Nie zadziałał Jan Paweł II, nie zadziałał rzekomy przymus jedzenia robaków i odejmowanie Polakom mięsa od ust, słabo poszło z naśmiewaniem się z transseksualistów, nawet 800+ nie zażarło jak miało. No to Jarosław Kaczyński, coraz bardziej obawiający się wyborczej porażki, postanowił sięgnąć po kolejny oręż: referendum w sprawie migrantów. Oto dlaczego i w tej materii niewiele może ugrać.
Referendum w sprawie migrantów
Skąd prezesowi PiS wpadł ten pomysł do głowy? „Pomogła” mu Unia Europejska, która na ostatnim spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych wróciła do tematu przymusowej relokacji migrantów. Ów temat, który pojawił się po raz pierwszy w 2014 roku, był dla PiSu trampoliną do przejęcia władzy. Wtedy bowiem rząd Ewy Kopacz patrzył przychylnie na przyjęcie kilkunastu tysięcy osób do Polski, co Prawo i Sprawiedliwość skwapliwie wykorzystało. Imigrantami Kaczyński szczuł wtedy między innymi snując teorie o jakichś „pasożytach i pierwotniakach” w ich organizmach. Zadziałało, więc w 2018 roku jego partia przed wyborami samorządowymi wypuściła skandaliczny spot sugerujący, że jeśli opozycja wygra, to po ulicach polskich miast będą biegały hordy zdziczałych migrantów, terroryzujące bezbronnych Polaków. PiS te wybory matematycznie wygrał, ale w większości dużych miast prezydentami zostali politycy opozycji, a tymczasem zapowiadanych hord jak nie było, tak nie ma.
Przecież z tym referendum chodzi wyłącznie o to, żeby całą kampanię referendalną finansować w tym samym czasie co kampanię parlamentarną obok funduszu wyborczego. Dla prezesa nie ma najmniejszego znaczenia ani jaki będzie wynik i czy będzie ważne.
— Dominika Długosz (@domi_dlugosz) June 15, 2023
Teraz Unia Europejska wstępnie ustaliła liczbę imigrantów, głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki Pólnocnej, jakie powinny przyjąć do siebie kraje wspólnoty. W przypadku Polski jest to znacznie niższa kwota niż blisko dekadę temu – chodzi o około 1900 osób. Za odmowę przyjęcia każdej z tych osób nasze państwo miałoby zapłacić 20 tysięcy euro rekompensaty do unii. Co, zakładając że PiS nie przyjmie nikogo, nawet dzieci, oznaczałoby koszt w wysokości niecałych 40 milionów euro. I właśnie w tej sprawie Jarosław Kaczyński, co zapowiedział dzisiaj na mównicy sejmowej, chce by przy okazji październikowych wyborów parlamentarnych wypowiedzieli się Polacy. Słowem: PiS planuje dopakować swoją kampanię wyborczą o dodatkowy temat, licząc na to że wzbudzi tak duże emocje, że uda się zmobilizować niezdecydowanych wyborców i przekonać ich do oddania głosu na Prawo i Sprawiedliwość. Które na każdym kroku będzie opowiadać jak to zapewni nam bezpieczeństwo i żadnych migrantów w Polsce nie będzie. Swoją drogą i z tym będzie problem, bo Platforma Obywatelska nauczyła się ostatnie skutecznie reagować na takie zaczepki. Poniżej przykład z dzisiaj:
Relokacja imigrantów trwa: Pod Płockiem PiS buduje 13 tys. miasteczko dla imigrantów z państw islamskich (Indii, Malezji, Pakistanu, Turcji i Turkmenistanu), którzy mają rozbudowywać rafinerię Orlenu. Pierwsi pracownicy właśnie są zasiedlani. Jednocześnie Kaczyński ogłasza… pic.twitter.com/SSLLZCTP1x
— Jan Grabiec (@JanGrabiec) June 15, 2023
To nie te czasy co dekadę temu
To teraz zastanówmy się przez chwilę w jakim obecnie żyjemy kontekście. Kryzys migracyjny w Polsce trwa od dwóch lat na granicy z Białorusią. W jego trakcie do naszego kraju dostały się setki osób, które nielegalnie przekroczyły granicę. Nasze służby jak najbardziej słusznie bronią dostępu do Polski, ale nawet niedawno wybudowana zapora nie jest w stanie w pełni powstrzymać napływu ludzi. Tymczasem oni przez nasz kraj najczęściej docierają do Niemiec czy Skandynawii i tam ślad po nich zanika. Strach przed imigrantami przybywającymi do nas ze wschodu znacznie osłabł, bo – jak się okazało – nie ma się czego bać. Z drugiej strony do naszego kraju przybyły dwa miliony uchodźców z Ukrainy (dziś na stałe mieszka ich już jedynie połowa, reszta wróciła do ojczyzny). Rozkręcanie antyimigranckiej kampanii dotknie również ich, a przecież bez pracowników stamtąd wiele polskich gałęzi gospodarki już dawno by padło z powodu braku rąk do pracy.
Referendum ws. relokacji uchodźców to dowód desperacji PiS. Prezydent Bronisław Komorowski na referendum przed wyborami dotkliwie się poślizgnął.
— Jacek Nizinkiewicz (@JNizinkiewicz) June 15, 2023
Ruch Kaczyńskiego przypomina desperacki ruch innego polityka – Bronisława Komorowskiego, który tak się przestraszył wysokiego wyniku Andrzeja Dudy w 1. turze wyborów prezydenckich w 2014 roku, że ogłosił zupełnie bezsensowne i nikogo nieinteresujące referendum. Chodziło między innymi o jednomandatowe okręgi wyborcze (Komorowski liczył, że w ten sposób sięgnie po elektorat Pawła Kukiza). Skończyło się sromotną klęską Komorowskiego w wyborach, a następnie frekwencyjną klapą owego referendum. Ale prezes PiS od dawna nie działa logicznie. Kolejne szukanie pretekstu do wywołania strachu w narodzie wychodzi mu coraz gorzej, czego koronnym przykładem jest idiotyczna akcja o jedzeniu owadów. Z imigrantami będzie podobnie. Nawet jeśli już kiedyś raz czy dwa razy to zadziałało, to dziś nastroje społeczne są znacznie inne. Polaków po prostu znacznie trudniej przestraszyć. Czy to kogoś dziwi po 8 latach życia z tą władzą?
(źródło zdjęcia: Twitter Prawa i Sprawiedliwości)