Czas pracy nie ma bezpośredniego przełożenia na jej jakość i w rezultacie na produktywność. Do tego także w Polsce pracownicy mają dosyć pracy dla samej pracy. Rozwiązań problemu jest kilka. Obecnie tym najpopularniejszym wśród decydentów wydaje się czterodniowy tydzień. Alternatywę stanowi dużo sensowniejszy siedmiogodzinny dzień pracy.
Wolne piątki nic nie zmienią w braku produktywności i przeciążeniu pracą od poniedziałku do czwartku
Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej prowadzi obecnie prace nad rozwiązaniem problemu, który od dłuższego czasu robi się coraz bardziej palący. Polacy należą do najbardziej zapracowanych narodów w Unii Europejskiej dzięki 40-godzinnemu tygodniowi pracy. Siłą rzeczy, niekoniecznie odpowiada to samym pracownikom. Debata dotycząca mniej obciążających systemów pracy toczy się co najmniej od czasu epidemii covid-19 i upowszechnienia się pracy zdalnej, skądinąd od jakiegoś czasu zwalczanego przez niektórych przedsiębiorców.
Nikogo chyba nie zaskoczy to, że należąca do Lewicy szefowa resortu pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jak najbardziej chce zmian. W wywiadzie dla Onetu wyraziła się na ten temat jednoznacznie.
Moim marzeniem, moim planem, moją wolą jest, by tydzień pracy został skrócony. Jak? To jest tematem dyskusji. Na stole w przestrzeni debaty politycznej leżą dwie propozycje.
Jedną z nich jest siedmiogodzinny dzień pracy. W rezultacie zamiast 40 godzin w tygodniu pracowalibyśmy ich raptem 35. Tym samym Polacy staliby się jednym z mniej przepracowujących się społeczeństw europejskich. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że obecnie preferowaną alternatywą jest czterodniowy tydzień pracy. Agnieszka Dziemanowicz-Bąk przyznaje, że wprowadzenie wolnych piątków byłoby łatwiejszym organizacyjnie rozwiązaniem. Czy jednak prostsze rozwiązanie jest w tym wypadku tym słusznym? Niekoniecznie.
Przede wszystkim nie sposób się nie zgodzić z punktem wyjścia, który obrało Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej. Jak słusznie zauważyła sama minister:
To wcale nie jest, że im więcej godzin pracownik spędzi w pracy, tym ma lepsze efekty. Wypalenie, stres, przemęczenie obniżają produktywność. Pracownik wypoczęty jest bardziej kreatywny i zmotywowany.
Który z modeli przyniósłby więcej korzyści zarówno pracownikom, jak i samym pracodawcom oraz gospodarce? Postawiłbym na siedmiogodzinny dzień pracy.
Siedmiogodzinny dzień pracy przynosi korzyści nie tylko pracownikom, ale też pracodawcom i gospodarce
Porównanie obydwu alternatyw w samych liczbach przepracowanych godzin na pierwszy rzut oka daje przewagę wolnym piątkom. Czterodniowy tydzień sprowadza się do 32 przepracowanych godzin. To trzy godziny mniej niż w przypadku pięciu siedmiogodzinnych dni roboczych. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że cykl dobowy człowieka nie uwzględnia istnienia tygodni.
Czterodniowy tydzień pracy na co dzień niewiele by zmienił. Cały czas pracowalibyśmy po osiem godzin, z czego okres produktywności według wszelkich dostępnych badań jest zauważalnie niższy. Niektóre szacunki sugerują nawet, że pracownicy są faktycznie skoncentrowani na pracy jedynie przez ok. 3 godziny. Owszem, wolny piątek z pewnością będzie sprzyjał życiu rodzinnemu pracowników albo po prostu wydłużeniu weekendu o jeden dzień. Na co dzień jednak wciąż bylibyśmy mniej-więcej tak samo przepracowani i tak samo przez ostatnią godzinę-dwie wyglądający z niecierpliwością końca pracy.
Siedmiogodzinny dzień pracy z kolei ujmuje pracownikom właśnie tą jedną nieszczególnie produktywną godzinę. Co szczególnie ważne: ten jakże pożądany rezultat uzyskiwalibyśmy przez cały tydzień roboczy. Tym samym reforma z punktu widzenia przedsiębiorców nie byłaby jedynie stratą, którą trzeba by w jakiś sposób nadrobić. Mniej obciążony na co dzień i bardziej skupiony na pracy personel koniec końców mógłby przynieść nawet poprawę produktywności, a przynajmniej motywacji do pracy.
Rozpoczynanie pracy godzinę później to mniejsza ingerencja niż wyjęcie z firmowego grafiku całego tygodnia
Różnica pomiędzy modelami jest więc bardzo prosta. Siedmiogodzinny dzień pracy to szansa na rozwiązanie, które przyniesie mniejsze lub większe korzyści wszystkim zainteresowanym stronom. W przypadku wolnych piątków beneficjentami są wyłącznie pracownicy, którzy wcale nie muszą odczuć tej korzyści od poniedziałku do czwartku. Nic dziwnego, że aż 51 polskich pracodawców nie wyobraża sobie wprowadzenia czterech dni pracy w swojej firmie.
Po raz kolejny jednak należy się zgodzić z resortem pracy, że czterodniowy tydzień jest prostszy do wprowadzenia. Zabranie jednego dnia roboczego jest obiektywnie łatwiejsze niż wprowadzenie dnia pracy w liczbie godzin niepodzielnej przez 3, 4, 6 czy 8. Na pierwszy rzut oka pracodawcy mogliby mieć problem z ustaleniem rytmu codziennej pracy.
Czy jednak aby na pewno? W przypadku firm i instytucji pracujących jedynie na jedną zmianę pracownicy przychodziliby na przykład godzinę później. Hipotetycznie można sobie także wyobrazić pracę na dwie siedmiogodzinne zmiany dające razem 14 godzin otwarcia. Zmiana podstawowego modelu pracy wcale nie musi mieć bezpośrednie przełożenie na pracę zmianową. Nie są to więc przeszkody, których nie dałoby się łatwo pokonać.