez podmioty spoza Unii Europejskej. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zyskał nowe uprawnienia pozwalające blokować transakcje zagrażające interesom gospodarczym naszego kraju. Weszły w życie 24 lipca.
Nowe przepisy antyprzejęciowe w praktyce wymierzone są niemalże wprost w Chiny i Rosję
Epidemia koronawirusa i towarzysząca jej recesja to spore wyzwania dla polskiej gospodarki. Problemy jednych podmiotów to potencjalnie okazja dla drugich. Teoretycznie osłabione polskie firmy, w szczególności te o strategicznym znaczeniu dla gospodarki, mogłyby zechcieć wykupić przedsiębiorstwa z innych państw. Teoretycznie kapitał może nie mieć narodowości, jednak jego właściciele to zupełnie osobna kwestia.
Rządzący poważnie obawiają się takiej ewentualności. Dlatego właśnie Tarcza Antykryzysowa 4.0 zawiera przepisy antyprzejęciowe, które w praktyce mają uniemożliwić podmiotom z Chin i Rosji uzyskanie wiodącej pozycji na rynku polskim za pomocą przejęć. Zgodę na dokonanie takich szczególnych transakcji będzie udzielać prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta.
Dlaczego akurat Chin i Rosji? Przepisy antyprzejęciowe nie obejmują podmiotów z państw Unii Europejskiej, Europejskiego Obszaru Gospodarczego i zrzeszonych w OECD. Ustawa nie obejmuje więc chociażby USA, Izraela, Wielkiej Brytanii, Japonii, Szwajcarii czy Korei Południowej. Któż więc zostaje?
Trzeba przy tym przyznać, że Chiny od dłuższego czasu wykorzystują swój kapitał do uzyskiwania wpływów w poszczególnych państwach. Tamtejsze inwestycje w Afryce czy krajach azjatyckich nie bez powodu określane bywają jako ich „kolonizacja”. Podobnie postępuje Rosja, choć głównie wykorzystując swoje zaplecze surowcowe jako jedno z narzędzi uprawiania polityki.
Nie jest to bynajmniej przejaw jakiegoś polskiego antyrosyjskiego skrzywienia. Z takiego samego założenia wychodzą chociażby sankcje USA na Nord Stream 2. Posunięcie polskiego rządu może i jest przejawem protekcjonizmu, jednak z całą pewnością opartego o racjonalne przesłanki.
Tarcza antykryzysowa 4.0 zabezpiecza przed przejęciem także firmy zajmujące się produkcją i przetwarzają żywność
Przepisy antyprzejęciowe do tej pory opierały się o zamknięty katalog konkretnych spółek podlegających ochronie. Takie, jak podaje Gazeta Wyborcza, rozwiązanie zastąpiło dość ogólne kryterium. Ochrona obejmie wszystkie spółki publiczne, których przychód ze sprzedaży towarów i usług w Polsce przekroczył równowartość 10 mln euro w którymkolwiek z dwóch lat obrotowych poprzedzających zgłoszenie. Co więcej, do przychodu nie wlicza się eksportu towarów i usług.
Kolejną kategorią podmiotów chronionych przez przepisy antyprzejęciowe są te zarządzające mieniem szczególnie istotnym z punktu widzenia interesów państwa, bądź prowadzące określony rodzaj działalność. Ustawodawca przewidział ochronę nie tylko firm energetycznych, farmaceutycznych, rozmaitych sieci przesyłowych, czy sektora finansowego. Ustawodawca postanowił zabezpieczyć przed przejęciem także producentów oprogramowania i przetwórców żywności.
Tarcza Antykryzysowa 4.0 wymaga zgłoszenia do UOKiK każdej takiej transakcji, w której nabywca uzyskuje przynajmniej 20 proc. przedsiębiorstwa. Dotyczy to zarówno akcji i udziałów spółek kapitałowych, jak i wkładu w spółki osobowe. Takiego zgłoszenia musi dokonać inwestor.
Warto pamiętać, że niezgłoszenie transakcji w świetle nowych przepisów stanowi przestępstwo zagrożone karą nawet pięciu lat pozbawienia wolności. Dodatkowo w grę wchodzi kara pieniężna sięgająca 50 milionów złotych. Na odpowiedzialność w takim przypadku narażony jest nie tylko inwestor, ale także osoby zasiadające w organach przejmowanych podmiotów.
Zaostrzone przepisy antyprzejęciowe ładnie wpisują się w rządową koncepcję repolonizacji gospodarki
Prezes UOKiK ma 30 dni na zbadanie danego zakupu pod kątem jego znaczenia dla bezpieczeństwa państwa. Termin ten może ulec wydłużeniu, jeśli interes społeczny wymaga przeprowadzenia dłuższej kontroli. Warto pamiętać, że UOKiK ma możliwość wszczynania postępowania z urzędu, jeśli nabierze podejrzeń co do rzeczywistego charakteru transakcji. Na przykład gdy zachodzi podejrzenie, że jedna ze stron transakcji jest niejako „firmą-słupem” podmiotu z Chin czy Rosji.
Rozszerzone przepisy antyprzejęciowe weszły w życie 24 lipca i mają obowiązywać przez dwa lata. Nie jest przy tym niemożliwe, że okres ten ulegnie wydłużeniu. Jakby nie patrzeć, są to rozwiązania godzące w swobodę zawierania transakcji, jednak wpisujące się w deklaracje polityków partii rządzącej odnośnie dążeń do repolonizacji. Nie po w końcu to rządzący chcą, by polskie przedsiębiorstwa należały do polskiego kapitału, by podmioty z państw – nazwijmy to wprost – niemile w Polsce widzianych je teraz wykupywali.
Na szczególną uwagę zwraca właśnie konstrukcja wymierzona w praktyce przede wszystkim w dwa konkretne państwa. Takiego samego rozwiązania ustawodawca nie mógłby zastosować względem państw Europejskiego Obszaru Gospodarczego, z uwagi na prawo unijne. To samo dotyczy zobowiązań naszego kraju względem OECD.