Rząd Mjanmy otrzymał w ubiegłym tygodniu 350 milionów dolarów od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Teraz istnieje poważna obawa, czy pieniądze nie trafią przypadkiem do kieszeni tamtejszych wojskowych. Wszystko przez przeprowadzony pucz w Mjanmie. Wojskowe dyktatury nie słyną w końcu z rzetelnego wydatkowania zagranicznych środków pieniężnych.
Kolejny pucz w Mjanmie to zła wróżba dla tego państwa – rządy wojskowych już raz doprowadziły je do ruiny
Pucz w Mjanmie, czyli niegdysiejszej Birmie, oznacza ponowne przejęcie kontroli nad tym państwem przez wojskową juntę. W dniu 1 lutego armia zadeklarowała przejęcie władzy w myśl art. 417 tamtejszej konstytucji legalizującego zasadniczo zamachy stanu w momencie, w którym doszłoby do „w razie zagrożenia suwerenności kraju i zagrożeniu jedności narodowej”.
O jakim zagrożeniu jedności narodowej w tym przypadku mowa? W Mjanmie przeprowadzono wybory, bardzo podobne co do mechanizmu do polskich wyborów kontraktowych z 1989 r. Przedstawiciele armii mieli zagwarantowane 25 proc. miejsc w mjanmarskim parlamencie. W głosowaniu powszechnym wojskowi przegrali z kretesem. Oskarżyli więc zwycięską Narodową Ligę dla Demokracji o fałszerstwo wyborcze.
Warto przy tym wspomnieć, że Mjanmą junta rządziła od 1962 do 2015 r. To właśnie przemożna chęć pozbycia się władzy wojskowych sprawiła, że w ogóle poczyniono tak daleko idące ustępstwa na rzecz armii. Pod ich rządami jedno z najbogatszych państw regionu stało się jednym z najbiedniejszych na świecie. Armia doprowadziła do nacjonalizacji i centralizacji gospodarki, przepędzenia zagranicznych inwestorów oraz doprowadziła do niemal całkowitej izolacji kraju. To oczywiście skończyło się katastrofą gospodarczą i spadkiem poziomu życia mieszkańców Mjanmy.
Tymczasem pod rządami NLD Mjanma zaczęła wydobywać się ze stanu permanentnego kryzysu i rozwijać swoją gospodarkę w rekordowym tempie. Właśnie tym łatwo wyjaśnić fatalny wynik wyborczy kandydatów popieranych przez mjanmarskich wojskowych. Gdyby ci uznali wyniki wyborów, oprócz zagwarantowanych mandatów, mogliby liczyć na niecałe 7 proc. miejsc w parlamencie.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekazał 350 milionów dolarów w gotówce rządowi Mjanmy tuż przed puczem
Wojskowi deklarują, że przejmują władzę na rok. Później zamierzają przeprowadzić nowe wybory parlamentarne. Tego typu zapowiedzi zwykle warto jednak brać z przymrużeniem oka. Pucz w Mjanmie był wymierzony przede wszystkim w rządzącą i popularną w tamtejszym społeczeństwie Narodową Ligę dla Demokracji. Armia aresztowała wielu polityków tej partii, w tym szefową NLD noblistkę Aung San Suu Kyi.
Jak podaje portal money.pl, pucz w Mjanmie oznacza także poważny problem dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dosłownie w ubiegłym tygodniu demokratyczny rząd tego państwa otrzymał od MFW 350 milionów dolarów w gotówce. Pieniądze te miały posłużyć „zaspokojeniu pilnych potrzeb w zakresie bilansu płatniczego, zwłaszcza wsparciu rządowych środków naprawczych zapewniających stabilność makroekonomiczną i finansową oraz pomoc sektorom gospodarki i słabszym grupom„.
Teraz nie bardzo wiadomo, co się z tymi pieniędzmi stanie. MFW wyraża nadzieję, że wojskowi po prostu wydadzą je zgodnie z przeznaczeniem – o ile chcą pozostawać w dobrych stosunkach z Funduszem. Co jednak, jeśli nie będą chcieli? Wojskowe dyktatury nie słyną w końcu ani z rzetelności, ani z gospodarności. Można również się zastanowić, czy przypadkiem pucz w Mjanmie nie ma jakiegoś związku z pieniędzmi z MFW.
Trzeba przy tym przyznać, że pieniądze otrzymane przez Mjanmę nie były obłożone przez MFW żadnymi warunkami ich wykorzystania. Fundusz nie będzie więc dokonywać żadnych przeglądów, nie ma również realnej możliwości ich wycofania. Wszystko z powodu przyjęcia tzw. ścieżki szybkiego finansowania, która daje państwom-beneficjentom dużą swobodę w wydatkowaniu środków. Jedyne co teraz MFW pozostaje, to wyrażenie ubolewania z powodu niefortunnego terminu transferu pieniędzy.