Prezes Maspexu uważa raportowanie śladu węglowego za bzdurę. Nareszcie ktoś nazwał rzeczy po imieniu

Firma Gospodarka Środowisko Dołącz do dyskusji
Prezes Maspexu uważa raportowanie śladu węglowego za bzdurę. Nareszcie ktoś nazwał rzeczy po imieniu

Portal Spożywczy przytoczył wypowiedzi szefa Grupy Maspex Krzysztofa Pawińskiego. Miał on stwierdzić, że wymagane przepisami UE raportowanie śladu węglowego to totalny bullshit, a więc wierutna bzdura. Technicznie rzecz biorąc, jego wypowiedź odnosiła się szerzej do ESG oraz certyfikacji łańcucha dostaw. Nie zmienia to faktu, że sprzeciw wobec polityki klimatycznego przewodnictwa jest słuszny. Dotyczy to w szczególności zbędnych obowiązków informacyjnych przedsiębiorców.

Wygląda na to, że nie tylko ja nie przepadam za polityką klimatycznego przewodnictwa za wszelką cenę

W trakcie tegorocznego Europejskiego Kongresu Gospodarczego padły słowa, na które warto zwrócić uwagę. Wypowiedział je Krzysztof Pawiński, prezes zarządu Grupy Maspex będącego jednym z największych producentów żywności w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Dotyczyły one unijnej polityki klimatycznej oraz skutków, jakie wywołuje ona dla biznesu. Trzeba przyznać, że nie bawił się on w subtelności.

Jeśli chodzi o ESG i certyfikację łańcucha dostaw, to, używając normalnego języka, totalny bullshit.

Wyjaśnijmy w tym momencie, co jest tutaj czym. Portal Spożywczy oraz WNP.pl przekonują, że Krzysztofowi Pawińskiemu chodzi między innymi o raportowanie śladu węglowego. Jest ono elementem unijnej polityki ESG – „Environmental, Social, and Governance”, a więc „środowisko, społeczeństwo, ład korporacyjny”. Obowiązkowe raportowanie śladu węglowego jest składnikiem obowiązków związanych z ESG wynikającym z dyrektywy CSRD przyjętej w 2022 r.

Wiemy już, że na skutek przebudzenia europejskiego biznesu i elit politycznych obowiązki raportowe wejdą w życie przynajmniej dwa lata później. Pierwotnie największe firmy już w tym roku miały złożyć pierwsze raporty za rok 2024. Docelowo obowiązki miały objąć także przedsiębiorstwa zatrudniające co najmniej 10 pracowników o sumie bilansowej przekraczającej 350 000 euro albo osiągające przychody powyżej 700 000 euro. Można śmiało założyć, że jeśli nic się nie zmieni, to do 2030 r. praktycznie każda średnia firma w Polsce będzie składać raporty o swoim śladzie węglowym.

Nic więc dziwnego, że Krzysztof Pawiński użył mocnego sformułowania „bullshit”. W dosłownym tego słowa znaczeniu mamy do czynienia z „byczym łajnem”. Poprawne tłumaczenie wskazuje jednak na swojską wierutną bzdurę. To jednak nie koniec wypowiedzi szefa Maspexu. Zauważył on, że dodatkowe obowiązki raportowe nie uczynią europejskiego biznesu lepszym, za to równocześnie odbiją się one negatywnie na jego konkurencyjności. Stwierdził także, że odroczenie obowiązków koniec końców niewiele zmienia. Firmy i tak będą musiały ponieść koszty dwa lata później. Tym samym wrócimy do punktu wyjścia.

Raportowanie śladu węglowego i inne przedsiębiorców obowiązki z zakresu ESG powinny wylądować w koszu

Nie jest żadną tajemnicą, że jestem zadeklarowanym przeciwnikiem unijnej polityki „klimatycznego przewodnictwa”, którą wielokrotnie krytykowałem na łamach Bezprawnika. W żadnym wypadku nie zamierzam negować globalnych zmian klimatycznych i wpływu człowieka na nie. Krytykuję jednak przerzucanie obowiązków walki ze skutkami globalnego ocieplenia na zwykłych obywateli Unii Europejskiej oraz podkopywanie fundamentów europejskiego biznesu w imię nie do końca wiadomo czego. Dlatego cieszę się, że Krzysztof Pawiński nazwał rzeczy po imieniu:

-Robiąc certyfikację łańcucha dostaw mamy wystawiać świadectwa moralności naszym dostawcom. Jesteśmy przekonani, że tworzymy wzorzec dla świata, a jesteśmy wzorcem do śmiechu.

Na dobrą sprawę mógłbym określić raportowanie śladu węglowego mianem „współczesnych horoskopów” i zakwestionować wiarygodność tej koncepcji oraz jej realną gospodarczą użyteczność. Tak naprawdę jednak istotna sprawy leży zupełnie gdzie indziej.

Dodatkowe obowiązki informacyjno-certyfikacyjne nakładane przez Brukselę na przedsiębiorców stanowią czystą stratę z punktu widzenia europejskich firm. Im więcej czasu i środków poświęcą one na zaspokajanie fantazji biurokratów, tym mniej ich zostanie na istotę działalności. Gospodarka europejska może na tym tylko stracić. Jeśli ktoś nie wierzy, to niech zapyta dowolnego nauczyciela albo policjanta, jaki mają stosunek do obowiązków sprawozdawczych narzucanych im przez przełożonych albo przepisy.

Nie bez powodu kluczowym hasłem ostatnich miesięcy w debacie publicznej jest „deregulacja„. Okoliczności geopolityczne uległy zmianie. Europa musiała pozbyć się złudzeń, że będzie mogła wiecznie budować swoją małą utopię dzięki bliskim relacjom ze Stanami Zjednoczonymi. Czas polegania w całości na sile miękkiej dyplomacji oraz kultury się skończył. Musimy dysponować twardą siłą. Obecnie oznacza to nie tylko zbrojenia, ale także stawianie na rozwój gospodarczy i innowacyjność. Bez troski o europejskie firmy osiągnięcie tego celu nie jest możliwe.

Trzeba przyznać, że niektóre unijne regulacje są czymś koniecznym. Mowa wręcz o zdobyczy cywilizacyjnej pozwalającej czasem patrzeć na takich Amerykanów z góry. Są to na przykład przepisy dotyczące ochrony interesu konsumentów. Do tej grupy zdecydowanie nie należy raportowanie śladu węglowego. Obowiązki tego typu stanowią sztukę dla sztuki. Służą jedynie realizacją nierealnych aspiracji Brukseli, by „dać przykład reszcie świata”. Dlatego właśnie powinniśmy nie tyle odkładać wejście w życie takich rozwiązań, ile po prostu zrezygnować z nich w całości.