Wiele sal weselnych działa uczciwie i szczegółowo rozbija długi rachunek na najdrobniejsze elementy, ale zdarzają się sytuacje wymuszające na nas chwilę namysłu nad logiką pewnych opłat. O ile talerzykowe jako koszt za osobę da się zrozumieć bez problemu, to czym są korkowe i tortowe: za co właściwie płacimy? Dobrze byłoby to wiedzieć. W końcu tradycyjne polskie wesele kosztuje kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Kieliszek z procentami i... procent dla lokalu
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych wynalazków wesel jest tzw. korkowe. To opłata pobierana za wniesienie własnego alkoholu na salę. Brzmi absurdalnie? Właściciele sal weselnych tłumaczą to np. troską o weselników. Oczywiście dałoby się zrozumieć intencje restauratora bojącego się przyniesienia przez gości czegoś z niepewnego źródła i rozdania tego wszystkim uczestnikom zabawy. Ale czy na pewno ta opłata wynika jedynie z obaw o zdrowie ludzi? Nie.
Właściwym powodem jest utrata zysku z marży na trunkach sprzedawanych przez lokal. Sale weselne z reguły mają umowy z dystrybutorami alkoholu oferującymi im atrakcyjne ceny. Jeśli para młoda i goście przyniosą własny alkohol, restauracja traci potencjalny zarobek – stąd pomysł na opłatę rekompensacyjną.
Zwykle korkowe naliczane jest od butelki lub od osoby, czasem procentowo (np. 20 proc. wartości alkoholu), czasem jako stała kwota – np. 5, 10, a nawet 20 czy 30 zł od otworzonej butelki lub od gościa. Z pozoru wydaje się to drobnostką, ale po przeliczeniu na całą imprezę wyraźniej uszczupla budżet.
„Tort z zewnątrz? Proszę dopłacić!”
Drugim popularnym „podatkiem” weselnym jest opłata tortowa. Tu zasada jest podobna. Jeśli para młoda zamawia tort w zewnętrznej cukierni, a nie w lokalu, to lokal traci prowizję, więc nalicza opłatę, aby tę stratę sobie zrekompensować. Nieoficjalnie. Formalne uzasadnienie jest mniej nachalne i jak najbardziej logiczne. Zgodnie z nim obsługa musi pokroić tort, roznieść go, umyć naczynia, a wcześniej przechować wypiek w chłodni. Z tego wynika opłata. Ale czy powinna ona być narzucana i z automatu doliczana do rachunku przez właściciela sali? A może lepiej byłoby potraktować ją jak napiwek?
Nie brakuje też sytuacji, gdy przyniesione słodkości stają się źródłem stresu – tort za mały, za miękki, nieschłodzony, rozpływający się przy krojeniu. Restauracje muszą się tłumaczyć, mimo że nie miały z tortem nic wspólnego poza umieszczeniem w lodówce przed podaniem, i w razie zatrucia świecić oczami przed sanepidem. Nic dziwnego, że część właścicieli sal weselnych decyduje się na stałą współpracę z cukierniami, dzięki czemu mogą oferować wypieki dobrej jakości w różnych wariantach.
Rachunek za wesele zaczyna przypominać paragraf napisany druczkiem
Opłaty typu korkowe czy tortowe mają swoje ekonomiczne uzasadnienie, ale ich skala oraz forma bywają przesadzone. Restauratorzy obawiają się utraty zysków, a pary młode czują się wykorzystywane. Paradoksalnie obie strony tracą – jedna reputację, druga zaufanie. Zdarza się, że podobne praktyki spotyka się w parafiach, np. w postaci opłat za wstęp muzyków na mszę ślubną.
Zamiast mnożyć opłaty, coraz więcej lokali wybiera inne rozwiązanie – współpracę z zaufanymi i niedrogimi dostawcami. Dzięki temu mogą zaoferować klientom przystępne ceny i zachować kontrolę nad jakością. Podobnie z alkoholem – jeśli sala ma szeroki wybór trunków, od lokalnych po importowane, ale nie potwornie drogich, goście nie mają potrzeby przynosić tańszych.