Handel w internecie funkcjonuje już tak długo, że nawet nasze ustawodawstwo za nim nadąża. Co najbardziej zadziwia to to, że wcale nie tak trudno natrafić na przedsiębiorcę, który ostatnie dwadzieścia lat spędził odcięty od świata. To właśnie tacy straszą prokuratorem za wystawianie negatywnych komentarzy albo odwołują gwarancję. Oczywiście nigdy nie mają racji.
Zaczynam odnosić wrażenie, że internet zaczyna pełnić funkcję rzecznika praw konsumenta pierwszej instancji. To właśnie tu opisywanych i załatwianych jest najwięcej sporów konsumentów z przedsiębiorcami. Ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną funkcjonuje już niemal 16 lat, a w internecie wciąż roi się od handlowców, którzy jedyne prawo jakie znają to prawo do „zawiadomienia prokuratury o pomówieniu”.
Swoje doświadczenia z pewnym sklepem internetowym opisał wykopowicz Dushnik. Na początku grudnia kupił opony do swojego samochodu. W korespondencji mailowej ze sklepem jeszcze przed ostatecznym zakupem, uzyskał zapewnienie, że wybrane przez niego opony są fabrycznie nowe i wyprodukowane w 2017 roku. Teraz pozostało już tylko czekać, aż zamówienie do niego dotrze, aby zdążył odwiedzić wulkanizatora, zanim spadnie pierwszy śnieg. Ostatecznie opony dotarły do niego po dwóch tygodniach, a opóźnienie miało wynikać z tego, że zostały wysłane z Niemiec. Po ich założeniu na felgi okazało się, że wbrew zapewnieniu sprzedawcy, opony zostały wyprodukowanie w 2015 roku.
Sklep odwołuje gwarancję po negatywnym komentarzu – czy to w ogóle legalne?
Mężczyzna skontaktował się ze sklepem, który stwierdził, że skoro opony są już na felgach, to nie ma możliwości ich zwrotu. Gdy jednak klient zagroził zawiadomieniem Rzecznika Praw Konsumenta, sklep zaproponował zwrot 10% wartości zakupionych opon, czyli około 160 zł. Na deklaracjach miało się skończyć, bo pomimo upływu miesiąca, klient nie otrzymał obiecanych przez nich pieniędzy. Po tym wszystkim wystawił negatywny komentarz, w którym opisał przebieg transakcji. Sklep był oburzony. Do tego stopnia, że w odpowiedzi zakomunikowali, że klient ewidentnie kłamie, a następstwem tego było skierowanie sprawy do działu prawnego, który ma zająć się wyceną strat wywołanych negatywnym komentarzem. Tymi kwotami oczywiście miałby zostać obciążony klient.
Dalej było tylko lepiej. Pracownik sklepu uznał, że negatywny komentarz klienta wypełnia znamiona przestępstwa, które opisuje art. 212 kodeksu karnego.
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Sklep ostatecznie stwierdził, że nie ma żadnego obowiązku podawać roku produkcji oferowanego towaru, a opony od takich klientów nie będą podlegały prawu reklamacji i gwarancji. Po nagłośnieniu tej sytuacji i kilku kolejnych wiadomościach przedsiębiorca ostatecznie zwrócił obiecaną kwotę klientowi, a ten uznał całą sprawę za zakończoną.
Wielokrotnie na łamach Bezprawnika omawialiśmy podobne deklaracje przedsiębiorców, a wnioski zawsze były takie same. Negatywny komentarz na allegro, czy jakikolwiek inny prawie nigdy nie będzie mógł być uznany za przestępstwo w myśl powyższego artykułu. Również anulowanie gwarancji na podstawie dowolnego uznania sprzedawcy nie jest możliwe. Gwarancja jest związana z cechami danej rzeczy, a nie zachowaniem klienta. Tak samo przedsiębiorca nie może pozbawić klienta prawa odstąpienia od umowy zawartej na odległość. Ten w każdym przypadku ma na to 14 dni, a ustawa o prawach konsumenta bardzo precyzyjnie określa wypadki, w których prawo to nie obowiązuje. Co więcej, takie samo rozwiązanie obowiązuje na terenie całej Unii Europejskiej.
art. 27 Konsument, który zawarł umowę na odległość lub poza lokalem przedsiębiorstwa, może w terminie 14 dni odstąpić od niej bez podawania przyczyny i bez ponoszenia kosztów.
Nawet najlepsze prawo, które obowiązuje od ponad dekady, nie jest w stanie zmienić mentalności niektórych przedsiębiorców. Szkoda, że walka o prawa konsumentów musi przybierać tak absurdalne formy i być poprzedzona wymianą takich komicznych deklaracji ze strony przedsiębiorców. W końcu to właśnie tych ostatnich ustawodawca uznaje za profesjonalistów.